Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

A miało być inaczej. Przegrana bitwa o Elbląg

Edward Pukin
Edward Pukin
Bitewny kurz na poligonie Elbląg, bo tak interpretowali elbląskie wybory politycy wysokich szczebli gremialnie nawiedzając nasze miasto, powoli opada i wszystko wskazuje na to, że jak zwykle… wrócimy do normy, czyli do tego, co już było.

To znaczy, że elblążanie sami wpuścili się w przysłowiowe maliny i co najmniej przez rok – szarpiąc się na lewo i prawo, ale już bez nalotu partyjnych notabli, będą rozpamiętywali historyczną szansę, którą ostatecznie przegrali.
A wszystko miało być inaczej a przede wszystkim bez udziału sił zewnętrznych i przejrzyście dla elblążan.
Nadzieję na zmiany w Elblągu rozpaliło referendum i jego zaskakujący wynik, po którym – dopiero wtedy, również swoją szansę na władzę zwietrzyło wielu. Nawet ci, którzy jeszcze miesiąc wcześniej byli przeciwni referendum w sprawie odwołania prezydenta Elbląga i radnych bezradnych a także ci, którzy publicznie – aż do tego momentu, wręcz nie zaistnieli w życiu naszego miasta. Stąd też, jak grzyby po deszczu rodziły się pomysły na nowe komitety wyborcze. Ostatecznie uzbierało się ich aż dwanaście. Po jaką cholerę i czemu to miało służyć, tego nikt nie wyjaśnił?
Piłkarskie powiedzenie, że wszystkie zespoły walczą a i tak w finale grają Niemcy, niczego nie nauczyło elbląskich liderów małych formacji partyjnych a także różnych organizacji i stowarzyszeń. W swoistej bitwie o Elbląg, która w założeniu miała przynieść również wielkie zmiany w stylu i sposobie zarządzania miastem, a stała się tylko walką o fotel prezydenta, odpadło dziesięć komitetów i ośmiu kandydatów na to stanowisko. Ostatecznie - w nierównej walce rozproszonych „małych” z dużymi, na placu boju pozostały największe formacje partyjne: PO i PiS.
Platforma Obywatelska, choć nieco poszarpana, pozbawiona też sporej ilości krwi (czytaj; mandatów radnych), to jednak liczy się nadal w walce o fotel prezydenta i przy ewentualnej wygranej w finale jej kandydatki, dość łatwo powinna skompletować większość w Radzie Miasta (PO + SLD + KWW Wróblewski = PSL). Stąd też rodzi się wniosek, że poza niewielką kosmetyką i przetasowaniem na fotelu prezydenta, wszystko wróci do przed referendalnej normy.
Natomiast inaczej wygląda sytuacja PiS, które choć swój stan posiadania w Radzie Miasta poszerzyło a kandydat tej formacji liczy także na indywidualne zwycięstwo, to jednak w przypadku wygranej bardzo mocno zderzy się z problemem utworzenia większości w elbląskim samorządzie a tym bardziej w kontekście przyszłorocznych wyborów i nieprzerwanej bitwy o Polskę na górze. Biorąc pod uwagę również ten element gry politycznej a przede wszystkim brak świeżej krwi (mandatów) w Radzie Miasta, pewnie wszystko także pozostanie bez zmian… w naszej małej Ojczyźnie.
A miało być inaczej, z perspektywą na transparentność i na nowe pomysły dla Elbląga.
Dlaczego tak się nie stało? Ano, dlatego, że ci słabi i mali „gracze” (komitety wyborcze) nie zdecydowały się utworzyć jednego zespołu na rzecz wspólnej bitwy o Elbląg. A wręcz odwrotnie, każdy próbował samodzielnie wygrać coś dla siebie, zapominając o metodzie D’Hondta, bezwzględnie niszczącej tych małych. Przekroczenie wyborczego progu w wyborach samorządowych nie jest sukcesem, o czym przekonały się komitety wyborców: Elbląskiego Komitetu Obywatelskiego i Wolnego Elbląga a tym bardziej, że w samouwielbieniu bezmyślnie zawęziły swoje szeregi tylko do osób bezpartyjnych.
Próby zjednoczenia „małych” wspólnym blokiem z dużymi szansami na ok. 15 – 18 % poparcia wyborców i prezentowania programu zmian dla Elbląga, nie powiodły się ze względu na próżność i własne ambicje niektórych polityków tych organizacji. Dopiero teraz, już po wyborach, sami przegrani mówią, że szkoda tej utraconej szansy. Polak mądry po szkodzie – przypomina się porzekadło.
Za rok kolejne - tym razem normalne, wybory samorządowe, więc aż się prosi, by do elbląskiego życia publicznego włączyć już teraz nowy organizm wyborczy – taki swoisty blok obywatelski choćby pod nazwą Naszą Partią Jest Elbląg. Tylko taki ruch pozwoli spełnić oczekiwania tej części elblążan, wśród której jest wiele osób nieutożsamiających się z wiodącymi formacjami partyjnymi, ale chcącymi być aktywnymi na rzecz naszego miasta.
Wyłącznie taka inicjatywa jest w stanie zewrzeć szeregi i przeciwstawić się za rok formacjom dominującym w Elblągu, aby – jak powiedział jeden z bezpartyjnych wyborców - nie wybierać już nigdy mniejszego zła i by była to faktyczna bitwa o Elbląg, a nie tylko partyjny poligon i walka o stołki. Bitwa, której efektem powinny być ciekawe pomysły elblążan na rozwój miasta w tym także program pilotażowy dla Elbląga (dywersyfikacja inwestycji), jako projekt zapewniający miejsca pracy dla elblążan. Program, który w przeciwieństwie do olbrzymich nakładów np. na przekop Mierzei Wiślanej, wymaga tylko… rządowej regulacji prawnej.
Awizując taki punkt widzenia elbląskich spraw, nie chciałbym, aby elblążanie za rok obudzili się ponownie "z ręką w nocniku”.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto