Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Aktorki "50+", czyli recenzja "Klimakterium… i już"

Anna Kołodziejczyk
Anna Kołodziejczyk
„Klimakterium… i już”
„Klimakterium… i już” mat.Teatr Capitol
Pełne poczucia humoru, akceptacji dla siebie i swojego ciała - takie są kobiety w fazie menopauzy. Przynajmniej te występujące na scenie stołecznego Teatru Capitol w spektaklu "Klimakterium… i już".

Cztery przyjaciółki ze szkolnej ławy spotykają się (mniej lub bardziej regularnie) od kilkudziesięciu lat. Poznajemy je, gdy świętują n-te urodziny jednej z nich. Jubilatkę - Malinę, "posiadaczkę" lumpeksu, męża i młodego (nie pierwszego już) kochanka (utrzymanka?) odwiedzają stare (absolutnie nie jest to przytyk do wieku!) przyjaciółki. Każda z nich wiedzie inne życie i przynosi do zagraconego używaną odzieżą mieszkania Malwiny własne doświadczenia i problemy.

Pamela to była dziennikarka telewizyjna, zwolniona ze stacji - jak sama twierdzi - z uwagi na tuszę i wiek. Na dodatek została zdradzona i porzucona przez… męża (partnera?) homoseksualistę. Kolejna z przyjaciółek to Krycha - kobieta od zawsze "rozrywkowa", aktualnie prezentująca się raczej jako typ: "z tyłu liceum - z przodu muzeum". Czwarta z pań to Zosia - przykładna gospodyni domowa, żyjąca z dala od stolicy, u boku wciąż tego samego męża.

Przy kolacji, słodyczach (ku niezbyt szczerej rozpaczy Pameli) i winie wymieniają się wspomnieniami i nowinkami ze swojego życia. Takie trochę spotkanie w stylu "Sex w wielkim mieście 50+".

I o czym - można by zapytać - mogą rozmawiać kobiety w jesieni życia? Ale to przecież oczywiste: o mężczyznach, zdrowiu, dietach, ćwiczeniach, trochę o dzieciach! Tyle, że pomiędzy tymi "evergreenami" przewijają się uderzenia gorąca, bolące stawy, kłopoty z pamięcią, "hormonalne humory"… ot, taka codzienność organizmu w menopauzie.

Spektakl utrzymany jest w konwencji kabaretowej (zresztą publiczność może znać jego fragmenty właśnie z kabaretowych scen, na których goszczą gwiazdy "Klimakterium…"). Widz ma momentami wrażenie, że przedstawienie jest zestawem skeczy - połączonych jednak bardzo spójną fabułą. Wartkie dialogi pełne są humoru, niekiedy nieco zgryźliwego lub czarnego. Przy stoliku w salonie Maliny można usłyszeć wiele dowcipnie podanych "życiowych mądrości" w stylu: "mężczyzna jest jak chleb - lepiej go mieć i się nim podzielić, niż go nie mieć".

Rozmowy pań przeplatane są tematycznymi piosenkami. Każdy z muzycznych przerywników to uzupełnienie "klimakteryjnych" dialogów, śpiewany na melodię znanych polskich przebojów (m.in. "Testosteronu", "Kawiarenek", "Kolorowych jarmarków", muzyki z filmu "Jan Serce"). Jedynie do toalety Panie biegają (dosłownie) w takt importowanej "Deszczowej piosenki".

Publiczność może liczyć na niespodzianki. Do każdej z ról "przypisanych" jest kilka grających ją aktorek. Nigdy nie wiadomo, w jakim składzie spotkają się na scenie danego wieczoru, by bawić widzów i zachwycać swoim artystycznym warsztatem. Ja miałam przyjemność obejrzeć przedstawienie ze znakomitymi kreacjami aktorskimi: Elżbiety Jarosik, Elżbiety Jodłowskiej, Ewy Złotowskiej, Grażyny Zielińskiej.
Ponadto Panie zaskakują odważnymi strojami, czasem improwizacjami (gdy tekst najwyraźniej zapodzieje się gdzieś w zakamarkach pamięci), czy interakcjami z publicznością. Idąc na spektakl, nie spodziewałam się, że ze sceny "posypie się"... bielizna. A już na pewno nie sądziłam, że to akurat na moich kolanach wyląduje stanik (z rozmachem rzucony przez wspominająca młodość Krychę).

Przedstawieniu nie można odmówić lekkości, a wszystkim aktorkom dystansu do siebie i odwagi do "scenicznych wygłupów". Widzowie-esteci mogą mieć jednak pewien problem z oswojeniem się z dosadniejszymi stwierdzeniami, występami ze sztucznymi szczękami w roli głównej, czy wreszcie z sugestywnymi (choć dowcipnymi) scenami nawiązującymi do załatwiania potrzeb fizjologicznych.

Trzeba też przyznać, że przedstawienie pomyślane jest bardzo dobrze pod względem "biznesowym" (jak przystało na prywatny teatr, który żeby zapewnić tak znakomitą jakość, musi dobrze dbać o ilość… pieniędzy wpływających do kasy instytucji i artystów). Aktorki, zapraszając widzów na antrakt, zachęcają do nabycia gadżetów, które po spektaklu będą sygnowały swoimi autografami. I tak np. można stać się właścicielem/właścicielką nie tylko pięknie wydanej publikacji na temat przedstawienia i jego twórców, ale także płyty z wykonywanymi na scenie piosenkami, indywidualnych albumów artystek, czy np. reklamującego "Klimakterium…" wachlarza - na uderzenia gorąca oczywiście.
W foyer zaaranżowany jest także "Butik Malina", w którym można kupić elementy garderoby bohaterek komedii lub niektóre elementy scenografii. Butik zaopatrywany jest przez znaną galerię-pracownię, która przygotowała kostiumy do spektaklu i elementy scenicznego wystroju.

Wśród publiczności, zgromadzonej w teatrze, znaczną część stanowią panie w wieku bohaterek sztuki. Jednak warto ją polecić także osobom znacznie młodszym - także mężczyznom. Przede wszystkim dlatego, że na scenie można zobaczyć za każdym razem 4 fantastyczne aktorki. Ich forma dowodzi, że metryka, waga czy ilość zmarszczek nie muszą decydować o tym, ile witalnej energii jest w nas.

Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto