Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Alfabet Ekstraklasy czyli sezon 2011/2012 od A do Z

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Sezon 2011/2012 przeszedł do historii. Przyniósł niespodziewany triumf Śląska, zaskakujące drugie miejsce dla skromnego Ruchu i porażki wielkich. Wyrównana walka o tytuł do ostatniej kolejki trzymała w napięciu, wynagradzając kibicom marny poziom sportowy. O tym, co warto pamiętać, a co lepiej zapomnieć opowie alfabet Ekstraklasy.

A jak Atrjom Rudniew - król strzelców Ekstraklasy. Miewał momenty przestoju tak jak cały Lech, ale kiedy odpalał, to na całego - zaliczył aż cztery hat-tricki. Łotewska maszyna do strzelania goli trafi najprawdopodobniej na eksport do Hamburga, wg "Przeglądu Sportowego" w grę wchodzi kwota rzędu 3,5-4 mln euro.

B jak bramki - za nami kolejny sezon, w którym żaden z zespołów nawet nie zbliżył się do średniej dwóch goli na mecz. Mistrz z Wrocławia trafiał 47 razy, co daje 1,56 bramki na mecz. Dla porównania: Borussia Dortmund - 2,35; PSG - 1,94; Real - 3,16, Manchester City - 2,43. To truizm, ale trzeba go powtarzać - nasze drużyny cierpią grając w ataku pozycyjnym.

C jak Cracovia - w najnowszej historii Ekstraklasy trudno znaleźć zespół, który zasługuje na degradację bardziej od "Pasów". Trzy lata temu - 15. miejsce. uniknęli spadku tylko tylko dzięki temu, że ŁKS nie otrzymał licencji. Dwa lata temu - miejsce nr 12. W ubiegłym sezonie - lokata tuż nad strefą spadkową, o utrzymanie walczyli do ostatniej kolejki. Wśród niezliczonej ilości przyczyn spadku do I ligi, na pierwsze miejsce wybija się fatalna polityka transferowa. Liczba pomyłek kadrowych przyprawia o ból głowy: nie wstrzelono się ani z Polakami (Szałachowski, Grzelak), ani z holenderski zaciągiem (na czele z drewnianym Van der Biezenem), ani z posiłkami z Bałkanów (Puzigaca). Żal było patrzeć na osamotnionego Saidiego Ntizbazonkizę, który nie miał z kim rozegrać piłki.

D jak duet - Arkadiusz Piech i Maciej Jankowski, strzelając łącznie 20 bramek (ktoś może zaraz dopowiedzieć, że Ronaldo z Benzemą/Higuainem mają koncie ponad 60, ale przyłóżmy polską miarę do polskiej rzeczywistości), stworzyli najskuteczniejszą linię ataku w lidze. Intuicja, spryt, technika, zdecydowanie - to były ich atuty. Swojej przyszłości raczej nie będą wiązać z Chorzowem.
E jak estetyka - urodą i atrakcyjnością ten sezon nie powalił. Dominowały tzw. mecze walki, a wiadomo, co kryje się pod tym określeniem. Co najgorsze, wszystkie bez wyjątku szlagiery kompletnie rozczarowały. Nie byliśmy świadkami ani jednego spotkania, które będzie się wspominało po latach. Zwroty akcji, dramatyczne pościgi z finałem w doliczonym czasie gry jak w Premiership, oblężenie bramki przeciwnika przy niekorzystnym wyniku - było tego jak na lekarstwo.

F jak Fornalik Waldemar - najdłużej pracujący trener w Ekstraklasie. Z przeciętnego zespołu wycisnął absolutne maksimum pod każdym względem: fizycznym, motywacyjnym i taktycznym. Jako jedyny z czołówki regularnie wystawiał dwóch napastników. Gdyby Ruch dysponował większym potencjałem organizacyjnym i marketingowym, pierwsza trójka byłaby w jego zasięgu co sezon.

H jak Hajto Tomasz - debiutant na ławce trenerskiej. Po jego przyjściu do Jagiellonii więcej niż o umiejętnościach prowadzenia drużyny mówiło się o braku wymaganej licencji, ale temat szybko ucichł po zdaniu egzaminów. Na treningach serwuje swoim zawodnikom mieszankę germańsko-brytyjską, czerpiąc ze swojego bogatego doświadczenia jako piłkarz. Hajto należy do tej grupy trenerów, która nie usłyszy od swoich zawodników "A ty to gdzie grałeś, że się tak mądrzysz?". Jagiellonia, po niemrawym początku wiosny, prezentowała miły dla oka techniczny futbol.

J jak Józef Wojciechowski - rozstania z Polonią nadszedł czas. Właściciel J.W. Construction ma dość polskiej piłki, nieudaczników, naciągaczy i hochsztaplerów żerujących na jego zaufaniu. "Nie mam wielkich oczekiwań od kupca. Uznałem pieniądze włożone w ten klub dla mnie za stracone, nie sądzę, żebym je odzyskał" - powiedział w wywiadzie dla "Gazety Stołecznej". Przez sportową opinię publiczną zaszufladkowany do roli nieujarzmionego tyrana zmieniającego swoich generałów (czyt. trenerów) po jednej nieudanej bitwie. Wbrew modzie na totalne krytykanctwo warto spojrzeć na jego działalność z drugiej strony - do futbolu przyszedł ambitny biznesmen, który naprawdę nie musiał szargać nazwiska i reputacji niskiej jakości wyrobem piłkarskopodobnym, ale chciał dać impuls do stworzenia nowej, lepszej rzeczywistości. Wybrał sobie wyboistą drogę - kupił drugoligową wówczas Polonię, o której wiadomo było, że ani nie będzie w centrum zainteresowania mediów, ani nie przyciągnie tłumów na trybuny. Z drugoligowego średniaka (po drodze było wykupienie ekstraklasowej licencji Groclinu) stworzył zespół walczący o europejskie puchary. Celował wyżej, nie udało się. Może to otoczenie nie dorosło do prezesa Wojciechowskiego? Jak bardzo był potrzebny okaże się wtedy, kiedy go zabraknie.K jak kibice - średnia frekwencja oscylowała wokół 8,5 tys. W 12. kolejce udało się przekroczyć magiczną barierę 100 tys. widzów. Dużej części publiczności, szczególnie tej zasiadającej na trybunach za linią końcową, nadal nie znane są zasady savoir vivre'u. Festiwali chamstwa (jeśli ktoś chciałby wydać soundtrack z meczu, musiałby umieścić napis "parental adivsory") nie brakowało, ale kluby przeważnie mają związane ręce i w pewnym stopniu są zakładnikami grup zwących się kibicowskimi. Dlatego droga do rozwiązania problemu chuligaństwa prowadzi do gabinetów PZPN-u czy nawet rządu.

L jak Lenczyk Orest - gdy Śląsk w ubiegłym sezonie stanął na drugim stopniu podium, traktowano to jako jednorazowy wybryk. Gdy Wrocławianie zajmowali fotel lidera po rundzie jesiennej, znowu patrzono na nich z przymrużeniem oka. Nie ci piłkarze, nie ten zespół, nie ten trener - mówiono. Lenczyk jednak cały czas sprawiał wrażenie, że nie ma układu nerwowego. To typ indywidualisty, ma swoją filozofię, ma swoje zdanie i nie ogląda się na obowiązujące trendy. Jeśli wierzyć medialnym doniesieniom, w klubie pokłócony jest niemal ze wszystkimi. Pojęcie "podstawowy skład" dla niego nie istnieje, na ławce lądował nawet mózg zespołu Sebastian Mila. Co mają powiedzieć napastnicy Śląska Diaz i Voskamp, którzy nawet po wpisaniu się na listę strzelców następny mecz zaczynali w rezerwie? W wieku 70 lat, po raz pierwszy od 1978 r., Lenczyk sięgnął po tytuł mistrza Polski. To był jego sezon.

Ł jak ŁKS - drugi ze spadkowiczów, przez cały sezon z trudem wiązał koniec z końcem. Jeśli spojrzeć na podstawowe fakty, to w zasadzie klub z Al. Unii nie miał prawa się utrzymać: pięciu trenerów wybieranych od przypadku do przypadku, desant niechcianych piłkarzy w innych klubach, z których większość, jeśli nie wszyscy, najlepsze lata kariery mieli za sobą, do tego problemy ze stadionem i gigantyczne zaległości z płatnościami. Sukcesem był sam fakt, że ŁKS jakoś doczłapał do końca sezonu. Ale co będzie dalej? Na razie można powiedzieć: operacja się udała, tylko pacjent zmarł.M jak murawa - opiekujący się polskimi boiskami powinni wziąć korepetycje u zarządzających kortami Wimbledonu lub chociaż Eastbourne. W zasadzie po co się wybierać na Wyspy - w pierwszym lepszym parku trawnik wygląda na bardziej zadbany niż boiska (jakby nie patrzeć miejsce pracy) klubów o budżetach kilkudziesięciu milionów złotych. O stanie murawy w Poznaniu napisano już wszystko i nadal nie wiadomo, jak rozwiązać problem naświetlania. Niewiele lepiej jest we Wrocławiu. Sami piłkarze Śląska skarżyli się, że trudno po ziemi wymienić kilka podań. Ale to nic w porównaniu z pustynią, jaką stało się w kwietniu boisko Widzewa. Dobrze, że chociaż linie było widać.

O jak obcokrajowcy - ile ze swojej wartości straciłaby Legia bez Kuciaka i Ljuboji, Lech bez Rudniewa, Wisła (w różnych okresach) bez Genkowa, Iliewa czy Meliskona, Polonia bez Caniego i Dwaliszwilego? To niemierzalne, ale śmiało można wybrać odpowiedź między wiele a bardzo wiele. Jeśli Ekstraklasa w jakimkolwiek obszarze zrobiła krok do przodu, jest to właśnie umiejętność przyciągania coraz lepszych zawodników zza granicy. Ranga obcokrajowców w naszych klubach świadczy jeszcze o jednym - jak ważna w dzisiejszym futbolu jest rola dyrektora sportowego, mającego rozeznanie na różnych rynkach i dobre kontakty.

P jak Probierz Michał - najzdolniejszy z nowej generacji polskich trenerów, z uwagi na wygląd nazywany górnolotnie "polskim Guardiolą". Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu odszedł z Jagiellonii, w trakcie epizodycznie przejął stery ŁKS-u, by na wiosnę objąć Wisłę w stanie rozpadu mentalnego. Z uwagi na częstotliwość gier nie miał okazji do reorganizacji treningów wedle swoich upodobań. Wisłę w wersji Probierza zobaczymy dopiero jesienią. Pracy mu nie zabraknie.R jak rada nadzorcza Legii Warszawa - z przewodniczenia tego gremium zrezygnował Mariusz Walter. Wielu komentatorów zwracało uwagę, że założyciel ITI jest ostatnią osobą, która powinna odejść, bo on akurat zrobił wszystko co mógł, by klub z Łazienkowskiej miał solidne fundamenty, jasne wizje i niezbędne środki do gry o najwyższe stawki. W gmachu medialnego holdingu uchodził za głównego orędownika inwestowania w klub. "To przekroczyło granice wstydu" - powiedział po odbierającej szanse na tytuł porażce Legii w Gdańsku.

S jak sędzia - najmniej przyjemny i najbardziej pogardzany zawód związany z futbolem. Po każdym werdykcie jedna ze stron jest niezadowolona, chwilowy wybuch niepotrzebnych emocji czasem obraca się w permanentną i nieskrywaną niechęć. Tak było np. z Lechią która wystosowała prośbę o niedelegowanie na swoje spotkania Roberta Małka, mającego zadziwiającą przypadłość sędziowania meczów wzbudzających wiele kontrowersji. Jak wygląda praca arbitrów od kuchni mogliśmy się przekonać przy okazji meczu Legia - Cracovia (grudzień 2011 r.), kiedy Canal Plus przypiął do ich strojów specjalne mikrofony. Pewnie niejeden kibic po obejrzeniu filmu z tego spotkania stał się bardziej wyrozumiały dla prowadzących spotkania. W ankiecie wyżej wymienionej stacji na pytanie o najlepszego sędziego piłkarze wskazali Huberta Siejewicza i Tomasza Musiała.

T jak Tomasz Frankowski - nieśmiertelny. Z 15 bramkami drugi po Rudniewie w tabeli strzelców tych rozgrywek, ze 162 w całej karierze czwarty w tabeli strzelców wszech czasów. Szkoda, że na Euro będzie tylko w roli trenera napastników, bo kogoś z taką intuicją brakuje w kadrze.

U jak upadek - po 12 miesiącach od wywalczenia tytułu mistrza Polski Wisła Kraków stoczyła się na 7. miejsce w tabeli. W gruzach legła koncepcja Roberta Maaskanta i Stana Valckxa wspomaganych przez prezesa Bogdana Basałaja, którzy tworzyli zespół pod Ligę Mistrzów, niespełnione marzenie właściciela Bogusława Cupiała. Z wymienionej trójki w Krakowie został tylko Valckx, ale jego dni wydają się policzone. Zatrudniony wiosną na stanowisku wiceprezesa ds. sportowych Jacek Bednarz ma za zadanie przeprowadzić możliwie jak najmniej boleśnie (bo wiadomo, że będzie bolało) proces przebudowy zespołu, z którego odejdzie lekko licząc 6-7 zawodników. Koniec sezonu nie oznacza dla Wiślaków wakacji - na życzenie Michała Probierza mają trenować do końca maja.W - jak wypowiedzi pomeczowe - zwykle nudne, banalne, nic nie wnoszące do podsumowania widowiska w stylu "to był ciężki mecz, staraliśmy się, ale nie wyszło". Piłkarze sprawiają wrażenie, że po najmniejszej linii oporu odbębniają obowiązki względem mediów. Z trudem udało się wyłowić kilka perełek, które dają promień nadziei na to, że są jednak ludzie zdolni do mniej lub bardziej błyskotliwych przemyśleń:

1. Mateusz Żytko (Cracovia) za weszlo.com: "Ja nie wiem, co się z nami dzieje. Nie wiem, naprawdę. W domu wszystko w porządku, nie palę, nie chleję, a wyników nie ma".

2. Niespotykany akt samokrytyki Marcin Budziński (Cracovia) w rozmowie z Jarosławem Kowalem z "Gazety Krakowskiej": "Może po prostu nie jestem prawdziwym piłkarzem? Może najlepsi nie czytają książek, a za to są geniuszami na boisku". Kilka pytań dalej: "Oczywiście dopóki mam ważne kontrakty, będę się starał robić swoje i ciężko pracować... Z tym że ta praca jest bezowocna, jak bicie głową w mur. Naturalnie nie poddaję się. I naprawdę nie jestem pesymistą, tylko realistą (..) Niektórzy chcieli mnie zrobić wielkim zawodnikiem. Bardzo to doceniam, ale nigdy nie widziałem w sobie takiego talentu, jaki dostrzegali inni".

3. Czesław Michniewicz po debiucie w roli trenera Polonii Warszawa (3:0 ze Śląskiem Wrocław): "Momentami zagraliśmy jak Rolling Stonesi, ale nie brakowało też momentów, gdy fałszowaliśmy w rytmie disco polo".

Z jak "Złocisto-krwiści" - przydomek kieleckiej Korony, wiosną najefektowniej prezentującej się drużyny Ekstraklasy, doskonale oddający jej duszę. Leszek Ojrzyński, bez dwóch zdań jedno z największych odkryć trenerskich tego sezonu, zaszczepił w swoich piłkarzach instynkt wojowników, którym przyświecała zasada po trupach do celu. Na boisku nie mieli ani chwili przestoju, nikt nie odstawiał nogi, stałym elementem gry były bezpardonowe faule i wybijanie przeciwnika z rytmu. Aż 13 zawodników Korony kończyło rozgrywki z minimum czterema żółtymi kartkami. Rekordzistą całej ligi jest Kamil Kuzera, upominany 12 razy, który o jedną kartkę wyprzedził Tomasza Lisowskiego.

Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto