Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Alicja Tysiąc chciała wykorzystać media. Media wykorzystały ją

Władysław Polakowski
Władysław Polakowski
Marzena Bugala / Polskapresse
W ostatnim numerze tygodnika "Wprost" pojawił się wywiad z Alicją Tysiąc. We wstępie pojawia się mocna teza, że kobieta znalazła sposób na zarabianie pieniędzy na zakazie aborcji. Sama zainteresowana twierdzi, że ją poniżono.

"Alicja Tysiąc chce więcej pieniędzy. Znalazła sposób, jak nadal zarabiać na zakazie aborcji" - czytamy na okładce "Wprost". Wewnątrz znajdziemy wywiad z kobietą, która pozwała Polskę i wygrała proces w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.

W marcu 2007 r. trybunał orzekł, że w przypadku Alicji Tysiąc naruszono artykuł 8. Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i przyznał 25 tys. euro odszkodowania. ETPC uznał, że kobieta nie mogła odwołać się od decyzji lekarzy, którzy nie pozwolili jej przeprowadzić legalnej aborcji, mimo opinii trzech okulistów, że ciąża może doprowadzić ją do utraty wzroku. W kwietniu 2000 r. ginekolog ze szpitala na ul. Czerniakowskiej w Warszawie stwierdził, że nie ma wystarczającego uzasadnienia, by dokonać przerwania ciąży.

Alicja Tysiąc zawiadomiła prokuraturę o popełnieniu przestępstwa, ale sprawę umorzono. Według biegłych ciąża nie miała wpływu na pogorszenie wzroku (krótkowzroczność, -26 dioptrii). W 2003 r. kobieta zwróciła się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, gdzie podniosła zarzut naruszenia zapisów 4 artykułów Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, w tym art. 3 mówiącego o torturach i nieludzkim traktowaniu. 20 marca 2007 roku trybunał wydał orzeczenie. Nie przyznał jednak prawa do aborcji, ale stwierdził, że Tysiąc nie mogła odwołać się od decyzji lekarzy, a państwo nie zapewniło przepisów wykonawczych, które umożliwiłyby szybkie przeprowadzenie procedury.

Ogłoszenie decyzji wywołało gorącą dyskusję zarówno dotyczącą ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, ale też samej decyzji trybunału, jak i pobudek, które kierowały kobietą.

"Zasłanianie tej prostej prawdy słowami o tym, że Alicja Tysiąc nie złamała prawa, a jedynie próbowała egzekwować przysługujące jej prawa - jest absurdalne. Adolf Eichmann też nie łamał hitlerowskich praw, czy to znaczy, że nie można go nazwać mordercą (w tym przypadku już nie niedoszłym, a jak najbardziej doszłym)?" - napisał Tomasz Terlikowski, ówczesny naczelny "Frondy". Tysiąc pozwała go, domagając się 130 tys. złotych zadośćuczynienia. Wcześniej toczył się proces z "Gościem Niedzielnym", który ostatecznie zakończył się ugodą.

Wspomniany na początku wywiad we "Wprost" powstał z inicjatywy "bardzo znanej osoby", która zaoferowała kontakt do dziennikarki tygodnika. W rozmowie z serwisem Gazeta.pl Alicja Tysiąc tłumaczy, że liczyła, iż pomoże jej to w znalezieniu pracy. "Czułam się podczas rozmowy ciągle atakowana, ale ta pani tłumaczyła mi, że to jest wywiad i ona musi zadawać takie pytania, a ja mam na nie odpowiadać" - powiedziała Tysiąc. Dziennikarka "Wprost" zadawała trudne pytania. Pojawił się zarzut, że pozwy są sposobem na życie.

"Ja nie jestem osobą, która pije alkohol, która przepieprza pieniądze nie wiadomo na co. Proszę pani, moje leki obecnie kosztują ok. 700 zł miesięcznie. Ja chcę w tym kraju po prostu godnie żyć" - tłumaczyła Magdalenie Rigamonti, ta jednak dopytywała, co ma na myśli i przypomniała, że kobieta otrzymała od miasta mieszkanie, za które nie płaci. "Nie mam pracy. Z czego mam płacić? Jakbym miała, tobym płaciła" - broniła się kobieta.

Po publikacji "Wprost" w obronie Tysiąc stanął serwis Agory. Ton wywiadu z nią jest jednoznaczny: tygodnik postawił fałszywe oskarżenie, bo do tej pory pozwany został tylko Tomasz Terlikowski i "Gość Niedzielny". Procesy mają być sposobem obrony godności. "Ktoś sobie zrobił ze mnie zabawkę, nie wiem dlaczego. Teraz "Wprost" zarabia pieniądze. Nie wiem, czego chciał ten tygodnik, ale czuję się obrażona. Dość, że miałam trudno, to teraz mam jeszcze trudniej. To jest po prostu przykre i bardzo źle się z tym czuję. A pani redaktor nie odbiera teraz ode mnie telefonów. Dzwoniłam dwa razy i tylko się nagrałam na pocztę" - mówi o wywiadzie dla tygodnika Alicja Tysiąc.

Sprawa nie jest jednoznaczna, bo nakładają się na siebie różne okoliczności. Rzeczywiście tezę postawioną w okładkowym artykule można uznać za naciąganą. Samo stwierdzenie Tysiąc, że ustawiła filtr w internecie, by wychwytywać przypadki naruszenia dóbr osobistych to za mało, by stwierdzić, że żyje ona z odszkodowań.

Jest też druga strona medalu. Alicja Tysiąc zgodziła się na rozmowę z "Wprost" i nie ukrywała, że chce wykorzystać media do znalezienia pracy. Odpowiadała na pytania dziennikarki i dała - wątłe, ale jednak - przesłanki do takiego, a nie innego skonstruowania tytułu tekstu.

Trzecim elementem jest wywiad w serwisie Gazeta.pl. Tu również widać jednostronność. Tym razem rolę "złego" pełni "Wprost", a Tysiąc wykreowana została na biedną i oszukaną kobietę. Nosił wilk razy kilka, chciałoby się zacytować przysłowie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto