"Mogę być lepszym prezydentem od Kaczyńskiego. Wiem jakiej prezydentury oczekują Polacy" - powiedział Jerzy Szmajdziński w TVN24. Ta pełna samozachwytu i samochwalstwa wypowiedź uzmysłowiła mi inny, zupełnie odmienny od powszechnie rozważanych, aspekt rezygnacji premiera Tuska z wyścigu do pałacu na Krakowskim Przedmieściu.
Swego czasu zatrudniłem się w pewnej firmie, nie wymienię jakiej, aby nie czynić kryptoreklamy, na stanowisku opuszczonym dwa dni wcześniej przez wyrzuconego z wielkim hukiem, rwetesem i w niesławie pracownika.
Po wstępnym zapoznaniu się z obowiązkami, stwierdziłem, że wystarczy mi angażować najwyżej 10 proc. czasu i potencjału w pracę, resztę czasu mogę zaś spokojnie czytać książki, udzielać się w internecie, albo najzwyczajniej zbijać bąki, co i z lubością czyniłem. Moi przełożeni doskonale orientowali się, czym wypełniam opłacane przez nich godziny, nie mieli jednak nic przeciw, a nawet po dość krótkim okresie stałem się cenionym i stawianym za wzór pracownikiem firmy.
Dostałem podwyżkę, przestano mnie też prawie kontrolować, bowiem zorientowano się, iż niewiele robiąc, robię i tak nadto, co wymagano, na dodatek dobrze i sumiennie.
Na czym polegała ta moja, doceniana doskonałość, różniąca od zwalnianych wcześniej poprzedników? Po prostu - jestem zgodny, niekonfliktowy, ale przede wszystkim [nie chcę tu, broń Boże, nic sugerować] nie piję alkoholu i właśnie to, a nie jakieś specjalne predyspozycje, czy talenty uczyniły mnie wzorowym pracownikiem.
Szefowie, czy pechowi, czy może alkoholizm jest tak powszechny, wciąż trafiali na nieodpowiedzialnych zakamuflowanych pijusów. Nie wspominając o poważniejszych problemach, już samym chuchem przynoszących wstyd i straty firmie, więc gdy z czasem przekonali się, że naprawdę nie tykam alkoholu, hołubili mnie jak to przysłowiowe zgniłe jajko.
Donald Tusk jest człowiekiem ambitnym, gdyby nie był, nie osiągnął by tego, co i do tej pory w polityce zdobył. Dla ambitnego polityka przejęcie schedy po kimś miałkim i mało popularnym, i na tym gruncie budowanie, małym wysiłkiem, własnej, dużo lepszej od poprzednika pozycji i wizerunku jest, delikatnie mówiąc, obraźliwe i mocno uwłaczające.
Możliwe, iż biorąc i tę ewentualność pod uwagę, premier podjął swą tak głośną ostatnio decyzję. Ustąpi pola, odczeka kierując rządem, a na następną kadencję zmierzy się w wyborach z bardziej równorzędnym przeciwnikiem, niż przyszłoby mu to obecnie. Tak postępują ludzie ambitni, świadomi swej wartości.
Ostatnio niezmiernie śmieszy mnie też egzemplifikacja słów "zaangażowany" i "zainteresowany" w odniesieniu do uczestnictwa w nadchodzących wyborach pana prezydenta i pana premiera. Do chwili expose pana Tuska, obaj byli w tej kwestii zaangażowani, teraz ten ostatni jest już tylko zainteresowany.
Różnicę między oboma pojęciami najlepiej wyjaśnia jajecznica na boczku. Kura jest w niej zainteresowana, a świnka zaangażowana, i to mocno. Smacznego.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?