Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Andropauza": nie ma się z czego śmiać

Redakcja
Pełna obsada spektaklu "Andropauza - męska rzecz".
Pełna obsada spektaklu "Andropauza - męska rzecz". Krzysztof Krzak
Trzecim spektaklem prezentowanym w ramach Ostrowieckich Prezentacji Teatralnych była "Andropauza - Męska rzecz, czyli zdecydowana odpowiedź na Klimakterium", czyli na sztukę autorstwa Elżbiety Jodłowskiej, graną w warszawskim Teatrze Capitol.

Autorem "Andropauzy..." jest Jan Jakub Należyty, piosenkarz, aktor (pojawia się też w tym przedstawieniu), satyryk, konferansjer - słowem: człowiek orkiestra. Tym razem skomponował, powiedzmy sobie bez ogródek, taką sobie sztuczkę o pięciu panach, w wieku mocno zaawansowanym, którzy spotykają się w nowoczesnym sanatorium i rozmawiają, a czasami śpiewają, bo przygotowują się do udziału w sanatoryjnym festiwalu piosenki. Próby odbywają się pod kierunkiem ordynatora, doktora Zósa (taką pisownię podaje sam bohater), któremu w szlachetnym zamiarze ukulturalnienia kuracjuszy (zwanych przez doktora utracjuszami) przeszkadza jego rodzony brat (w obydwu rolach występuje ten sam aktor, którego nazwisko jednakowoż nie pojawia się na plakatach; prawdopodobnie był to Michał Pietrzak). Co takiego robi ten zły? Łatwo się domyślić: potajemnie rozprowadza viagrę i feromony, mające starszych panów uczynić demonami seksu. Bo, jak jeszcze łatwiej się domyślić, panowie w większości rozmów toczą "debaty" o płci nadobnej i swojej męskości (jakkolwiek by to rozumieć), próbując udowodnić sobie i widzom, że "chcieć to móc", co nie zawsze jest prawdą. Wiele rzeczy w tej sztuce jest przewidywalnych. Ot, choćby to, że jeśli bohater (grany przez Dariusza Gnatowskiego) nie chce podać swojego imienia, to musi mieć on na imię Alfons i nazywać się Majtas.

Szczerze powiedziawszy, mam pewne obiekcje przed nazywaniem "Andropauzy..." sztuką. Bardziej skłonny byłbym nazwać ją spektaklem kabaretowym z raczej niewyszukanym i pozbawionym niuansów dowcipami. Pozbierano w nim znane z życia codziennego powiedzenia, skojarzenia sytuacyjne i słowne, wśród których, to prawda, zdarzają się też takie zaskakująco oryginalne stwierdzenia, jak "nie taka baba straszna, jak się umaluje" czy "miłość do kobiety jest piękniejsza od niej samej". Niestety, nie jest ich za dużo. Trochę szkoda, bo mam wrażenie, że aktorzy tej miary, co Ryszard Kotys, Maciej Damięcki czy Dariusz Gnatowski męczą się, odtwarzając teksty, które niekoniecznie powinny znaleźć się w sztuce teatralnej, nawet jeśli jest ona z założenia komedią. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że każdy z wymienionych "dałby radę" z trudniejszymi zadaniami. Świadczą o tym popisy aktorskie w indywidualnych scenach tych aktorów.

Akcja "Andropauzy..." wyreżyserowanej przez Dariusza Szadę - Borzyszkowskiego przerywana jest piosenkami z tekstami napisanymi przez Należytego do znanych melodii, takich jak "Granada" (przerobionej na - nomen omen - słowo "żenada"), "Mamma" czy marsz niewolników z opery "Nabucco" Verdiego. Przebojem śpiewanym na bis jest "Prostata". Popisy wokalne znanych aktorów są raczej średnie. Jak cała "Andropauza". Trochę szkoda niewykorzystanej szansy. Może lepiej by było, gdyby sztukę o bolączkach mężczyzn napisała kobieta?

Pisałem w recenzji poprzedniego przedstawienia Ostrowieckich Prezentacji Teatralnych ("Diabli mnie biorą"), że dziwnym zbiegiem okoliczności głównym elementem scenografii sztuk współczesnych jest łóżko. A tu zaskoczenie: scenografki, Małgorzata Żukowska i Małgorzata Filipiak, wykorzystały kolorowe parawany. Choreografię opracowała Julita Kożuszek.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto