Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej i Maja Sikorowscy: "Nie jesteśmy sensacją dla mediów"

Redakcja
Andrzej Sikorowski i Maja Sikorowska
Andrzej Sikorowski i Maja Sikorowska mat. promocyjne
Andrzej Sikorowski i Maja Sikorowska to rodzinny muzyczny duet. Lider Grupy Pod Budą, na zaproszenie Keja Pub, wystąpił ze swoją córką na Sali Koncertowej Filharmonii Łódzkiej. Oto wywiad, który przeprowadziłem przez Ich występem w Łodzi.

Adam Sęczkowski: Co musi posiadać utwór, aby zwrócili Państwo na niego uwagę i stwierdzili, że jest dobry dla Was i będzie dobry dla słuchaczy?

Maja Sikorowska: Na pewno bym rozdzieliła te dwie rzeczy; co będzie dobre dla mnie, a co dla słuchaczy. Tak się składa, że mam mało komercyjny gust muzyczny. Przy doborze utworu bardzo liczy się dla mnie tekst. Myślę, że ma na to wpływ dom rodzinny. Tata pisał teksty dla siebie, dla mnie. Ta warstwa była dla mnie i jest bardzo istotna. Aby utwór był ciekawy to musi mieć mądry tekst, a przy tym okraszony miłą dla ucha melodią. Dziś w rozgłośniach radiowych królują piosenki komercyjne i my jesteśmy osadzeni w dużej niszy, ale rozumiemy, że każdy ma inny gust.
Andrzej Sikorowski: Ja tworząc kieruję się jakimś wzorcem, który wypracowałem przez lata. Oczywiście, jak większość ludzi, którzy piszą piosenki, nie mam żadnego patentu na to, co zrobić, aby piosenka spodobała się publiczności, trafiła na listy przebojów. Tego nie da się przewidzieć. Bardzo często decyduje o tym przypadek, sposób lansowania tego utworu itd. Mam wiele piosenek bliskich mojemu sercu, które nie zostały wielkimi przebojami, a z kolei inne piosenki zostały świetnie przyjęte przez publiczność stając się przebojami. Pisząc teksty korzystam z pewnej mojej filozofii życiowej, staram się nie śpiewać głupot, za które będę musiał się wstydzić i żeby moja żona nie patrzyła na mnie krzywo (śmiech). To ona jest jednym z pierwszych sędziów tego wszystkiego co ja robię i powiem, że sędzią dosyć surowym. W związku z tym, że 40 lat słucha moich piosenek to myślę, że gdybym nagle postanowił lansować utwór disco polo to moja żona pewnie by pomyślała, że zwariowałem.

Czy obecnie sędzią numer 1 jest małżonka czy córka?

A.S.: Obie są chyba w podobnym stopniu. To najbliższe kobiety mojemu sercu i to one w pierwszej kolejności słuchają tego, co uda mi się stworzyć.
M.S.: My zawsze szczerze rozmawiamy na te tematy, co oznacza, że nie zawsze wszystko nam się podoba. Jak coś jest nie tak, to otwarcie o tym sobie mówimy. Jest więc miejsce na krytykę, oczywiście konstruktywną, bo tylko ona do czegoś może nas doprowadzić.

W jakim wieku zdałaś sobie sprawę, że Andrzej Sikorowski to ceniony w Polsce artysta?

M.S.: (śmiech) Ciekawe pytanie. Oczywiście stawiając pierwsze kroki nie zdawałam sobie z tego sprawy, że mój tata jest znanym artystą i dla wielu osób znaczy bardzo wiele. Myślę, że jak byłam osobą dojrzałą emocjonalnie, gdzieś na etapie liceum, uświadomiłam sobie tę istotę. Ale ja do tego podchodziłam zupełnie normalnie, nawet dzisiaj tak jest. Jestem córką mojego taty, a więc też nie potrafię się do tego odnieść jako do bycia na scenie z gwiazdą. Raczej traktuję te występy rodzinnie. Cieszę się, że mogę z nim występować, natomiast nie traktuję tego jako jakiegoś wielkiego wydarzenia. Zdaję sobie jednak sprawę, z tego, że ludzie tatę cenią i okazują to w jakiś konkretny sposób.
A.S.: Dzieci do takich spraw jak sława, gwiazda, postać telewizyjna podchodzą najbardziej naturalny, a mianowicie nie robi to na nich wrażenia, że ktoś jest znany. Przez nasz dom ciągle przewijali się ludzie, którzy pojawiali się także w telewizji. Dla Majki byli to po prostu bliżsi lub dalsi wujkowie. Myślę, że jeśli do nas przychodził mój kolega, który był mechanikiem samochodowym, to dla niej znaczył prestiżowo tyle samo, co ten facet, który się pokazywał w telewizji.
M.S.: Chociaż oczywiście potrafię zrozumieć przejęcie ludzi, którzy podchodzą do nas po koncercie, aby porozmawiać, wziąć autograf czy zrobić sobie wspólne zdjęcie. Dla nas jest to tak normalne, że my dla nich gramy i dajemy jakąś tam ucztę duchową, a dla nich naprawdę wielkie przeżycie.

Ponieważ prywatnie uwielbiam Państwa twórczość to dzisiejsza rozmowa jest wielkim przeżyciem.

M.S.: Cieszymy się bardzo.

Maju, a czy tata zaglądał do Twoich zeszytów?

M.S.: (śmiech) Oj niejednokrotnie. Rodzice na jakimś etapie szkoły pomagali mi w lekcjach. Byłam straszną "nogą" matematyczną. To był istny dramat. Nigdy nie umiałam liczyć i nie umiem do dzisiaj i się do tego otwarcie przyznaje. Tata umiał liczyć dobrze, więc był jakby moim wsparciem i nauczycielem od przedmiotów ścisłych. Wybijałam się w przedmiotach humanistycznych, a ze ścisłymi niestety "kuśtykałam" i w nich mi tata bardzo pomagał żebym cokolwiek potrafiła zrozumieć.
A.S.: Chcę zaznaczyć, że zaglądanie do zeszytów nie miało kontroli jakie oceny przyniosła ze szkoły, bo to nie było istotne. Pomagaliśmy Mai przy odrabianiu lekcji i z tym zupełnie oczywistych powodów musiałem czasem do tego zeszytu zerknąć. Uważam, że jestem słabym pedagogiem i powiem szczerze, że mój stosunek do szkoły i edukacji jest dość osobliwy. Ja bym szkoły zlikwidował, ale oczywiście nie mogę tego zrobić (śmiech).
M.S.: Rodzice nie byli dla mnie surowi. Jeśli widzieli, że się uczyłam, a na sprawdzianie otrzymałam np. ocenę dwójkę to nie robili z tego tragedii, tylko przechodziliśmy nad tym do porządku dziennego.
A.S.: A już na pewno jak Majka przyniosła notę czwórkę to nie pytałem dlaczego nie piątkę, o czym się często dziś słyszy. Uważałem, że ona uczy się, aby coś umieć, a nie dla oceny, którą dostanie.
Mam dla Państwa tym razem wspólne pytanie; Co daje ojciec córce, czego mama jej nie da?

M.S.: Hmm. Takiego pytania jeszcze nikt nam nie zadał.
A.S.: Myślę, że jest to relacja oparta o kwestię płci. Myślę, że ojciec może dać pewnego rodzaju oparcie, poczucie bezpieczeństwa.
M.S.: My z tatą zawsze trzymaliśmy przysłowiową sztamę. Byliśmy ze sobą blisko emocjonalnie. Jak był jakikolwiek spór w domu to myśmy prawie zawsze przyjmowaliśmy ten sam front. Czułam, że tata na wiele więcej rzeczy mi pozwala niż mama. Wynikało to z tego, że mama musiał sprawować pieczę nad niektórymi rzeczami bo inaczej wszystko nie byłoby aż tak poukładane.
A.S.: Ojciec jest często swego rodzaju przeciwwagą. Na matkę spada obowiązek codzienny pilnowania wielu spraw. Jako ojciec, którego często nie było w domu, starałem się te braki w wychowaniu dziecka nadrabiać w taki sposób nieco histeryczny. Kiedy przyjeżdżałem to biegałem z Majką do kina, do teatru, do muzeum. Równocześnie na znacznie więcej Mai pozwalałem co moja żona. Pewnie przez to, że podświadomie wydawało mi się, że ja coś córce muszę zrekompensować w tym swoim niedostatku ojcowskim. Uważam też, że ojciec powinien także dawać swemu dziecku pewien wzór zachowań, moralności, co nie oznacza, że matka nie powinna tego okazywać. Powinno to się odbywać przy ścisłej współpracy obu rodziców. Myślę, że z samego faktu, że udało się z moją żoną być razem, bez większych zawieruch, od 40 lat, pozwolił na wypracowanie sposobu na wychowanie dziecka.

Jakie było najdziwniejsze pytanie, które usłyszał Pan od Mai?

M.S.: U la la. (śmiech)
A.S.: Już wiem. Maja od dziecka bardzo bała się psów. Nie wiem czy wynikało to z jakiejś traumy, że pies ją kiedyś przestraszył czy ugryzł. Potem to zachowanie się zmieniło bo mieliśmy pod dachem przez 10 lat bokserkę, do której Maja często się przytulała i nie przyszło jej do głowy, aby się bać. Ale obawa małej dziewczynki przed psami powodowała, że przenosiła ją na świat. Kiedyś poszła z moją siostrą do Kościoła Mariackiego, zobaczyła tam księdza i spytała mojej siostry czy ksiądz gryzie? Wynikało to z tego, że jej się wydawało, że każdy ktoś nieznany, tajemniczy może zachować się jak pies.

Maju, czy przechodziłaś typowo okres buntu?

M.S.: Z tego co mi mówią rodzice i co sama sobie przypominam to nie. Pod tym względem byłam chyba nietypowym dzieckiem. Tak naprawdę to chyba nigdy nie sprawiałam rodzicom większych kłopotów. Nie miałam potrzeby buntowania się. Wydaje mi się, że ten okres od bycia dzieckiem, poprzez dorastanie aż do dorosłości, przebiegł dość łagodnie. Nie przypominam sobie jakiś szczególnych ekscesów z tym związanych. Myślę, że tata może to potwierdzić.
A.S.: Nie była to dziewczyna, która uciekała z domu. Maja nie paliła gdzieś po kryjomu w krzakach, nie wiązała się z jakimś podejrzanym towarzystwem itp.
M.S.: Raczej się trzymałam z dala takich osób i jako nastolatka nie ulegałam żadnym nałogom, które były modne wśród moich kolegów i koleżanek.
Czy córka tak wielkiego artysty jak Andrzej Sikorowski była skazana na zostanie artystką?

M.S.: Na pewno byłam skazana muzyką bo z nią dorastałam i ją kochałam i kocham nadal. Rodzice nigdy nie wywierali na mnie presji, abym została piosenkarką. Wiedzieli, że przejawiam jakiś talent muzyczny, ale też nie wiedzieli jak to się dalej rozwinie. Dawali mi wolną rękę w kształtowaniu drogi zawodowej.

Kiedy pierwszy raz poczułaś będąc na scenie, że jesteś postrzegana jako Maja Sikorowska, a nie córka Andrzeja Sikorowskiego?

M.S.: Tak do końca nie mogę tego rozdzielać. To coś, co w moim życiu artystycznym do mnie przywarło i pewnie wiele osób zawsze będzie mnie postrzegać przez pryzmat znanego taty. Natomiast z powodu, że zaczęłam łapanie jakiś innych dróg artystycznych. Moje występy z zespołem Kroke, czy obecnie z innym krakowskim zespołem Sokół Orkestar, z którym mam możliwość śpiewania greckich piosenek sprawiają, że troszkę odcinam się od tego powiązania. W tych projektach występuję już jako Maja Sikorowska z zespołem.

Na czym polega fenomen twórczości Andrzeja Sikorowskiego?

A.S.: Myślę, że może to, że te piosenki są prawdziwe. Opisują świat przeciętnego naszego rodaka, a więc każdy może się z nimi utożsamić. Ja opisuję los takiego faceta, który pod określoną szerokością geograficzną; chodzi do pracy, zjada chleb, robi zakupy, jeździ tramwajem, chodzi do knajpy. Te piosenki zatem może zanucić sobie każdy człowiek. Nie nakreślam świata z pozycji gościa, który mieszka na jakimś luksusowym osiedlu otoczonym siedmiometrowym murem, jeździ limuzyną, a obok siebie stoi kilku ochroniarzy. Ja jestem dość zwyczajnym gościem, którego można spotkać na ulicy w mieście. Myślę, że ludzie mają sentyment do takiej prawdy, a strasznie nie lubią udawania. Bardzo łatwo wyczuwają, gdy ktoś mówi nieprawdę. A ja zawsze chciałem pisać piosenki prawdziwe i nigdy nie próbowałem stroić się w cudze piórka. Nie ulegałem modom. Jak był modny dany gatunek muzyczny, to ja nigdy nie szedłem w tym kierunku. Nie wpadnę na pomysł dzisiaj, aby zaśpiewać piosenkę w stylu disco polo czy metalową, bo po prostu to nie jest mój świat. W związku z tym myślę, że moi słuchacze wiedzą, że jestem autorem, który nie oszukuje.
Gdybyście mieli coś zmienić w ostatnich 5 latach swojego życia to, co by to było?

A.S.: Ja bardzo dużo podróżuję i może zdążyłbym pojechać do Ameryki Południowej, gdyż to jest jedyny kontynent, na którym nie byłem, a bardzo mnie fascynuje. W sprawach artystycznych niczego bym nie zmieniał bo praktyka pokazuje, że w ogólnym rozrachunku przyniosło mi to sukces. Moje spokojne działania, bez bicia się o media, nie wydając co chwilę kolejnej płyty itd. sprawiły, że jestem zadowolony z tego, gdzie jestem. Los mi się fajnie odpłaca.

Właśnie. Raczej jesteście daleko od showbiznesu, od mediów komercyjnych, a mimo wszystko imiona i nazwisko Andrzej Sikorowski i Maja Sikorowska elektryzują.

A.S.: Współczesne media nie są zainteresowane tego rodzaju produkcją. Nie możemy się spodziewać, że nagle będziemy okupowali listy przebojów. Nie jesteśmy często zapraszani do "celebryckich" programów, choć kilka propozycji dostałem. Zawsze odmawiałem, a moi znajomi pukali się w głowę mówiąc, że takie programy przynoszą popularność. Zakładając abstrakcyjnie, że Kuba Wojewódzki by mnie zaprosił do swego programu na kanapę, to i tak bym tam nie poszedł, bo po prostu nie miałbym z nim o czym rozmawiać. Na pewno zadawałby mi pytania na które nie miałbym ochoty odpowiadać. Poza tym nie miałbym ochoty, aby z jego głupich dowcipów na mój temat, kilku debili śmiało się w studio.
M.S.: Telewizja nas rzadko zaprasza, bo my nie jesteśmy dla nich sensacją. Nie jesteśmy ich targetem.
A.S.: Gdyby Maja pochodziła z jakiegoś "lewego" związku, to może byśmy tym komercyjnym mediom pasowali, a tak... Kogo interesuje normalna polska rodzina?

Gdy rozmawiamy na ten temat to w głowie mam tekst piosenki pt. "Tokszoł" z repertuaru Grupy Pod Budą.

A.S.: Oj tak. Gdy pisałem tę piosenkę ponad 20 lat temu to myślałem, że w mediach nie może być głupiej. Okazało się, że może i to zdecydowanie głupiej.

Dziękuję Państwo za przemiłą rozmowę, życzę wszystkiego najlepszego i wielu lat występów na scenie. Mam nadzieję, że spotkamy się wkrótce na kolejnym koncercie w Łodzi.

A.S.: Dziękujemy Panu bardzo.
M.S.: Dziękujemy i pozdrawiamy wszystkich naszych fanów.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto