Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Arms and Sleepers w Cafe Kulturalna

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
materiały oficjalne
Arms and Sleepers na żywo udowodnili, że w niszy powstają rzeczy warte szerszej uwagi, przekraczające granice między gatunkami i dziedzinami, które w natłoku masowego bełkotu wyróżniają się estetyką, wrażliwością i jakością.

Około półgodzinny występ Grabka zdominowały stylistycznie bliżej nieokreślone kompozycje wszelkiej maści. To chyba dawało największy wspólny mianownik z zespołem, który supportował - skłonność do wymykania się podziałom i łączenia wielu różnych perspektyw. O ile momenty skrzypcowe były naprawdę ładne (nawet jeśli syntetyczne) i rysowały pewną spójną całość, przywodząc na myśl tak utalentowanych muzyków jak Olafur Arnalds lub nawet Peter Broderick, to większość eksperymentów robiła wrażenie niezbyt skoordynowanych i dziwnych.

Szczególnie ostatnia kompozycja, w której agresywny, natarczywy bas mieszał się z subtelnymi smyczkami. Jak zwykle przy ocenie muzyki pojawia się bezwzględny subiektywizm - ja eksperymentatorów lubię, ale bezład i bezsens mnie nie pociąga. Warto będzie jednak dać szansę zapowiedzianej na jesień płycie - sprawdzić, czy na naszym podwórku nie urósł dużego formatu muzyk o neoklasycznych skłonnościach.

Profesjonalnie szybko (po miesiącach trasy są już świetnie zorganizowani) pojawili się na scenie Arms and Sleepers i uderzyli "Warm", które dość delikatne na płycie "Black Paris", tu zabrzmiało nieprawdopodobnie energetycznie.

Zaproszony na trasę wokalista od razu miał szansę udowodnić, że znakomicie wpasowuje się w klimat zespołu. Później zabrzmiały utwory z nowej płyty - tytułowy "Matador", "Architekt" i "Twentynine palms". Decyzja o płynnym przechodzeniu do kolejnych utworów dała fantastyczny efekt spójności i filmowej atmosfery koncertu.

Arms and Sleepers zabrali publiczność w podróż po dziwnych krainach i ulotnych obrazach. Niech jednak nie zwiedzie was delikatność "Matadora" - na scenie Mirza na zmianę z Maxem przejmowali gitarę i robili na niej rzeczy cudowne (nawet pomimo okropnej momentami jakości nagłośnienia) - głośne, energetyczne gitary w stylu Caspian, czy Explosions in the Sky dopełniały całości.

Oprócz wygenerowanych z laptopa instrumentów dętych, czasami cymbałów i loopów, na żywo grały cymbały (Mirza), klawisze (wszyscy oprócz perkisisty Kyle'a), gitara i bas. Czuć było autentyczność. Poza "Warm" z "Black Paris" usłyszeliśmy też wprawiającą w trans "A mission to Prague" ze znakomitymi cymbałami, trąbką na żywo, ostrą gitarą i trip-hopowym bitem, oraz "Lausanne" i "Black Paris" właśnie. Do zaskakującej, mistycznej ściany dźwięków dołączały idealnie dynamiczne i poetyckie obrazy, tworząc fantastyczną całość.

Arms and Sleepers na żywo udowodnili, że w niszy powstają rzeczy warte szerszej uwagi, przekraczające granice między gatunkami i dziedzinami, które w natłoku masowego bełkotu wyróżniają się estetyką, wrażliwością i jakością. Miejmy nadzieję, że po trasie w Polsce (która nota bene będzie trwać jeszcze przez jakiś czas) grono ich słuchaczy się powiększy. Pięknie było, oj pięknie.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto