Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Baba - chłop, czyli o dyskryminacji kobiet w języku

Redakcja
Panie jakoś nie zwracają uwagi, że są powszechnie, nagminnie i bezkarnie dyskryminowane w codziennej polszczyźnie. Tej potocznej i tej urzędowej, i tej lejącej się z mediów. Nie protestują, wręcz przeciwnie...

Kobiety są i czują się niedowartościowanymi w życiu zawodowym, politycznym i społecznym. Domagają się ustawy o równym statusie kobiet i mężczyzn, wbrew politykom narzucającym im powinności niewykraczające poza regułę, brzmiącą po niemiecku: „Drei mal K: - Kinder, Küche. Kirche” (dzieci, kuchnia, kościół).

Rodzą się i funkcjonują rozmaite ruchy feministyczne, jak choćby „Stowarzyszenie Kobiet w Policji”, o którym - a szkoda! - dziwnie cicho. Ostatnio pretensje, żale, oczekiwania i nadzieje lepszej połowy rodzaju ludzkiego, zamieszkującego ziemie nad Wisłą i Odrą najpełniej wyraził majowy Kongres Kobiet Polski. Zabrzmiał gromki okrzyk wydany z nadobnych usteczek: Polska dla kobiet!

I żądania położenia kresu dyskryminacji, mobbingowi, nierównemu traktowaniu. Wezwania, jak choćby to, na stronie internetowej Kongresu: „Domagamy się rozwiązań i mechanizmów, które ułatwią kobietom równą z mężczyznami partycypację w życiu publicznym, a zwłaszcza tam, gdzie podejmuje się decyzje dotyczące losu wszystkich obywateli”.

Przedstawicielki płci pięknej rzucają ciężkie oskarżenia pod adresem mężczyzn. O seksizm, o wyzysk, o męski szowinizm. Nie zamierzam polemizować z tymi posądzeniami, pamiętając chociażby o tym, jaka jest pozycja mężczyzn przed sądami rodzinnymi i opiekuńczymi zdominowanymi przez kobiety, jaki jest los samotnych ojców walczących o prawa do dzieci lub je wychowujących. Mimo to panie chcą dorównać panom, co gorąco popieram i czego im szczerze oraz gorąco życzę. (Mam nadzieję, że przeczyta to moja wyzyskiwana Basieńka, czym wielce sobie u niej „zaplusuję”).

Jednym z mechanizmów gwarantujących odpowiedni status kobiet ma być sławetny parytet. Ma on jednak wśród pań tyleż zwolenniczek, co przeciwniczek. Ale ja - po tak przydługim wstępie - zamierzam zająć się brakiem parytetu w naszym języku ojczystym. Panie jakoś nie zwracają uwagi, że są powszechnie, nagminnie i bezkarnie dyskryminowane w codziennej polszczyźnie. Tej potocznej i tej urzędowej, i tej lejącej się z mediów. Nie protestują, wręcz przeciwnie...

Nie popieram maniery językowej, która się od wielu lat szerzy, której poświęcam niniejsze rozważania. Wprawdzie zagadnienie, wobec licznych poważniejszych problemów, jest właściwie marginalne, ale może i dobrze będzie, pokazać zjawisko, którym powinni przejąć się dziennikarze. Tym zjawiskiem jest maskulinizacja języka.

Przechodząc do meritum sprawy: Kobietom coraz częściej przypisuje się, i o zgrozo, one same sobie nadają męskie określenia zawodów i funkcji. Nie ma już prawie pań profesorek, lekarek, dyrektorek. Zastąpiły ją panie: profesor, lekarz, dyrektor. Słyszałem publiczną wypowiedź pani, przedstawiającej się: - Jestem magistrem, nauczycielem, dyrektorem szkoły! W jakimś magazynie śledzę wywiad ze znaną skądinąd panią X, przedstawianą jako ”aktorka i reżyser”. W innej audycji, typu „Teledurniej”, prowadząca, podkreślając nieustannie, że oglądamy program edukacyjny, ogłasza dzwoniącą panią, „zwycięzcą” banalnego konkursu, w rodzaju: Jakie miasto jest stolicą Polski? A. Berlin; B. Warszawa; C. Paryż; D. Nie wiem.

Stop! Wracam do rzeczy! Męskie określenia przypisywane są paniom służącym w policji. Mało która powie już o sobie, że jest policjantką. Woli być „policjantem”. Zamiast rzeczniczki prasowej - „rzecznikiem”, zamiast naczelniczki - „naczelnikiem”, zamiast kierowniczki sekcji - „kierownikiem sekcji”. Jest pani „pomocnik oficera dyżurnego”, zamiast pomocniczki, „specjalista”, zamiast specjalistki. I tak dalej, i tak dalej...

Nikt nie dostrzega, iż są to określenia niepoprawne, niegramatyczne, więc mało kulturalne. Wprawdzie męskie nazwy noszą zajmowane przez nie stanowiska, ale to nie powód, żeby transponować owe nazwy na zajmujące te stanowiska kobiety. Aczkolwiek istnieje spora grupa określeń ról służbowych występujących wyłącznie w rodzaju męskim. Trudno przecież mówić, o pani komisarz czy nadkomisarz per ”komisarzowa” czy „nadkomisarzowa”, bo to wszak oznacza żony oficerów noszących dany stopień.
Jeszcze śmieszniej brzmiałoby „komisarzówka”. Zamiast tytułu komendant, można by wprawdzie użyć „komendantka”, ale to zgrubienie - poprawne wszak językowo - chyba trochę pejoratywne. Nie sposób też wymagać, aby Hannę Gronkiewicz-Waltz tytułować prezydentową Warszawy. Ale gdyby dziś zabrzmiał okrzyk: „Kobiety na traktory!, zamiast: "Polska dla kobiet!"
to pewnie słyszelibyśmy o paniach „traktorzystach”, a nie traktorzystkach. Zamiast słynnej Lodzi milicjantki, mielibyśmy „Lodzię milicjant”.

Wybaczcie, najmilsi Czytelnicy, skrzywienie zawodowe, wynikające ze zbyt długiego chodzenia w mundurze. Postuluję, aby trochę opamiętać się w maskulizowaniu feministycznych terminów. Wprawdzie bardzo podoba mi się określenie „baba z jajami”, lecz chciałbym, żeby te jaja pozostały jedynie przysłowiowymi. Chyba żadna kobieta nie pragnie, by przylepiano jej epitety w rodzaju „baba - chłop”.

A żadna z pań sprawujących funkcje kierownicze pewnie nie chciałaby, by podwładni zwracali się do niej „szefie!”, zamiast "szefowo"! Jak do papugi ze starego kawału, która będąc najbrzydszą i najgłupszą spośród oferowanych na sprzedaż, kosztowała najdrożej. Na pytanie klienta, dlaczego?, właściciel sklepu zoologicznego odparł: Nie wiem! Ale pozostałe mówią do niej - szefie!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto