Lekarz pierwszego kontaktu (właściwie to lekarka w podeszłym wieku), widząc i słysząc (podczas krótkiego wywiadu), że jestem przeziębiona, badał mnie z odległości 1,5 metra. Gdyby miał taką możliwość zbadałby mnie zapewne za pomocą kija...
Pani doktor stwierdziła zapalenie ucha, przepisała antybiotyki i rozstałyśmy się. Nie wiem, jak lekarka, ale ja nie byłam zadowolona. Obawiałam się zażywać antybiotyku przepisanego przez lekarza, który chyba nawet dobrze nie widział mojej twarzy.
Udałam się do innego lekarza pierwszego kontaktu. Po opisaniu objawów (wysięk ropy i krwi z ucha), dostałam skierowanie do laryngologa.
Pani laryngolog mnie wysłuchała, wysłała na badanie audiogramem, zaświeciła latarką w lewe ucho (to był akurat taki dzień, że z ucha nie było żadnej wydzieliny) i postawiła diagnozę postępującego niedosłuchu na oboje uszu, którego nie da się cofnąć, ale można spowolnić. Jako lekarstwo przepisała mi lek Nootropil. Zażywałam lekarstwo, z uchem nie było poprawy, nadal pojawiała się wydzielina i utrzymywał duży niedosłuch.
W rezultacie w okolicach września 2011 roku trafiłam na pogotowie z potwornym bólem, lekarz dyżurny przepisał mi antybiotyk i lek przeciwbólowy, polecając późniejszą konsultację z lekarzem laryngologii. Antybiotyk pomógł, ale na kilka dni, po czym ponownie udałam się do lekarza pierwszego kontaktu (tego drugiego z opowieści naturalnie), po skierowanie do laryngologa, lekarz ów wskutek wywiadu stwierdził, bym od razu udała się do specjalistów z sąsiedniego miasta.
I tak w grudniu 2011 roku trafiłam do specjalisty z innego miasta, który po opisaniu objawów przyjął mnie, mimo wyczerpanego limitu miejsc dla pacjentów na ten konkretny dzień. Lekarzowi owemu wystarczyło kilka minut i konkretne, nieskomplikowane badanie polegające na zajrzeniu do wnętrza chorego ucha za pomocą wziernika, by stwierdzić, że w uchu rośnie "wielki" polip i konieczne jest jego usunięcie. Dostałam skierowanie do specjalistycznego szpitala w mieście K.
Dotarłam do szpitala. W pierwszym momencie na Izbie Przyjęć lekarz złościł się na mnie, dlaczego chorując od czerwca przypomniałam sobie o chorobie na koniec roku. Ja nie czułam się winna (ostatni raz przed czerwcem 2011 roku na poważnie u lekarza, poza dentystą, byłam 12 lat wstecz, więc nie nadużywam cierpliwości Służby Zdrowia). Zostałam w szpitalu, jeszcze tego samego dnia lekarz wykonał zabieg usunięcia polipa z ucha, dostałam antybiotyki na przewlekły stan zapalny i cieszyłam się, że już po wszystkim. Niestety.
Według lekarza choroba ucha rozwijała się od dzieciństwa i nikt dotąd po prostu porządnie mnie nie przebadał. Po kilku dniach obserwacji okazało się, że polip rozrósł się do tego stopnia, iż jego druga część jest w okolicach błony bębenkowej, z wewnętrznej jej strony i do usunięcia tej pozostałości konieczna jest operacja otwarcia ucha, ale terminy takiego zabiegu planowanego dochodzą do 1,5 roku.
W rezultacie termin operacji wyznaczono mi na 12.03.2013 roku.
Kolejnym badaniem była tomografia komputerowa kości skroniowych, która ujawniła perlaka w uchu środkowym.
Termin operacji, ze względu na fakt, iż kości skroniowe jeszcze nie zostały naruszone przez perlaka pozostał jw. (...).
Grupę krwi u człowieka można zmienić, to przełom!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?