Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bańki mydlane

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Fenomen wojny polsko-polskiej, to bańka mydlana, która za jakiś czas pęknie. Słowa powyższe wypowiedział Norman Davies, wybitny pisarz, znawca historii Polski, w wywiadzie dla Newsweeka.

Puszczanie baniek mydlanych, z codziennej zabawy ubogich dzieci w ubiegłym stuleciu - stało się z czasem wielkim odkryciem i sztuką, demonstrowaną przez zawodowych zabawiaczy ulicznych. W związku z czym, nawet małe dzieci wiedzą, że im większa bańka, tym efektowniej pęka.

Ostatnią wielką i oczekiwaną bańką, która rozprysła się jak każda inna, ku rozczarowaniu będących przy nadziei, było oświadczenie w sprawie serialu pt. "krzyż pod pałacem prezydenckim” - jakie z wysokości Jasnej Góry spłynęło na nas wszystkich; na naród w zasadzie nabożny, z wyjątkiem tych, którzy nabożni nie są, ale do narodu - z racji posiadania PESEL-u się zaliczają.

Oświadczenie w formie mydlanej bańki wygłosili biskupi, dając przy okazji lekcję takiego języka, którą tylko prof. Bralczyk byłby w stanie rozebrać, przetłumaczyć na polski i fachowo nazwać. W slangu ulicznym nazywało się to dawniej mową-trawą, ale czasy się zmieniły i pewnie teraz jest inaczej.

Przewinęły się jednak w tej mowie nieliczne, zrozumiałe fragmenty szlachetnego ubolewania z powodu profanacji krzyża oraz - jeszcze większego ubolewania, że biskupi nie mogą dyktować, gdzie kto ma postawić MEBEL. Wniosek końcowy brzmiał mniej więcej jak owsiakowe "róbta co chceta".

Żeby zatrzeć jednak wrażenie, że biskupi są bezradni w sprawie MEBLA - stanął
do boju o miejsce dla krzyża sam generał Głódź, grzmiąc jak zwykle, ale z nowym akcentem: domagając się przeprosin dla prezydenta. Generał bowiem żyje w Polsce, w której rządzi niepodzielnie i nieustannie nieboszczyk, a generał powołany jest do czuwania nad jego honorem.
Słowo generała a w dodatku biskupa rozkazem jest podwójnym, przeto pierwszy grzesznik, satyryk Sadurski pokajał się natychmiastowo a serdecznie z powodu własnych bezeceństw. Bezeceństwa zostały nagrane starannie i można je odtwarzać wielokrotnie, aby wzmóc odpowiednio żal, a pokutę odprawiać wielokrotnie.

Wszystkie te fakty znane są każdemu, kto choćby wyrywkowo przeleci tytuły prasowe, ale dzisiejszy, kolejny lament abp Dziwisza o bezczeszczeniu krzyża wydaje się biciem piany, z której lecą do nieba całe chmary pękających baniek.

Śmiem twierdzić, że już wszyscy - katolicy, chłopy, baby, dzieci i starcy, normalni i świry, wierzący serdecznie lub wątpiący ogólnie, ochrzczeni zgodnie z tradycją, uświadomieni w wierze na naukach wyniesionych z Kościoła, wiedzą i widzą od dawna, że krzyż - symbol i kwintesencja wiary katolickiej - jest bezczeszczony.

Że grupa zagubionych w swej wierze ludzi, sterowana z politycznego ośrodka, dopuszcza się świętokradztwa oraz bałwochwalstwa modląc się do obrazków, portretów, napisów, haseł i wszelkiego badziewia przyklejonego do”‘ściany płaczu” na policyjnych barierkach.

Niestety - tego biskupi jakby nie dostrzegają: zgromadzenie na placu przed pałacem prezydenckim nie jest już sprawą ani dla państwa, ani dla władz miasta, ani dla prezydenta.
To jest sprawa dla Kościoła: to biskupi powinni tych ludzi przekonać, że się zapętlili, że błądzą, że ich wiara skręca na manowce. To tam potrzebne jest ojcowskie napomnienie i katecheza. To nie z Jasnej Góry powinny padać ogólniki o wykorzystywaniu krzyża do celów politycznych. To tam, na Krakowskim Przedmieściu, do koczujących, którzy chyba już nie wiedzą, jak się z honorem wycofać - trzeba posłać misjonarza, żeby odprawił rekolekcje.

Niestety - 3 sierpnia Kościół stanął w obliczu zjawiska niesłychanego: grupka wrzeszczących fanatyków pogoniła księży. I dlatego wszelkie oczekiwanie, że KK pomoże rozwiązać problem „bezczeszonego, njaświętszego symbolu wiary” jest sprawa beznadziejną, bo nikt z przedstawicieli Kościoła nie ma odwagi do tych ludzi podejść.

Mogłoby się bowiem okazać, że nawet biskupa w randze generała, grupa zaciekłych „obrońców krzyża” odeśle do wszystkich diabłów. A na taki publiczny despekt biskupi pozwolić nie mogą; wolą patrzeć na bezczeszczony krzyż, niż przyznać, że pokornym owieczkom, pasionym na rydzykowej łące wyrosły rogi, a w kraju, „przedmurzu i opoce chrześcijaństwa” pojawiła się kłopotliwa, politycznie sterowana sekta; dla której słowa biskupów znaczą w tej chwili tyle, co bańka mydlana.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto