Benjamin Button (nominowany do Oscara Brad Pitt) zostaje porzucony przez ojca przerażonego jego odmiennością, a następnie przygarnięty przez opiekunkę z domu starców – Queenie (także nominowana Taraji P. Henson). Poznaje tam Daisy (Cate Blanchett), wnuczkę jednej z pensjonariuszek. Zawiązuje się między nimi nić przyjaźni, która później przerodzi się w silne uczucie. W miłość, która musi walczyć z czasem, która rozwinie się dopiero, gdy bohaterowie spotkają się w połowie drogi życiowej, przy czym każde z nich będzie dążyć w innym kierunku.
Oglądając „Benjamina” warto zapomnieć o trzynastu nominacjach do Oscara. Budują one zbyt wysokie oczekiwania, które nie zostają w pełni spełnione. Obraz Davida Finchera to film dobry, ale nie wybitny. Trudno porównywać go z zeszłorocznymi czarnymi końmi, ponieważ ma zupełnie inną dynamikę. Akcja rozwija się bardzo powoli, obraz momentami nuży, i chociaż ani razu nie spojrzałam podczas projekcji na zegarek, czułam zmęczenie spowodowane brakiem punktów zwrotnych w filmie. Dwie i pół godziny seansu to chyba jednak trochę za długo.
Ale wracając do zalet, niewątpliwym atutem obrazu jest doskonałe aktorstwo. Odtwórcy ról pierwszoplanowych – Brad Pitt i Cate Blanchett stworzyli barwne, prawdziwe postacie, których dramaty potrafią poruszyć widza. A trzeba przyznać, że Pitt miał do wykonania naprawdę trudne zadanie, zaś wywiązał się z niego znakomicie. Nie zawiódł także drugi plan – Tilda Swinton tchnęła życie w epizodyczną rolę znudzonej mężem Elizabeth Abbott, zaś Taraji P. Henson stworzyła postać ciepłej i kochającej opiekunki Buttona.
Oklaski należą się także za kostiumy i scenografię, wprowadzające doskonale w realia epoki i budujące klimat „Benjamina”. Film także słusznie otrzymał nominację do Oscara za najlepszą charakteryzację. Natomiast odniosłam wrażenie, że Fincher nie wykorzystał w pełni potencjału drzemiącego w opowiadaniu Fitzgeralda. Poza pewnymi nietypowymi sytuacjami wynikającymi z odwróconego biegu życia Benjaminowi egzystencja mija podobnie jak innym ludziom.
Dla mnie „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” to fascynująca opowieść o zmaganiu się z samotnością, uciekającym czasem i nieubłaganym losem. W filmie Finchera padło wiele sentencji skłaniających do refleksji. Mnie najbardziej poruszyła wypowiedziana przez Pigmeja, mówiąca iż, ludzie różniący się od innych, odmienni zawsze będą cierpieli samotność i odrzucenie, ale pozostali też się czują samotni, tylko że w nich budzi to lęk.
NORBLIN EVENT HALL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?