Pierwszą osobą, która opublikowała na rosyjskim blogu w internecie zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej, była Tatiana Karacuba. To na poły tajemnicza postać, choć sąsiedzi w prestiżowej dzielnicy w Moskwie, gdzie mieszka, znają ją z widzenia, a inni widzą o niej cokolwiek z pracy.
Polskiemu reporterowi RMF FM, który ustalił jej miejsce zamieszkania, Karacuba nie odpowiada na maile i telefony. Udało mu się jednak zweryfikować część informacji o niej.
Tatiana Karacuba ma mieszkanie w wyjątkowym rejonie rosyjskiej stolicy, przy Kutuzowskim prospekcie, niemal w sąsiedztwie domu byłych I sekretarzy i przywódców ZSRR: Leonida Breżniewa i Jurija Andropowa.
Ma również nieruchomości na Ukrainie, między innymi w mieście Koktebel, znanym z produkcji świetnych win i koniaków, popularnym ośrodku turystyki i wypoczynku artystów, poetów, malarzy, na wschodzie Krymu. Koktebel rozciąga się opodal wygasłego wulkanu Karadah, gdzie z jednej strony urzekają widoki wysokich stromych skał, oblewanych wodami morskimi, ze słynnymi w całej Rosji plażami nudystów, a z drugiej rozciągają się rozległe pola winnicowe.
Czytaj też: Zdjęcia z katastrofy smoleńskiej. Wymieszane z pornografią
"Wszystko, co wiemy o Tatianie Karacubie, to wyłącznie jej słowa i dlatego należy traktować to ostrożnie - mówi polskiemu redaktorowi, Andriej Sołdatow, szef portalu Agentura.ru.
Karacuba pisze o sobie wyłącznie na zasadach przechwałek, np. o zasiadaniu we władzach Akademii Bezpieczeństwa, choć akademia ta już nie istnieje, bo 5 lat temu została zamknięta przez władze za nadawanie fałszywych tytułów i orderów. Akademia nadawała – według Andrieja Sołdatowa - fałszywe stopnie Federalnej Służby Bezpieczeństwa, na zasadzie: chciałeś mieć stopień generała czy pułkownika, to przychodziłeś do nich i wszystko. Przyznaje również, iż pisał przed laty do wydawanego przez Tatianę Karacubę niszowego magazynu: "Prezydent, parlament, rząd", ale nigdy nie widział wydawczyni na oczy – czytamy w serwisie interia.pl.
Tatiana Karacuba jest obywatelką Rosji, urodzoną 11 listopada 1954 roku na Czukotce, w rejonie Anadyrskim. Jak pisze, w 1978 roku ukończyła dziennikarstwo na Moskiewskim Państwowym Uniwersytecie. W latach 1978-1982 mieszkała i pracowała w USA, gdzie jej mąż-dyplomata, reprezentował ZSRR w przedstawicielstwie przy ONZ.
Wtedy też – jak twierdzi – miała pracę w ONZ. A w latach 1986-1998, rosyjski MSZ wysłał ją do Genewy - do pracy w agendach ONZ. W tym czasie – jak utrzymuje - kierowała zarejestrowaną w Szwajcarii firmą i robiła interesy z metalurgicznym kombinatem "Norylski Nikiel". Tatiana Karacuba pisze, że jest z wykształcenia nie tylko dziennikarką, ale i psycholożką.
W sieci słynie z blogowania, toteż na blogu określa się także specjalistką do spraw bezpieczeństwa narodowego. Ponoć z wyróżnieniem obroniła dyplom w Katedrze Narodowego Bezpieczeństwa, Akademii Służby Państwowej przy Prezydencie Rosji.
Chwali się też, że jest członkiem-korespondentem Rosyjskiej Akademii Nauk Naturalnych (RANN) - instytucji krytykowanej przez członków Rosyjskiej Akademii Nauk, bo w swoje szeregi przyjmuje osoby, które nie mają wiele wspólnego z nauką. Ma również zasiadać w gronie naukowym Akademii Bezpieczeństwa, ale przecież ta została zlikwidowana przez władze w 2008 roku.
No i "smaczki" najnowsze. We wtorek, 16 października, nasze media ujawniły, że na rosyjskich stronach internetowych krążą – według ABW, od 28 września - makabryczne zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Szeroko rozwinięte blogi, w których opublikowano smoleńskie zdjęcia, prowadzi Anton Sizych z Barnaułu, w Kraju Ałtajskim na Syberii. Prócz tego ma profile na najbardziej znanych portalach społecznościowych. Najczęściej występuje w sieci pod nickiem "Gorożanin iz Barnauła". Anton Sizych nie podaje żadnych informacji na swój temat. Wiadomo jedynie, że jest żonaty i że ma 51 lat.
Ale, co charakterystyczne, materiały ilustrowane fotografiami polskich ofiar katastrofy samolotu, w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Anton Sizych ujawnia i prezentuje jako kompilację dwóch tekstów krymskiej blogerki, Tatiany Karacuby.
Tajemnicza Tatiana Karacuba, w przeszłości miała pracować w agencji APN i miesięczniku "Mieżdunarodnaja Żyzń" (wyd. od 1954 w Moskwie; poświęcone gł. polityce zagranicznej i dyplomacji ZSRR) oraz w strukturach ONZ w Nowym Jorku i Genewie. Wiadomo, że okresie ZSRR instytucje te były zwykle wykorzystywane przez KGB, jako dobra maska dla oficerów wywiadu.
Z materiałów na blogu Antona Sizycha wynika, że wydarzenia związane z katastrofą samolotu 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem, mogły być "z góry zaplanowane i mogły mieć rytualny charakter". Zresztą to samo miałoby dotyczyć wspomnianych w tej samej internetowej publikacji – katastrof rosyjskich samolotów i promu. Chodzi mianowicie o katastrofy rosyjskiego samolotu pasażerskiego Suchoj SuperJet w Indonezji, w maju 2012 roku; także zatonięcia promu "Bułgaria" na Wołdze w lipcu 2011 roku; zabójstwa dwóch dziewczynek w Sewastopolu na Krymie w lutym 2011 roku; i katastrofy śmigłowca Mi-8 na Ałtaju, w styczniu 2009 roku. Te wszystkie przypadki katastrof i śmierci ludzi, mogły być zaplanowane dla celów rytualnych.
Zdaniem Antona Sizycha, makabryczne fotografie ofiar katastrofy smoleńskiej, rozpowszechniane w internecie, zrobili funkcjonariusze służb, które brały udział w akcji ratowniczej. Przekonywał o tym w rozmowie z Polskim Radiem. Zdjęcia wciąż wiszą na stronach internetowych rosyjskiego blogera.
Naczelna Prokuratura Wojskowa, zwróciła się we wniosku o pomoc prawną do prokuratury rosyjskiej, o "poczynienie stosownych ustaleń" w sprawie zamieszczenia w internecie zdjęć ofiar katastrofy smoleńskiej. Stosowne działania w tym zakresie podjęły również: MSZ, Ministerstwo Sprawiedliwości i ABW.
Tymczasem Anton Sizych zapewnia, że nie wie, kto jest autorem zamieszczonych fotografii, gdyż dostał je w anonimowym e-mailu. I jest zdziwiony, że polskie i rosyjskie organy władz państwowych, prowadzące śledztwo w sprawie smoleńskiej katastrofy, odżegnują się od tych zdjęć – czytamy w portalu interia.pl.
To niemożliwe, żeby ogrodzone miejsce katastrofy samolotu sfotografował jakiś postronny staruszek lub babcia, którzy akurat przechodzili obok zagrodzenia. "Kto więc fotografował? Oni fotografowali! Wszyscy, co do jednego" - oskarża rosyjski bloger Anton Sizych.
Autorów zdjęć internetowych poszukują zarówno polskie, jak i rosyjskie służby. Rosyjski Komitet Śledczy zapowiedział, że znajdzie ich i wyjaśni również, jakimi motywami kierowali się autorzy zdjęć, gdy przekazywali je do publikacji.
Anton Sizych - autor głośnego bloga - nie ujawnia, ani kto udostępnił jemu, ani też Tatianie Karacubie, szokujące zdjęcia smoleńskie. W rozmowie z przedstawicielami polskich mediów chętnie wyjaśnia, iż Tatiana Karacuba "otrzymała je z anonimowego źródła z Krymu". Według niego, oboje mogli bez przeszkód zamieścić te zdjęcia, bo prawo w Rosji i Polsce nie zabrania tego robić, tym bardziej, że chodzi tu o dobro wyjaśnienia przyczyn katastrofy samolotu pod Smoleńskiem.
Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?