Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Burundi. Dlaczego nikogo nie obchodzi?

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Dzieci w stolicy Burundi (http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Children_in_Bujumbura.jpg)
Dzieci w stolicy Burundi (http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Children_in_Bujumbura.jpg) franca.mente, CC
180 - tyle dolarów z krajowego produktu brutto przypada na jednego mieszkańca Burundi. Dramat najbiedniejszego państwa świata rozgrywa się z dala od kamer i zainteresowania opinii publicznej.

Tytułem wstępu do tematu warto przedstawić jak wygląda wolność słowa w tym afrykańskim państwie. Jean Claude Kavumbag, burundyjski dziennikarz pracujący dla internetowego portalu Netpress, może spędzić resztę życia za kratami. Powód? W swoim ostatnim artykule żurnalista zwrócił uwagę, że rząd Burundi nie jest w stanie sprostać niebezpieczeństwu grożącemu ze strony islamskich terrorystów z Somalii. Władze nie miały wątpliwości - słowa Kavumbaga to zdrada stanu i za takie działania musi go spotkać surowa kara. Trzymany w areszcie od lipca 2010 r. dziennikarz dopiero teraz usłyszał od prokuratury, że może zostać skazany na dożywocie. Niestety, przypadek Kavumbaga nie jest odosobniony. Musi się Pan sam cenzurować ponieważ rząd, dla którego pracuję nie będzie tolerował takiego zachowania - takie słowa miał usłyszeć od prokuratora Patrick Mitabaro, szef prywatnego radia, który również czeka na wyrok we własnej sprawie. Rząd Burundi robi wszystko bo kontrolować media - w ostatnich latach zlikwidowano aż 13 prywatnych stacji radiowych, które nie kryły poparcia dla opozycji. W aresztach przebywa wielu żurnalistów, zdarzały się nawet przypadki wygnania z kraju za nieprzychylne władzy artykuły.

Łamanie praw człowieka jest tylko jednym z poważnych problemów z jakimi musi się zmierzyć zamieszkane przez ponad 8,5 miliona ludzi Burundi. Według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz Banku Światowego Burundi jest najbiedniejszym państwem na naszej planecie (160-180 dolarów na jednego mieszkańca z produktu krajowego brutto). Gospodarka tego środkowoafrykańskiego kraju opiera się głównie na rolnictwie (32,9 proc. PKB). Z pracy na roli utrzymuje się aż 93 proc. czynnych zawodowo Burundyjczyków. Przeglądając natomiast inne dane statystyczne można dojść do wniosku, że wyniszczone wieloletnią wojną domową państwo zmierza w dobrym kierunku - w 2009 r. nastąpił wzrost Produktu Krajowego Brutto aż o 3,5 proc. Burundi w obliczu narastającej erozji gleb oraz słabo rozwiniętego przemysłu jest uzależnione od zagranicznej pomocy. Szacuje się, że co roku rząd w Bużumburze otrzymuje od społeczności międzynarodowej 96 milionów dolarów.

Rzecz jasna, sytuacja w kraju odbija się na zwykłych mieszkańcach Burundi. Ponad połowa z nich musi żyć za mniej niż jednego dolara dziennie, a tylko 28 proc. nie ma problemów z zakupem żywności. Potrzebujemy ryżu, fasoli, grochu, mąki kukurydzianej, oliwy, cukru, mleka dla dzieci (...) Na razie mamy nasiona dla 1000 rodzin, ale ludzi w potrzebie jest o wiele więcej - apeluje Deogratias Niyonzima, szef chrześcijańskiej organizacji Christian Community Development w Burundi. Pomimo faktu, że Burundi ma dostęp do wielu jezior i rzek, wielu mieszkańców kraju nie ma dostępu do wody pitnej (popyt na ten "surowiec" wzrósł z 170 mln metrów sześciennych w 1990 r. do ponad 400 mln w 2010 roku).

Warto jednak wrócić do przypadków łamania praw człowieka w tym małym kraju, ponieważ poszanowanie godności ludzkiej jest pierwszym krokiem do poprawy warunków życia. Burundi należy do jednego z najbardziej skorumpowanych państw świata (170. miejsce w rankingu Transparency International). Powoduje to, że organy ścigania i służby porządkowe znajdują się całkowicie poza prawem. 7 września 2010 r. podczas wykonywania nakazu przeszukania domów domniemanych bandytów w mieście Buganda, policjanci aresztowali czterech mężczyzn. Wkrótce po tym zdarzeniu, zatrzymani zostali przetransportowani na pobliskie pole manioku i tam zamordowani przez funkcjonariuszy. Raport Departamentu Stanu USA na temat praw człowieka w Burundi wskazuje również na liczne przypadki stosowania tortur przez policjantów. Przykładanie broni palnej do ucha zatrzymanego, chłosta czy wykopywanie własnych grobów - to tylko niektóre z tortur stosowanych przez burundyjskich funkcjonariuszy.
Skąd taka brutalność "stróżów prawa"? Bez wątpienia wpływ na to miała ponad 12-letnia wojna domowa (liczbę jej ofiar szacuje się na około 300 tys.) oraz krwawy konflikt pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że Burundi to dziś "beczka prochu", która w każdej chwili może wybuchnąć. Choć od zawarcia paktu pokojowego minęło już ponad 5 lat, to co jakiś czas zdarzają się brutalne incydenty. W 2008 r. rebelianci skupieni wokół opozycji antyrządowej dokonali ataku moździerzowego w stolicy kraju, Bużumburze. W jego wyniku życie straciły 33 osoby. Podczas ostatnich wyborów prezydenckich (jedynym kandydatem był Pierre Nkurunziza, opozycja wycofała się z udziału w głosowaniu, zarzucając władzy fałszowanie wyborów) doszło do wybuchu granatu w centrum stolicy Burundi, śmierć poniosły dwie osoby. Rząd atak przypisały działaczom opozycji.

Lokalna społeczność, wzorem władz, również dopuszcza się makabrycznych zbrodni, które co najmniej szokują zachodnią opinię publiczną. W październiku 2010 r. z Makamby, jednej z prowincji w Burundi został porwany 9-letni albinos. Wkrótce po tym zdarzeniu, odnaleziono jego rozczłonkowane ciało w rzece na granicy z Tanzanią (części ciała albinosów uważane są za amulet przynoszący zdrowie i pieniądze). Natomiast konflikt pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi nadal bardzo głęboko jest zakorzeniony w umysłach Burundyjczyków. W 2006 r. zastrzelono jezuitę Elie Komę. Przypuszcza się, że mogła to być kara dla pochodzącego z plemienia Tutsi zakonnika za jego zaangażowanie w proces pojednania między zwaśnionymi plemionami. Pomimo że 62 proc. wszystkich mieszkańców Burundi to katolicy, nadal zdarzają się akty przemocy wobec duchownych. 8 marca 2009 r. w Karuzi zamordowano ks. Révocata Gahimbare. Został on zastrzelony przez czterech napastników, którzy grabili miejscowy klasztor. Ksiądz chciał pomóc napadniętym zakonnicom, więc złodzieje go zabili.
Prawa kobiet w Burundi również istnieją tylko na papierze jako zapisy w konstytucji. Obowiązująca kara za gwałt małżeński na pewno nie jest czynnikiem odstraszającym - grzywna w wysokości 8-40 dolarów lub osiem dni więzienia. Przemoc domowa jest bardzo palącym problemem społeczności w Burundi. 17 maja 2010 r. Fabien Barutwanayo napadł i zabił swoją ciężarną żonę motyką. Podczas jej pogrzebu, zabroniono organizacjom broniącym praw kobiet udziału w kondukcie żałobnym, ponieważ poruszały problem przemocy domowej w kraju. Przestępstwa na tle seksualnym sprzyjają rozprzestrzenianiu się wirusa HIV, a co za tym idzie AIDS. Aż ponad 3 proc. dorosłych mieszkańców Burundi jest chorych na zespół nabytego niedoboru odporności. Najmłodsi również nie mogą liczyć na przestrzeganie swoich praw. Zdaniem organizacji samorządowych, na ulicach największych miast Burundi w zeszłym roku żyło ponad 3,5 tys. dzieci. Choć edukacja jest obowiązkowa, to większość młodych ludzi kończy tylko szkołę podstawową (około 60 proc. mieszkańców kraju to analfabeci). Przemoc seksualna również nie omija najmłodszych - zdaniem centrum Seruka, 15 proc. wszystkich ofiar gwałtów to osoby poniżej piątego roku życia.

Przyszłość Burundi wciąż jest niepewna. Pomimo starań władz dążących do ustabilizowania sytuacji w kraju, wciąż nad krajem unosi się widmo wojny domowej. Rząd wciąż nie szanuje praw człowieka oraz nie skłania się ku demokracji, która i tak jest krucha i wrażliwa na wszelkie niebezpieczeństwa. Pomoc międzynarodowa dla Burundi opiera się głównie na przekazywaniu pieniędzy a nie na odpowiednim ich zainwestowaniu. Poza pomocą materialną, demokracja w Burundi potrzebuje również wsparcia politycznego, na które na pewno nie może liczyć wśród swoich sąsiadów (niestabilna Demokratyczna Republika Konga, czy odbudowująca się po krwawym konflikcie Rwanda). Na szczęście są na świecie ludzie, którym nie jest obojętny los walczących o lepszy byt Burundyjczyków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziwne wpisy Jacka Protasiewicz. Wojewoda traci stanowisko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto