Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak zdobyć Mistrzostwo? ->>> 3 odcinek

Jarosław Franciszek Furmaniak
Jarosław Franciszek Furmaniak
Orzeł ze skrzydłami husarskimi stosowany w Wojskach Obrony Powietrznej Kraju w latach PRL do 1989r.
Orzeł ze skrzydłami husarskimi stosowany w Wojskach Obrony Powietrznej Kraju w latach PRL do 1989r. WOPK
Jak zostać mistrzem? Tak myśli wielu młodych Polaków. -> Adam Małysz i Kamil Stoch już znają ten sekret. Oni nawet wiedzą jak zdobyć mistrzostwo Świata. Natomiast autor tego tekstu również od najmłodszych lat posiadał takie marzenie.

Ćwiczenia Tarcza '84 i wewnętrzne Mistrzostwa Polski w 1984 roku.

(Uwaga poszukiwacze Mistrzostwa: złote myśli są zamieszczone (w dn.27.01.2017) na końcu artykułu w przypisach)Mistrz musi przede wszystkim umieć słuchać i odsiewać przez swoje wewnętrzne sito ziarna prawdy z plew całości. Nikt - Żaden Prawdziwy Mistrz - nie poda na tacy od razu całego przepisu - będzie to robił po kawałeczku ("step by step", "a little bit") - aby mieć zawsze jeszcze jakiegoś asa w rękawie - zresztą nawet gdyby chciał to zwykły człowiek nie ma takiej percepcji, aby uchwycić wszystko w locie i zapamiętać (podobno zwykły, zdrowy osobnik (człowiek) może tylko przez 15 minut zachować odpowiednią koncentrację)...zawsze podziwiałem skoczków spadochronowych jak wiele potrafią zrobić i w jak krótkim czasie -> tzn: jak w sytuacji ekstremalnej, czy zagrożenia wydłużają się im sekundy - jakie zatem cuda potrafi zdziałać naturalna wewnętrzna adrenalina...(kilka miesięcy przed służbą wojskową autor przeszedł krótki kurs sztuk walki, tak że zrobienie 100 pompek "na kościach" nie stanowiło dla niego żadnego problemu w wojsku - a pompki w dużych ilościach były tam na porządku dziennym od pierwszego dnia służby ("młody na łapy i jedziesz..." albo "granat z prawej, granat z lewej"... - na "stałych" przepustkach autor wielokrotnie obejrzał (16x) "Wejście Smoka" Bruce Lee (tam również są inspiracje i wskazówki dla osiągnięcia mistrzostwa w szerokiej dziedzinie sztuki walki: "Jet Kune Do" czyli tłumacząc po naszemu "droga smoka" ->> ale tej sztuki trzeba uczyć się łącznie z całą ich ideologiczną otoczką > dopiero wtedy mogą dać pozytywne efekty, powiększyć moc i ogólne osiągi trenującego, przybliżyć go do Mistrzostwa. Dużą rolę we wszelkich szkoleniach odgrywają energetyczne piosenki: np "...nie grają nam surmy bojowe, ni werble do szturmu nie warczą..." lub "...jestem idolem gwiazd, wielbi mnie tłum..." - to w kontekście tego, że najpierw trzeba "nastawić" (nakręcić) samego siebie i na koniec zaśpiewać sobie lub w całej grupie: "...naprzód do boju wytęż swe ramię bo na cię czeka zwycięstwa cześć..." - podnoszą one na duchu, zagłuszają wątpliwości, których nie może być jeśli chce się osiągnąć sukces -> nie na darmo dawni wojowie przed walką śpiewali Bogurodzicę lub inne patriotyczne pieśni... cdn...

Stan wojenny przerwał (niestety albo "stety") szkolenie szybowcowe w Aeroklubie, ale za to już wkrótce zdobył upragnione przez lata Mistrzostwo Polski w 1984 roku - w co prawda niszowej, bo w skali Polski było takich operatorów może setka (okazało się, że "trenował" ten "sport" praktycznie od dziecka: odpowiednia specjalizacja w liceum zawodowym przy Warszawskich Zakładach Telewizyjnych na ul Matuszewskiej 14 - elektronika, później także miesięczny staż w Zakładach Radiowych Kasprzaka przy produkcji "Arcadii" i innych "ekskluzywnych" aparatów radiowo-magnetofonowych/hitów (np.: RMS451) stereofonicznych. Następnie praca w FSO Warszawa na Żeraniu, na Zakładzie Tłoczni na stanowisku: "elektronik urządzeń przemysłowych" w laboratorium działu utrzymania ruchu ciągłego układów sterowania pras) i objętej przez 30 lat tajemnicą dyscyplinie wojskowej.

Po szkoleniu - "pięć miesięcy nas szkolili do przysięgi sposobili" (w Oświęcimiu w 8 kompanii mieliśmy też poetę Jarosława Iwaszkiewicza zapewne był potomkiem tego słynnego poety i napisał nam nawet tekst piosenki specjalnie dla naszego 1 plutonu "...radosne życie elewa...pachnące jak onuce na wiosne...itd... -> żartowaliśmy później po zakończeniu szkolenia, że uciekliśmy z obozu przez ruszta krematorium. Dowództwo duży nacisk kładło na wykształcenie w operatorach podstaw niezachwianej pewności siebie, (silną psychikę, wiarę we własne umiejętności, za pomocą selekcji i wychwytywania niepewnych elementów oraz ich eliminację -wykształcenie odczucia osiągnięcia mistrzowskiego poziomu wyszkolenia. Następnie najlepsi absolwenci trafiali na "wojnę" (dosłownie i w przenośni - "spokojnie jak na wojnie" - czyli nie wolno im było tracić spokoju - opanowany człowiek/żołnierz potrafił więcej i szybciej (ćwiczony refleks) zobaczyć, przekazać, szybciej zareagować wygrać konfrontację z wrogiem - obojętne prawdziwym czy ćwiczebnym. A później - nauczony pływania zostaje natychmiast rzucony na "głęboką wodę", w sam środeczek manewrów wojsk lotniczych "Tarcza '84" - to były super tajne i poufne ćwiczenia wojsk sojuszu krajów socjalistycznych na terenie Polski - głównie z udziałem radzieckich towarzyszy broni. Nad "górką" w Przećminie niedaleko Kołobrzegu - w dniu kulminacji tych ćwiczeń latało ponad 200 odrzutowych myśliwców typu Mig-21, Mig-23 i może sporadycznie jeszcze nowszych Mig-25. To była lotna adrenalina w olbrzymich ilościach. Stereo i w kolorze.
Mistrzostwa Polski, które odbyły się jeszcze lub na pograniczu ze stanem wojennym w 1984 roku (puchar za zdobycie mistrzostwa przepadł a zostały tylko wspomnienia, które spisane być może nie przepadną bezpowrotnie - polegało to na szybkim i wyraźnym nadawaniu zakodowanych informacji przez telefon (4, 8 lub 12 godzin ze słuchawką przy uchu) rozmowa/nadawanie typu: "iii zero zero,34,34,120,200... ...120,200...71,71...34,...34,125,207...34,132,205...iii ...00,35,35,090,110... 71,35...34,140,205...35,095,110...34,145,205...iii...
00,36,36,075,200,075,200,36... 41,36,41,36...34,150,205...
35,100,110...36,80,200...iii... 00,37,37,030,120,030,120,37...71,37...34,160,205...
35,110,110... 36,90,200...37,050,125...34,165,210...
35,120,105...itd - ciągłe nadawanie komunikatów o pozycjach "prowadzonych obiektów"*** (dobry operator, mistrzowsko wyszkolony potrafił jednocześnie "prowadzić" nawet do 30 obiektów/samolotów- podając po kolei pozycje przemieszczających się kresek na ekranie co minutę - podczas manewrów co 2 sekundy kolejna informacja -musiał zatem być wyjątkowo "wygadany" i raczej szybko i wyraźnie mówiący bezpośrednio na ucho planszecisty**** poprzez linię telefoniczną - to coś takiego jak teraz możemy usłyszeć w Teleexpressie informacje podawane np przez prowadzącego redaktora bo czas antenowy jest bardzo cenny i lepiej go przeznaczać na reklamy, bo inni to dopiero się uczą mistrzostwa) przez nawet czasami do 12 godzin na tzw "grafiku"****)

Dyscyplina: wykrywanie i mistrzowskie prowadzenie jak największej liczby obiektów latających (trzeba było zapamiętać lub notować sobie szybko na ekranie radaru specjalnym ścieralnym pisakiem numery i pozycje poszczególnych samolotów - czyli głównie Migów - myśliwców produkcji radzieckiej. Jako najlepszy podoficer, na "bojówce" - czyli jednostce frontowej (aktualnie mogłaby być wysłana gdzieś w świat lub na bliski wschód - bo była mobilna - stacja radiolokacyjna "Daniela"* wg instrukcji powinna w 90 minut być gotowa, po "zwinięciu się" do wyjazdu na inną lokalizację...) w najlepszej z najlepszych, przodującej jednostce tego typu w Polsce -w końcu były to Wojska Lotnicze.
W nagrodę za mistrzostwo i wykrycie nieplanowanego lotu w godzinach nocnych autor dostał błyskawiczny awans i już po 10 miesiącach służby na bojówce został najmłodszym podoficerem, prymusem i wzorem do naśladowania dla innych specjalistów - były też wielokrotne propozycje, aby przejść do Wyższej Szkoły Oficerskiej do Jeleniej Góry - ale młody wtedy autor (21 lat) odrzucał je i teraz mocno żałuje - byłby już emerytowanym majorem (lub pułkownikiem)... I było też niestety przekleństwo mistrzostwa (druga strona medalu): wszyscy na ciebie patrzą, jesteś na świeczniku, nie możesz nic zawalić, wywiady, nieustanne szkolenia, spotkania z naszymi radzieckimi sojusznikami, którzy stacjonowali obok (na lotnisku myśliwców MIG-21 i MIG-23 w Zegrzu Pomorskim, które my - mistrzowie radiolokacji naprowadzaliśmy zazwyczaj niezwykle skutecznie na cele powietrzne), zaproszenia na uroczyste gale, i proza służby: przez 100 dni nie mogłem zejść z "budy mojej DANIELI*" bo mój zmiennik też teoretycznie najlepszy operator ze szkółki nie potrafił załączyć stacji na wysokie obroty - to było dla niego zbyt skomplikowane - mówił, że to jak załączenie śmigłowca (którego nigdy nie widział od środka...) lub Jumbo-Jeta 747 (też nie był na jego pokładzie) a na szkółce była mniej skomplikowana DANUTA*****, którą potrafił załączyć z zamkniętymi oczami zupełnie bez problemów - wolał spokojną służbę na warcie lub drużynkę (ręczne obieranie ziemniaków dla 100 zgłodniałych żołnierzy) na kuchni (ten kolega "zmiennik" jak wykazała później historia miał rację: wybrał zdrowszą, bezpieczniejszą służbę ponieważ już po upływie roku podczas przeglądu stacji okazało się, że ktoś (nie wiadomo kto) celowo uszkodził falowód (wykonany z pozłacanego drutu) i wyciął około metra. Czym to skutkowało - za plecami operatora była dziura w falowodzie zakryta tylko maskującą czarną gumą, aby nikt nie widział, że pod spodem jest złoty drut. Promieniowanie mikrofalowe wydostawało się na zewnątrz podobnie jak z mikrofalówki w której uszkodzona jest uszczelka drzwiczek. Operator narażony na działanie mikrofal dużej mocy, gotuje się od środka jak kurczak...grozi mu białaczka a w dłuższym czasie także inne uszkodzenia wewnętrzne...a stacja generowała także przez ten sabotaż jakieś bliżej niezbadane zakłócenia) W ciągu tych 100 dni wydarzył się fakt z którego teraz autor nie jest dumny: którejś nocy podczas dyżuru wykrył mały turystyczny samolot, który wystartował w środku nocy i próbował lotem koszącym, tuż nad czubkami drzew umknąć do Szwecji przez nasze morze. Pechowo zatem wybrał noc lotu*5* bo jako młody żołnierz ("kot" jeszcze) autor poderwał parę dyżurnych myśliwców (MIG-23) z pobliskiego lotniska w Zegrzu Pomorskim - pilotami byli pewnie radzieccy mistrzowie przestworzy którzy szybko przechwycili uciekiniera zmuszając go do lądowania jeszcze na polskiej plaży. Usłyszałem w słuchawce głos dyżurnego oficera: "dać temu operatorowi 7 dni urlopu, za chwilę ktoś "niżej" sprostował "nie, dać 5 dni (bo to jeszcze "niepasowany kot"), a w rezultacie otrzymałem 3 dni i to skonsumowałem dopiero po 100 dniach ciągłego dyżuru bez etatowego zmiennika (był Vacat a przez te 100 dni intensywnie szkolono zmiennika w szkółce asów radiolokacji w Oświęcimiu na terenie byłego koncentracyjnego, hitlerowskiego obozu żeńskiego z czasów II wojny). Była wtedy jeszcze "Fala" w wojsku, szczególnie na "bojówce" (-> "górka" w Przećminie koło Kołobrzegu) rządziła po godzinie 15, gdy kadra zawodowa wyjeżdżała osinobusem do domów w Kołobrzegu. Młody żołnierz nie miał praktycznie żadnych praw - był "kotem" przez pierwszy rok służby, później gdy przyjeżdżał nowy, przeszkolony pobór, młodsi służbą przejmowali rolę "kotów" a starsi "zaskakiwali" czyli raczej byli pasowani i to dosłownie i w przenośni na "Vicków", który różnił się od "kota" tym, że miał" popuszczony" pas i popuszczone opinacze na butach o jedną dziurkę. Pół roku przed wyjściem do cywila stawali się "Starymi/Dziadkami" (oznaczenia: bardzo luźno zapięty - "pas na jajach" i opinacze na butach na wielki luz, czyli ostatnia możliwa dziurka a niektórzy jeszcze sobie robili dodatkową, piątą dziurkę, aby mieć jeszcze więcej luzu - i jeszcze taki "Dziadek" na 150 dni przed wyjściem do cywila zaczynał odcinać "falę" czyli centymetr krawiecki precyzyjnie i ładnie wcześniej pomalowany tuszami i polakierowany (zegarmistrzowska robota) i po 1 cm codziennie odcinano po obiedzie (zgodnie z zasadą: "obiad zjedzony dzień zaliczony") głośno "meldując: >>149ddc148ddc009ddc Są ludzie, którzy działają na zasadzie "uśpionych rycerzy" - przypadkiem autor może się zaliczyć do tej kategorii. W ekstremalnie trudnych warunkach już wielokrotnie potrafił zaskoczyć na "wysokie obroty" zwiększając swoje osiągi wielokrotnie. Dziwnym trafem w każdej grupie w jakiej się znalazł, po pewnym czasie trafia do jej szpicy, ścisłej czołówki.
A może jest to przykład ostatnio nagłaśnianej w mediach tzw zbiorowej mądrości. Jak w przysłowiu "kto z kim przestaje takim się staje" w tym zaś przypadku pewne osoby potrafią "wyssać" z pozostałych wszystko co najlepsze (wiedzę, doświadczenie, umiejętności) tylko może niektórzy potrzebują więcej czasu a inni są szybsi, szczególnie jak zaskoczą na wyższe obroty...cdn...
>> Aby uzyskać lepsze wyniki, przejść na wyższy "level" trzeba znaleźć w danej dyscyplinie, zawodzie coś zabawnego, uprawiać tą dyscyplinę z przyjemności, bawić się nią, zachować pełny luz, niezachwianą niczym wiarę we własne umiejętności, poparte wytrwałym treningiem, spokój, opanowanie, wyostrzoną do granic możliwości spostrzegawczość, wykorzystywać natychmiast pojawiające się losowo "znikąd" swoje szanse - "łapać je w locie"...
>> Czy można wierzyć w w darmowe recepty? Recepta za darmo? Przecież dobry trener zarabia krocie? Choćby taki doradca wielkich jak Pan Tymochowicz, który pojawił się kilka lat temu. Może zatem autor otrzymał jakąś misję? Jakiś znak? Zbieżność dat? (data jego urodzin wypada w tym samym dniu co zmarł nasz Polski Papież Jan Paweł II - może otrzymał zatem swoistą misję, aby pociągnąć dalej morale narodu, które ostatnio jakby wpadało w kolejne tarapaty? Ale nie do końca - bo przecież notujemy kolejne sukcesy: Donald Tusk na czele UE, skoczkowie pod wodzą Małysza triumfują i od lat są na szczytach, do Polski wjechali Amerykańscy elitarni żołnierze aby bronić naszych granic - ale czy aby na pewno jako całość stanowimy elity? ...cdn...

od 7 lat
Wideo

Zmarł wybitny poeta Ernest Bryll

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto