Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ceper na szlaku, czyli ratuj się, kto może

Marta Jenner
Marta Jenner
Pawiooki staw:)
Pawiooki staw:) Marta Jenner
Górol jo ci, górol! Hej! Spod samiućkik Tater! No, niezupełnie spod samiućkik, ale trochę o nich wiem i to, co widzę, wcale mi się nie podoba.

Ciągnie nas i w góry, i nad wodę. Jak to pogodzić? W ciemnosmreczyńskich skał zwaliska nam dzisiaj nie po drodze, ale pawiookich stawów w Tatrach dostatek, drzemią nie tylko tam. Z Kuźnic wybieramy szlak do "Murowańca", skąd pójdziemy nad Gąsienicowe Stawy. Przed rozpoczęciem wędrówki trzeba jeszcze pozbyć się nadmiaru dutków, czyli złożyć daninę na rzecz Tatrzańskiego Parku Narodowego. Cztery czterdzieści od "normalnego" cepra - taniocha! Ponieważ kupujemy również bilety ulgowe, skrupulant z budki dopytuje się podejrzliwie: - A legitymacje majom?

Majom, majom, więc dajom i cierpliwie czekajom, aż nieufnie obejrzy każdą z obu stron. A potem - droga wolna.

Mając jeszcze w pamięci tekst Livii o niefrasobliwych turystach link, uważnie obserwuję wycieczkowiczów.

W drodze na Halę Gąsienicową mijamy licznych użytkowników adidasów, halówek, a nawet tenisówek. Podziwiamy samozaparcie, ale nie zazdrościmy doznań, zwłaszcza tym, którzy wybierają się gdzieś wyżej. Zejście może się okazać niezapomnianym przeżyciem... A to kto? Przecieram oczy i nie mogę się powstrzymać, nucę półgłosem: I'm a Barbie girl in a Barbie world... Landrynkowa dziewczyna biwakuje przy ścieżce ze swoim Kenem - wcinają paprykowe chipsy, podrygując w takt dobiegającej z boomboxa muzyczki. Tylko patrzeć, jak rozpalą grilla. Come on Barbie, let's go party!.

Niektórzy najwyraźniej postanowili zakończyć peregrynacje na wysokości 1520 m i nawet trudno się im dziwić, wszak w schronisku można połączyć przyjemne z przyjemniejszym - zmocyć kufe piweckiem i poziroć się na bars pikne wirsycki, jak to ładnie ujął znajomy gazda (Mamy nadzieję, że co bardziej "zmoceni" rzeczywiście ograniczą się do oglądania).

Najwyraźniej do dobrego tonu należy nordic walking. Kto żyw macha raźnie kijami, patrząc przy tym z wyższością na bezkijkowych piechurów. Czujemy się jak pariasi. W desperacji zastanawiamy się, czy nie zawrócić do Kuźnic choćby po góralskie ciupazki. Do czasu, gdy w drodze na Karb spotykamy zieloną na twarzy niewiastę kurczowo czepiającą się głazów, w towarzystwie męża objuczonego dwoma kompletami bezużytecznego sprzętu. Nic nie wskazuje na to, że (jak przekonuje Wikipedia) kijki "pomagają również w utrzymaniu lepszej postawy, równowagi i stabilności podczas chodu w trudnym terenie". Całkowicie leczy nas z kompleksów widok korpulentnego pana ścigającego na czworakach kijaszek, który właśnie wybrał wolność i postanowił zjechać z powrotem nad Czarny Staw.

Z góry schodzi grupa sympatycznych Słowaków - najmłodszy dzieciak ma może pięć lat, a siwowłosi państwo dobiegają chyba siedemdziesiątki. Maszerują pewnie, ale na bardziej eksponowanych odcinkach on troskliwie otacza ją ramieniem. Wymieniamy uśmiechy i pozdrowienia.

Na przełęczy odpoczywa turystka w sandałach włożonych na grube skarpety. Niestety, nawet najgrubsze nie uchronią palców przy schodzeniu. Pocieszamy ją, że do schroniska nie jest daleko i doradzamy powrót do Kuźnic przez Boczań. Widok kolejnej wędrowniczki, próbującej uwolnić nabrzmiałe stopy z wąskich mokasynów na cienkiej podeszwie, utwierdza mnie w przekonaniu, że to głównie kobiety przedkładają elegancję nad wygodę i bezpieczeństwo.
Nasyciwszy się pięknem Zielonej Doliny, wracamy do schroniska i schodzimy na Jaworzynkę.
- Kubusiu, trzymaj się szlaku! - dobiega nas z tyłu.
[stron_podzial]
Oglądamy się za siebie. Imiennik Puchatka przypomina go nie tylko posturą. Nastolatek o bardzo małym rozumku lekceważy biegnącą zakosami perć i bezstresowo zbiega skalną rynną. Za nim sypią się drobne kamienie. Odruchowo przyśpieszam - nie wiem czemu staje mi przed oczami Indiana Jones, uciekający przez monstrualnych rozmiarów kamienną kulą. Zafrasowana mama Kubusia drobi za synkiem w eleganckich lakierowanych botkach na niewielkim obcasiku. Tata, odziany jak rasowy turysta, wysforował się mocno do przodu i udaje, że nie ma nic wspólnego z potomkiem i połowicą.

W końcu pojawia się przed nami znajoma drewniana budka. Ktoś pyta właśnie biletera, czy Doliną Strążyską kursują busy. My mamy ochotę spytać, czy nie należałoby zakazać wejścia na teren TPN nie tylko psom, ale i nie grzeszącym rozsądkiem przedstawicielom rodzaju ludzkiego...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto