Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chorzy (spin) doktorzy

Jarogniew Milewski
Jarogniew Milewski
Autor śledzący - kolaż domowy.
Autor śledzący - kolaż domowy. Jarogniew Milewski
O dobrze skrojonych garniturach, piarze, mediach, cudach, słabej skuteczności ponderabiliów w polityce, strzelaniu w łeb i waleniu z piąchy, karalnych korzyściach majątkowych, kolorach i pluciu o pełni księżyca – felietonik złośliwy.

Załóżmy hipotetycznie, że w pewnym, w zależności od opcji politycznej średnim/wielkim państwie europejskim, istnieją dwie główne partie. Obie, na nieszczęście, mają wspólne korzenie. Na dodatek, a to już konsekwencja korzeni - podobne programy. Obie mają też ambitnych przywódców, którzy za sobą, mówiąc delikatnie, nie przepadają. A obywatele nie wiedzą na którego głosować. Co robią partie, żeby zjednać sobie wyborców? Zatrudniają spin doktorów. (Złośliwi tłumaczą wyrażenie spin doctor jako doktor krętacz, słowniki - rzecznik prasowy). Po kilku tygodniach działań fachowców od piaru, wyborcy obu partii wzajemnie się nienawidzą, a podczas głosowania dziesięć razy sprawdzą kartkę czyjego kandydata wrzucają do urny. Do tego właśnie potrzebni są (między innymi) spin doktorzy.

Nie od dziś wiadomo, że bez rzeszy piarowców, partia nie ma czego szukać w polityce. Rządzenie, jak i bycie w opozycji, polega już wyłącznie na sprawnym odpowiadaniu na piar przeciwnika i rażeniu piarem własnym. Słyszałem, że partia rządząca nie musi wcale rządzić, wystarczy, gdy pokaże się w telewizji uśmiechnięta, elegancko ubrana i zakomunikuje społeczeństwu, że świetnie daje sobie radę. Opozycji (równie dobrze skrojonej i uśmiechniętej) wystarczy oświadczyć, że partia rządząca rządzić nie potrafi, a oni są jedynymi, którzy do do tej trudnej czynności się nadają. Gorzej mają ci, którzy już rządzili, bo wyborcy wiedzą jak było. Niestety w średnim, europejskim kraju z pączkującym nawet systemem demokratycznym, nie istnieją partie, które nie skompromitowały się choć w jednym ministerstwie, i rola piaru polega na tym, by zatrzeć przykre wrażenie, a porażki przekuć w sukces. (Patrz ostatni spot PiS-u). Dla piaru rola mediów, zwłaszcza telewizji, wydaje się być nieocenioną. Ale to temat na osobny artykuł.

Część społeczeństwa, nie bardzo zorientowana, mogłaby zapytać: Jak mogą rządzić, albo uchwalać ustawy, skoro pełno ich wałęsa się po studiach radiowych, telewizyjnych, korytarzach sejmowych, udzielając niezliczonych wywiadów? Pytanie nie padnie, gdyż żaden redaktor telewizyjny lub radiowy o zdrowych zmysłach takiego nie zada. Nie gryzie się ręki która żywi, jadąc w dodatku na tym samym wózku.

Zatrudniając spin doktorów politycy skomplikowali sobie trochę życie, bo co prawda nie muszą robić już praktycznie nic prócz pokazywania się w mediach, ale bieganie i wykuwanie na blachę tekstów przygotowanych przez piar, nie należy do rzeczy łatwych, ani przyjemnych. Do tego muszą jeszcze jakoś wyglądać, mieć wyczyszczone buty i (jakby tego było mało) dobrany krawat do dobrze skrojonego garnituru. W pewnych przypadkach to niewykonalne. Dlatego zapewne cicho wzdychają do czasów w których można było zamknąć się w gabinecie i czytać prasę, albo przysypiać na sali sejmowej.

Kiedyś, opowiadała mi to babka, a działo się przed wojną, politycy mówili co myśleli. Naprawdę. I jakby tego było mało, brali odpowiedzialność za słowa. A gdy zostali przyłapani na kłamstwie, strzelali sobie w łeb. Dziś połowa polityków nie wiedziałaby co powiedzieć, a druga by się zabiła. Ale to moja prywatna, przyznaję, bardzo złośliwa opinia. Oświadczam, że strzelać w łeb sobie za nią nie mam zamiaru.

Nie tak dawno jeszcze nie miałem pojęcia, że jestem lekuchno wykorzystywany. Byłem ufny/naiwny i wierzyłem politykom. Nie rozumiałem, że głównym celem piaru, a więc wobec praktycznego zrównania istot obu – polityki, jest delikatnie obywatela zmanipulować i wyciągnąć z tego korzyść. Polityczną lub majątkową. Ta druga jest podobno karalna. Muszę dodać, że rzadko. Mimo to nie chcę mówić, że politycy mnie okłamują. Oni tylko prezentują swoją, dobrze przyrządzoną prawdę. Właściwie nie tyle swoją, ile partyjną, i nie prawdę, co rację. Prawdy obiektywnej w polityce (pytanie czy tylko tam) raczej nie ma. Chyba zachowały się gdzieś resztki prawdy materialnej, ale głowy nie dam.

Kilka dni temu słuchałem w tv rozmowy dwóch poważnych (?!) polityków. Jeden, w ładnie skrojonym garniturku, podawał, fakty dotyczące rozmowy z premierem na jakiś ważny temat. Drugi na to zareagował następującym sformułowaniem: „Nawet gdyby to co pan mówi było prawdą, to ...”
No ludzie! Przecież na każdym szanującym się podwórku (nie wiem jak jest na Żoliborzu, ale u nas w Gdyni to rzecz naturalna) za taki tekst waliło się z piąchy, albo grabelkami, w zależności od wieku interlokutorów. A tu pan pierwszy uśmiechnął się kwaśno i pewnie po wyjściu ze studia udał wspólnie z adwersarzem na inżynierską kawusię do telewizyjnego barku. Krzykną niektórzy, że brak honoru, standardów! Ależ nic podobnego. Sądzę, że po prostu zbyt ostra reakcja w tv spowodowałaby spadek notowań i jest przez piar zabroniona. A jeśli nie na wizji, to jaki sens tłuc się gdzie indziej? Poza kamerami? Pamiętam gdy jeden z polityków obraził się i wyszedł ze studia w czasie najwyższej oglądalności. Spin doktorzy mieli nie lada z tym kłopot.

Tak więc duża część społeczeństwa już czuje, że polityk kłamie i że za tym co powie lub zrobi, stoi piar. To martwi trochę spin doktorów, bo spadła ich skuteczność. Wymyślili jeszcze sztuczne rozróżnienie na piar czarny i biały. Definicja czarnego jest czytelna jak prawo Kalego. Przypisywany bywa zawsze działaniom politycznego przeciwnika. I dlatego zabieg nie uzyskał praktycznego znaczenia.

Eskalacja działań spin doktorów doprowadziła do sytuacji w której obiecywanie ponderabiliów nie ma już sensu. Poza tym rzeczy uchwytnych można się czepić i egzekwować ich realizację. Dlatego Tusk obiecał cuda. To był znakomity zabieg piarowski, bo wyborcy niewierzący - w cuda nie wierzą, a wierzący nie wierzą Tuskowi. Wygląda na to, że jedynymi, którzy Tuskowi pomimo wszystko uwierzyli, była część opozycji. No, bez żartów. Ciągłe powoływanie się na tuskowe imponderabilia to też piar, bo przecież aż tak naiwnej opozycji nie mamy. A społeczeństwo, dość cyniczne, co prawda Tuskowi nie uwierzyło, ale go i tak popiera. Dlaczego? Tego akurat żaden spin doktor nie rozumie. I oby nigdy nie zrozumiał.

Pomyślałem sobie, że może nam, społeczeństwu, przydałaby się jakaś egzegeza tego co mówią politycy. Jakiś Obywatelski Urząd Antypijarowski. Może powołać społeczne biuro do spraw wyłuskiwania sensu z politycznego bełkotu? Tego który słyszymy co dzień w radiu i tv. Tylko co będzie, jeśli się okaże, że za bełkotem nie stoi już nic? Żeby nie pozostawiać Państwa z trudnym problemem na weekend odpowiem: Nic nie będzie. Damy radę.

PS Oświadczam, że wszystko co napisałem sam wymyśliłem i jest to moja prywatna, złośliwa opinia. Nie chcę niczyimi poglądami manipulować, a jeśli ktoś omamionym się czuje, wystarczy splunąć trzy razy na północ o pełni księżyca. Albo napisać kontr artykuł.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto