Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ciekawe są dalekie kraje... Wywiad z Marcinem Bruczkowskim

Piotr Biegała
Piotr Biegała
Bohater wywiadu - Marcin Bruczkowski
Bohater wywiadu - Marcin Bruczkowski
Marcin Bruczkowski stał się znany w Polsce w momencie publikacji swojej pierwszej książki - "Bezsenność w Tokio". Książka w dużej mierze autobiograficzna, debiut literacki i to debiut głośny. Oto rozmowa z autorem.

Kolejną książką "Singapur, czwarta rano" udowodnił, że pisać umie i lubi. Jego następne dzieło - "Zagubieni w Tokio" - ponownie wywołało wypieki na twarzach czytelników.

Będzie następna książka? Osobiście przyznam, że nie mogę się doczekać.
- Ależ oczywiście - już jest na warsztacie.

Swoje książki opierasz na osobistych doświadczeniach. Masz ich spory bagaż i stanowi to całkiem niezłą bazę pisarską - ale czy napiszesz jakąś książkę nie opartą na krajach Dalekiego Wschodu?
- Następna będzie się działa częściowo w Polsce, częściowo w Azji, a częściowo w USA. Z przewagą Polski. Może to rozczarować paru z moich czytelników, którzy by chcieli, żeby następne dziesięć powieści działo się w Japonii (a najlepiej wszystkie stanowiły kolejne sequel'e "Bezsenności w Tokio"), ale ja jestem jednak pisarzem, a nie autorem przewodników po Dalekim Wschodzie... Dołożę więc starań, żeby czwarta książka była ciekawa i żeby nie rozczarować wiernych fanów, nawet, jeśli ośmielę się umieścić część akcji nieco bliżej domu... :-)

Zafascynował mnie świat jaki poznałeś i Twoja umiejętność jego opisywania. To naturalny talent, czy wydawnictwo musiało zatrudnić oddział redaktorów do "wygładzenia" diamentu?
- Każda książka jest produktem pracy zespołowej, w której autor to tylko pierwszy gracz - potem do boju wkracza redaktor, potem łamacz, potem korektor, potem artysta-grafik, itd. Najważniejszą osobą jest tutaj redaktor - jak producent w filmie. Ja jestem tylko scenarzystą, aktorem i reżyserem. Niby dużo, ale bez producenta, operatorów kamer, dźwiękowców i całej armii innych specjalistów nie byłoby czego oglądać. A wracając do świata słowa pisanego - w moim wypadku nie jest to oddział redaktorów, tylko jedna pani redaktor - Dorota Koman, która ma tę ciekawą cechę, że jest geniuszem. Przy okazji rozumie lepiej, o co mi chodzi, niż rozumiem ja. A nie zawsze jest to łatwe, bo mam tendencję do myślenia po angielsku i moja proza w wersji surowej brzmi często jak tłumaczenie z języka obcego.

Czy łatwo Ci się pisze, czy też odczuwasz wyraźny "ból tworzenia"?
- Odczuwam w ogóle okropny ból egzystencji, ale nie jest to nic, czego kubek gorącej herbaty z żubrówką nie jest w stanie uleczyć.

A co natchnęło Cię do opisania kawałka swojego życia?
- Wanna pełna gorącej wody.

Twoi mistrzowie jeśli chodzi o literaturę?
- 1. Salman Rushdie, 2. Kurt Vonnegut, 3. Alan Alexander Milne, 4. Tadeusz 'Boy' Żeleński, 5. Stanisław Lem, 6. John Ronald Reuel Tolkien, 7. Joseph Conrad, 8. Andrzej Sapkowski, 9. Michaił Bułhakow, 10. Lew Tołstoj.

Stałeś się człowiekiem znanym. Wywiady, wizyty w radiu, telewizji, spotkania z czytelnikami. Czy to trochę nie uwiera? A może dobrze się z tym czujesz?
- Strasznie uwiera - śpię na dziesięciu materacach, a budzę się cały posiniaczony. Nie mam pojęcia, dlaczego.

Żyjesz z książek? Czy też wykorzystujesz którąś ze swoich niezliczonych umiejętności do zarobkowania?
- Żyję z niezłomnej woli życia, a utrzymuję się przede wszystkim z pracy jako informatyk i kierownik projektów - to mój zawód "dzienny". W dziedzinie literatury jestem tylko amatorem. Podobnie jak w grze na perkusji. Ja lubię być amatorem. Amatorzy podchodzą nieraz do tego, co robią, z większym entuzjazmem, niż profesjonaliści, dla których praca zawsze staje się w jakimś stopniu rutyną. Kiedy poczuję, że pisanie stało się rutyną - wezmę się za malarstwo. Będzie to spore wyzwanie, bo na lekcjach plastyki w szkole nigdy nie udało mi się narysować nawet wazonika (lewa połowa była zawsze innego kształtu niż prawa), ale wszystko jest lepsze od rutyny.

Cofnijmy się do Twojej młodości. Skąd wziął się pomysł wyjazdu do Japonii?
- Znalazłem ją przypadkiem na mapie świata i stwierdziłem, że piechotą tam nie dojdę, więc musiałem wyjechać. A właściwie wylecieć.

Przeciętny Polak wiedzę o Japonii czerpie z filmów takich jak "Shogun". Nieco ona nie przystaje do tego kraju dzisiaj. Jaki był Twój zasób wiedzy o kraju, do którego jedziesz na długo?
- Żaden - nie wiedziałem o Japonii nic poza tym, czego mnie nauczono w szkole na lekcjach geografii. Mówiąc szczerze, nawet nie oglądałem "Shoguna", bo w wieczory, kiedy go puszczano w TV miałem akurat lekcje kontrabasu.
Opuszczałeś Polskę mając w planach roczny pobyt w Japonii. Co czułeś jadąc tak daleko i co Cię tam ciągnęło?
- Czułem zimno (w samolotach zawsze marznę), a ciągnęły mnie tam cztery silniki odrzutowe samolotu Ił-62.

Co takiego zaoferowała Ci Japonia, że zostałeś tam 10 lat?
- 1. Dom, 2. Katsudon (to takie coś do jedzenia - przepis jest w "Zagubieni w Tokio"), 3. Akihabarę i Roppongi (w oba miejsca trzeba się udać, żeby zrozumieć), 4. Wyspę Kiusiu (j.w.), 5. Pewną niezwykle uroczą młodą damę, której imię figuruje w jednej z moich książek, 6. Jeszcze jedną uroczą młodą damę. I jeszcze jedną, 7. Naukę życia w swej surowej, pięknej postaci, 8. Japoński, 9. Fantastyczny sprzęt audio-video, i to całkiem za darmo (patrz "Bezsenność w Tokio"),10. Najlepsze stoki narciarskie w Azji.

Czego brakuje Ci w Polsce po tylu latach życia w zupełnie odmiennych kulturach?
- 1. Przyjaciół, których tam zostawiłem, 2. Piwa Asahi Super Dry, 3. Wilgotnych ręczników w restauracjach, 4. Maszyn z napojami co krok na ulicy, 5. Gorących źródeł, 6. Kiusiu. To taka wyspa, 7. Malutkiej restauracji okonomiyaki, gdzie kucharzył wybitny filozof, pan Tarei, 8. Parkingów dla rowerów przed stacjami metra, 9. Przyjaciela Kalorii (patrz "Bezsenność w Tokio"), 10. Gospodyń domowych jadących rowerami na zakupy w białych fartuszkach.

Jak rozumiem Asashi Super Dry rozlewane w pobliskich Czechach nie smakuje tak samo?
- Nie, bo japońskie piwa mają bardzo delikatny smak, więc jakość wody jest tutaj kluczowa. Nie mówię, że Czesi nie mają krystalicznie czystej wody, ale Japonia to wyspy wulkaniczne i woda ma specyficzny smak - może to jest powód, dlaczego oryginalne Asahi jest naprawdę lepsze?

A co ponownie odkryte w ojczyźnie - najbardziej cieszy?
- 1. Rodzina, 2. Język polski, 3. Chleb. Prawdziwy, a nie ta gąbko-wata, którą nazywają w Azji chlebem, 4. Słowiański luzik. To również najbardziej wkurza, 5. Książki, 6. Rozmiar mieszkania, 7. Kiełbasa, 8. Zwyczaj ustępowania miejsca osobom starszym, niepełnosprawnym i kobietom w ciąży, 9. Przestrzeń, 10. Cisza.
Gdybyś miał możliwość przeniesienia tylko jednego japońskiego zwyczaju na nasz grunt - jaki byś wybrał?
- Zdejmowanie butów przed wejściem do mieszkania (oczywiście wymaga to od gospodarza zainwestowania w kapcie gościnne, ale dopóki nasi właściciele psów nie nauczą się sprzątać po nich z chodników, to ja nie chcę, żeby mi ktoś właził w butach do pokoju...)

A co w zamian zaszczepiłbyś Japonii? Jaki polski obyczaj?
- Zapraszanie znajomych do domu. Tam się to rzadko praktykuje, a ja jestem zawsze ciekaw, jak mieszkają inni, co wieszają na ścianach, jakie mają książki na półkach... W ten sposób poznaje się człowieka od innej strony niż tylko w wyniku wspólnej pracy czy picia piwa w knajpie.

Największy kontrast pomiędzy Polską i Japonią?
- Liczba ludzi na metr kwadratowy.

Czy japoński jest trudny w nauczeniu się? Pomijam kaligrafię, bo to lata nauki, ale jak dużo czasu trzeba poświęcić, aby móc się porozumieć?
- Jest to jeden z najprostszych języków, jakie można sobie wyobrazić. Nie ma koniugacji, deklinacji, liczby mnogiej ani rodzajów. Jest trochę zamieszania z liczebnikami, ale w sumie nic strasznego. W porównaniu z japońskim, polski to jakaś masakra.

Ile czasu zajęła Ci nauka japońskiego?
- Nauka każdego języka zajmuje całe życie - polskiego też uczę się do dzisiaj.

Wyjechałeś z Japonii po zamachach sekty Asahary, wybrałeś Singapur. Dlaczego?
- Bo tam nie było Asahary :-) Była za to pewna przemiła osoba, która dzisiaj jest moją żoną.

Jak odebrałeś to miasto po życiu przez 10 lat w Tokio? Duża różnica kulturowa?
- Ogromna - daleko większa niż między Japonią a Polską. Te dwa kraje są duże - pod każdym względem. I obszaru, i populacji, i przebogatej historii, tradycji, literatury, sztuki... Natomiast Singapur jest mały. Znowu - pod każdym względem. To po prostu mała wysepka z trzymilionowym narodem, który ma za sobą całe sto lat historii - sto lat temu mieszkały tam małpy i tygrysy... I to się przekłada na wiele zjawisk, nawet na sposób myślenia wyspiarzy. To ludność napływowa - rdzenni mieszkańcy Singapuru mieszkają dziś w Zoo. Co nie znaczy, że Singapurczycy to nie są ludzie ciekawi, wartościowi, nieraz mądrzy i utalentowani. Miałem okazję i zaszczyt grać tam z wieloma wspaniałymi, o wiele lepszymi ode mnie muzykami. W Polsce tacy ludzie wyrzuciliby mnie zza perkusji po pięciu minutach.
Jednak po kilku latach w Singapurze nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że widziałem już wszystko i byłem wszędzie - zwykle po trzy razy. Podczas kiedy wyjeżdżając z Japonii miałem równie silne wrażenie, że ledwie liznąłem tego, czym jest Japonia. Problem w tym, że nie ma jednej Japonii. Są ich setki - każda wyspa jest zupełnie inna, jak inny kraj, każdy rejon, każda prefektura, nawet każda wieś. Żałuję, że nie poznałem wszystkiego, ale na to nie starczyłoby życia. A w świecie są też inne ciekawe miejsca poza Japonią.

A gdybyś teraz miał pojechać znowu gdzieś daleko, w obce miejsce - rozumiem, że nie czułbyś dużych obaw?
- Nigdy nie czułem żadnych obaw, pod warunkiem, że jest to miejsce w miarę cywilizowane - przedzieranie się przez dżungle Amazonki zostawiam podróżnikom tego świata. Ja podróżnikiem nigdy nie byłem - siedziałem w Japonii 10 lat w jednym miejscu i nawet nie odwiedziłem znakomitej większości wysp, z których składa się to państwo, nie mówiąc o sąsiadach - np. Korei. Pojechać gdzieś daleko - nie ma sprawy, pod warunkiem, że są tam dobre drogi, klimatyzowane samochody i czyste toalety. :-)

Ożeniłeś się w Singapurze, żonę przywiozłeś do Polski. Jak ona odbiera nasz kraj?
- Trzeba by jej zapytać. :-)

A co z Irlandczykiem Seanem? Mieszka nadal w Japonii?
- Irlandczyk Sean mieszka w moich książkach, ale mój przyjaciel, przypadkiem także Irlandczyk, na którym została ściśle oparta postać Seana, mieszka w Tokio do dzisiaj i prowadzi tam szkołę angielskiego. Ma się dobrze. Dziecię już chodzi do szkoły... ależ ten czas leci.

Spotykacie się w miarę możliwości? Bo rozumiem, że kontakt dzięki internetowi i nowym technologiom, to żaden problem.
- Tak, przez Skype'a. On nawet prowadzi lekcje angielskiego dla uczniów w Korei, przez wideokonferencje internetowe! Kocham technologię.
Co z resztą przyjaciół i znajomych? Udaje Ci się utrzymać z nimi kontakt?
- Nie ze wszystkimi. Wyjechałem, niestety przed erą powszechnego dostępu do Internetu. To zresztą jedna z motywacji pisania książek. Prawie co miesiąc pisze do mnie jakiś stary znajomy, z którym kontakt się urwał, a odnowił właśnie dzięki adresowi mojej strony internetowej zamieszczonemu we wszystkich książkach.

Wyjeżdżałeś kiedy Polska przechodziła bardzo dynamiczne zmiany. Co Cię najbardziej zaskoczyło po powrocie?
- Odpowiedź na to czytelnicy znajdą w mojej szóstej książce. :-)

Zdradzisz o czym będzie następna książka? No i kiedy ukaże się na rynku?
- Tak - o roju pszczół. A właściwie czterech rojach. Będzie to powieść zainspirowana artykułem 182. Kodeksu Cywilnego. Tytuł roboczy: "Urojenie".

Jakie inne plany na najbliższą przyszłość?
- Rozkręcenie nowej kapeli. Stara rozpadła się w maju, teraz jest nas już w nowym składzie trzech (perkusja, bas i gitara). Szukamy klawiszowca. Jeśli ktoś z czytelników chce grać amatorsko, ale docelowo też na scenie (powiedzmy raz na miesiąc), i nieobce mu są klimaty typu Pink Floyd, Dire Straits, The Doors, Led Zeppelin, Jethro Tull, Jimmy Hendrix, itd. - zapraszam do kontaktu z mojej strony internetowej. Próby w każdy wtorek wieczorem, w moim domowym studio na warszawskiej Ochocie.

Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych sukcesów.

Kontakt z Marcinem Bruczkowskim - jeśli ktoś umie grać na klawiszach i chce z nim zagrać, można znaleźć na stronie Autora - www.marcin.bruczkowski.com.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto