Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ciemne strony programu Au Pair

Aleksandra Puciłowska
Aleksandra Puciłowska
Agencje werbujące do programu Au Pair adresują go, jak czytamy na ich stronach internetowych, do "osób śmiało patrzących w przyszłość."

Au Pair ma być szansą na poznanie nowej kultury, przeżycie ciekawej przygody oraz zawiązanie przeróżnych znajomości. Dziewczyna (rzadziej chłopak) przyjęta ma być przez rodzinę goszczącą z otwartymi ramionami, poczuć ma się tam niczym członek rodziny - czytamy w broszurach reklamujących program Au Pair.

Kurs językowy, własne kieszonkowe, płatny urlop, własny pokój oraz łazienka, co najmniej 4 wolne wieczory w tygodniu zapewnić jej mają względną swobodę podczas najczęściej rocznego udziału w programie. Jak to jednak wygląda w rzeczywistości? Czy Au Pair to rzeczywiście łatwy i ciekawy sposób na przyjemnie spędzony czas za granicą? O tym rozmawialiśmy z trzema dziewczynami, które udział w owym programie mają już za sobą.

Jola (23 lata), która przez rok opiekowała się trójką dzieci w Berlinie wspomina swój pobyt w stolicy Niemiec z niezbyt pozytywnymi uczuciami. - Idea tego programu już dawno umarła, większość rodzin szuka dziś zwyczajnie taniej siły roboczej, dzięki której oszczędzi na opiekunce i sprzątaczce w jednym - mówi.

Notoryczna praca w nadgodzinach, wieczne kłótnie o jej czas wolny oraz brak sfery prywatnej - to główne wspomnienia Joli, które łączy z programem. - Pewnego razu zostałam z dziećmi na cały tydzień sama, co oznaczało pracę 24 godziny na dobę - nie dostałam ani dodatkowego wynagrodzenia, ani wydłużonego urlopu. Dodatkowo, to iż przez całe siedem dni musiałam robić wieczorem babysitting, skwitowane zostało przez moją "Au Pair - mamę" słowami: przecież to nie babysitting, ale nie zostawisz dzieci samych w domu, skoro nas nie ma, prawda?"

Obiecywana sfera prywatna, czyli własny pokój pozostawał w przypadku Joli, także w sferze marzeń. - Mój pokój przypominał raczej jakiś składzik rodzinny. Carsten, czyli mój "Au Pair- tata" potrafił wejść do mnie o 6 rano, ponieważ w szafie leżała akurat jego czapka. Nie mówiąc już o tym, iż jedyny telewizor w domu stał u mnie, co robiło z mojego pokoju coś w stylu świetlicy. Na moje słowa, iż nie chcę by tam stał, otrzymałam odpowiedź, iż nie mają go gdzie postawić. Nie wiem, czy to wszystko można uznać za posiadanie sfery prywatnej? Czułam się raczej, jakbym spała w jakimś korytarzu..."

- Nie zapomnę też tego, jak Miriam ("au pair- mama") opowiadała o jednej z ich byłych Au Pair, że zrezygnowała z programu, bo była zwyczajnie zbyt mądra. Nie wiem, czy to była aluzja do mnie? Czy na opiekę na dziećmi trzeba być wystarczająco głupim?

Hania (22) miała to szczęście, iż nie mieszkała ze swoją rodziną goszczącą. - Nadgodziny robiłam swoją drogą - czasem bywało tak, iż byłam u nich przez 12 godzin dziennie - opowiada nam studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, która rok spędziła w Dreźnie, gdzie pod swoją opieką miała dwójkę dzieci.

Choć w umowie, którą podpisuje każda Au Pair napisane jest wyraźnie, iż tydzień pracy wynosi 42 godziny, w rzeczywistości liczby te rosną. - Oczywiście nie zapisywaliśmy liczby przepracowanych przez mnie godzin - wszystko w ramach wzajemnego zaufania, naturalnie - dodaje z przekąsem Hania.

Rodziny rzadko liczą się też z życiem prywatnym swej Au Pair - na porządku dziennym jest zapowiadanie nadgodzin w ostatniej chwili, czy proszenie o dodatkowy baybsitting. - Za każdym razem, kiedy odmawiałam, atmosfera stawała się nieznośna. Tak, jakbym miała obowiązek pracować u nich 24 godziny na dobę. A przecież umawialiśmy się zupełnie inaczej.
Zapowiadana "przygoda życia" staje się nią czasem w rzeczywistości - niestety w tym negatywnym znaczeniu. Ania (25) opowiada nam historię, która wydaje się być wręcz nieprawdopodobna. Jej zaplanowany na rok udział w programie Au Pair zakończył się już po 4 miesiącach. - Tej awantury nie zapomnę do końca życia. Nie obyło się bez wzywania policji!

Ania postanowiła zakończyć swój program wcześniej, co też swojej goszczącej rodzinie zakomunikowała z dwutygodniowym wyprzedzeniem, jak wymaga tego umowa. - Nie wiem, czy uraziło to ich ego, nie bardzo rozumiem ich reakcję - snuje swą opowieść. - Wyzwano mnie od szmat i złodziejek, oraz zabrano wszystkie moje rzeczy - zostałam w tym, co akurat miałam na sobie. Podczas mojej nieobecności spakowano moje rzeczy i zamknięto pod kluczem na strychu. Odzyskałam je tylko i wyłącznie dlatego, iż zadzwoniłam na policję.

Sam pobyt u rodziny był, w wypadku Ani, dość dziwny. - Bardziej oczekiwano ode mnie, zwyczajnie pracy fizycznej, czyli sprzątania. Z dziećmi niewiele miałam kontaktu, to nie było to czego oczekiwałam, dlatego też na odchodnym im oznajmiłam, iż powinni sobie poszukać raczej sprzątaczki- może to ich rozzłościło?

Ania opuszczała swoją rodzinę goszczącą w asyście przyjaciół i policji. - Nie potrafiłam opanować swoich emocji - jeszcze nigdy mnie nikt tak nie potraktował - mówi dziś jeszcze z rozżaleniem w głosie.

Program Au Pair był niegdyś piękną ideą - wzajemna przyjaźń, integracja i szansa dla obu stron na poznanie nowej kultury. Dziś ta idea gdzieś się zagubiła.
Jak mówią wspólnym głosem nasze rozmówczynie, nie polecają udziału w tym programie nikomu. Dodają też, że smutnym jest fakt, iż wiele mówi się o tym, jak złe i nieuczynne są same Au Pair, kiedy tak często problem leży po tej drugiej stronie - stronie rodzin, którym wydaje się, iż za 260 euro miesięcznie udało im się kupić gosposię, opiekunkę do dziecka i sprzątaczkę w jednym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto