Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Coś o kabarecie, czyli wywiad z Marcinem Szczurkiewiczem

Marek Gabriel
Marek Gabriel
Fot. osobiste zbiory Marcina Szczurkiewicza
Marcin Szczurkiewicz, założyciel Kabaretu Skeczów Męczących, zgodził się na rozmowę specjalnie dla Wiadomosci24.pl. Zdradza w niej rąbek tajemnicy o tym, jak zabawę można połączyć z pracą.

Co spowodowało, że zaczął Pan rozśmieszać ludzi?
- Był to na pewno proces wieloetapowy. Zawsze byłem osobą, która dużo mówiła, wszędzie było mnie pełno, cieszył mnie kontakt z ludźmi, potrafiłem z nimi rozmawiać. Scena, występy, bycie w trasie umożliwia spełnianie się w tych właśnie czynnościach, więc moja obecność na scenie jest jakby wypadkową tego co lubiłem robić.

Dobór ekipy Waszego kabaretu był przypadkowy, czy tez kryterium doboru stanowiły umiejętności?
- Dobór pierwszego składu wyniknął jakoby z licealnych znajomości, ale okazał się trafiony. Kiedy po pewnym czasie jeden z członków „pierwszego” KSM-u postanowił odejść z formacji, dobraliśmy Jarka i to już była decyzja poparta znajomością jego scenicznych możliwości. Generalnie w naszym przypadku skład pojawił się najpierw, a umiejętności ujawniły już w trakcie rozwoju grupy. Dziś dobrze wiemy kto z nas co potrafi i wykorzystujemy te różnorodne zdolności.

Jak długo musicie pracować, aby powstała kolejna piosenka bądź skecz?
- Nie da się precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie, gdyż zarówno sposób powstawania, jak i czas trwania tego procesu są tak różnorodne, że ciężko wyciągnąć „średnią”. Zwykle jest tak, że hitowe piosenki powstają dość szybko, zaś nad skeczami praca trwa nieco dłużej, ale tak jak mówię, reguły nie ma.

Początki, aby zyskać popularność była na pewno trudne. Jak sobie z tym poradziliście?
- Pierwszym krokiem w naszym przypadku była ogromna ilość przeglądów studenckich i wielka praca nad sobą i pierwszymi programami. Zadowolenie z sukcesów, ale i niezałamywanie po porażkach (a jednych i drugich mamy na swoim koncie niemało). Kolejny zaś krok, to przestawienie się z grania „przeglądowo-studenckiego” na „telewizyjne”. To również praco- i czasochłonny proces, z którego jednak także wyszliśmy obronną ręką.

Przygotowując nowe skecze kierowaliście się przedstawieniami innych kabaretów, czy raczej woleliście wyrobić sobie swój niepowtarzalny styl? 
- W kabarecie, jak i prawdopodobnie w większości innych form sztuki i kreacji trudno ominąć porównania czy inspiracje, ale wydaje mi się, że staraliśmy się iść własną drogą. Wiele czasu minęło, zanim nasz styl się wykrystalizował, ale w chwili obecnej wydaje mi się, że ludzie kojarzą nas z odważnym, energetycznym kabaretem, nie stroniącym od improwizacji czy współpracy z widzem. Jest to kierunek, w którym dobrze się czujemy, który pozwala naszym widzom uczestniczyć w naszych spektaklach i myślę, że to będzie droga, którą Kabaret Skeczów Męczących będzie również i w najbliższych latach podążał.

Swoje zajęcie uważa Pan za zabawę czy jest to tylko praca?
- A czy praca nie może być również zabawą? Wiem, że nie powinno się odpowiadać pytaniem na pytanie, ale jakoś tak mi się nasunęło. A już tak bardziej poważnie, to jest to zajęcie dające ogromną satysfakcję, ale i wymagające niezliczonych wyrzeczeń… jednakże po zliczeniu plusów i minusów, wypadkowa jest wybitnie pozytywna.

Skąd ta nazwa: Kabaret Skeczów Męczących?
- To długa historia. I w dodatku na tyle mało intrygująca, że nie będę nią zanudzał. W skrócie, to nasz pomysł nazwy z czasów licealnych, może i nie najszczęśliwszy, ale na pewno oryginalny.

Którego z kabareciarzy ceni Pan najbardziej?
- Jest wiele jednostek czy grup kabaretowych, które cenię. Zarówno na scenie rodzimej jak i światowej. Do standardów uwielbianych przez większość będą prawdopodobnie należeć Latający Cyrk Monty Pytona, Umbilical Brothers czy stand-up’owcy w stylu Pablo Francisco.

Jeżeli zdarzyłaby się taka okazja, aby wystąpić, ale społecznie, przyjęlibyście taką propozycję?
- Na pewno z góry byśmy jej nie wykluczyli.

"Łajza" skąd wzięło się takie przezwisko?
- Tym pytaniem mnie zaskoczyłeś. To tak za zasadzie przeciwieństw… w stylu mówienia na chudego „gruby” itd. A tak naprawdę to po prostu w szkole podstawowej rysowałem komiksy o przygodach wybitnie niewydarzonego bohatera „Kapitana Łajzy” i jakoś tak już niefortunnie pozostało.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto