Tego typu wyzwiska zdarzało mi się
bowiem słyszeć wcześniej dosyć często, najczęściej z ust
pijanej młodzieży lub łysych osiłków z kamieniami w
rękach. Pierwszy raz jednak zobaczyłem to hasło biało na czarnym
wypisane na plakacie, legalnie wiszącym w centrum miasta.
W pierwszej chwili byłem przekonany,
że to akcja Młodzieży Wszechpolskiej lub innej organizacji
zawodowo zajmującej się promowaniem postaw nienawiści. Wracając
do domu układałem sobie w głowie treść zawiadomienia do
prokuratury oraz pozwu cywilnego do sądu o znieważeniu mnie, jako
osoby homoseksualnej za pomocą środków masowego przekazu.
Kiedy jednak siadając przed komputerem przejrzałem pocztę,
zobaczyłem list, w którym Robert Biedroń – prezes Kampanii
Przeciwko Homofobii, chwalił się nową akcją społeczną.
Ręce mi opadły
W liście pan Biedroń informował, że
celem akcji jest zmuszenie społeczeństwa do tego, by chociaż na
chwilę poczuło się tak jak na co dzień czują się osoby
homoseksualne w Polsce. Akcja z założenia miała szokować,
prowokować do dyskusji, a tym samym zwiększać świadomość
społeczną i brak przyzwolenia dla postaw homofobicznych. Kiedy
przetłumaczyłem treść listu mojemu anglo-języcznemu partnerowi,
który jest dziennikarzem CNN, ten wyrzucił z siebie ciąg
wyrazów, które powszechnie uznawane są za wulgarne. Do
najłagodniejszych należało określenie pomysłu jako „skończonej
głupoty”.
W internetowej dyskusji nad akcją
pojawiały się argumenty, że ma być ona podobna w działaniu do
słynnej już akcji przeciwników aborcji, polegającej na
prezentowaniu na plakatach szczątków płodów ludzkich.
Dlaczego zatem, pytałem sam siebie, nie zaprezentowano obrazów
ofiar homofobii? Dlaczego nie pokazano zdjęć z obdukcji lekarskiej
18-latka z Oleśnicy Śląskiej, którego ojciec chciał
„wyleczyć” z homoseksualizmu za pomocą struny do fortepianu?
Dlaczego nie pokazano zdjęć 22-letniej lesbijki, zgwałconej przez
sąsiada za namową brata i ojca?
Taka akcja byłaby rzeczywiście
szokująca, ale miałaby przynajmniej sens. Pokazałaby do czego
prowadzi homofobia w skrajnej postaci. Tymczasem zdecydowano się na
użycie hasła, które szaremu człowiekowi nic nie powie,
osoby homoseksualne obrazi, a rzeczywistym homofobom da masę
radości. Oto bowiem, znienawidzeni przez nich „dewianci” sami
pchają im w ręce argumenty i slogany. Dają kalkę, gotową do
powielania na ulicach, w domach i miejscach pracy. Skoro bowiem hasło
to pojawiło się na legalnych środkach masowego przekazu, to
znaczy, że jego użycie stało się tym samym legalne i
akceptowalne.
W zasadzie tekst ten powinienem napisać
już w sobotę. Wstrzymałem się jednak, wiedziony słusznym
przekonaniem, że zostanie on odebrany tak samo, jak mój
wcześniejszy sprzeciw wobec pomnika pamięci homoseksualnych ofiar
obozów zagłady w miejscu miejskiego szaletu.
Ja, zdrajca sprawy
Kiedy publicznie zaprotestowałem
przeciwko temu pomysłowi, zostałem we własnym środowisku uznany
za zdrajcę. Wylano na mnie kubły pomyj, mieszając mnie z błotem
za wskazanie błędów merytorycznych w projekcie. Postawiono
mnie po tej samej stronie, co członków Młodzieży
Wszechpolskiej i Prawa i Sprawiedliwości. W listach, komentarzach i
telefonach kazano mi zamilknąć, zniknąć i przestać się
wypowiadać. Mówiono, że nie mam prawa sprzeciwiać się tak
chwalebnej idei. Że nic dla środowiska nie zrobiłem i powinienem
odejść w niesławie do lamusa.
Słusznie więc obawiałem się, że
ponowny sprzeciw wobec kolejnej akcji propagandowej, zostanie
odebrany w ten sam sposób. Jednak obserwując to, co dzieje się
wokół sprawy plakatów, czytając komentarze i
wypowiedzi internautów, doszedłem do wniosku, że nie wolno
mi milczeć. Bo przecież sprawa dotyczy także mnie, homoseksualisty
żyjącego w Polsce.
Nie jestem pedałem
Czekam na ukazanie się na rynku mojej autobiografii pod tytułem
„Tęczowy Koliber na Tyłku”. Opisałem w niej całe swoje dotychczasowe życie, moją
działalność społeczną i polityczną, a także środowisko, w
którym przyszło mi egzystować. Środowisko osób
homoseksualnych. Nie pedałów i lesb, lecz właśnie osób
homoseksualnych.
Nie wybrałem sobie orientacji.
Nikt mnie nie pytał, kim chcę zostać, ani kogo chcę kochać. Taki
się urodziłem. Podobnych do mnie osób jest około
dwóch milionów w naszym kraju. I każda z nich
chciałaby móc godnie żyć i egzystować w
społeczeństwie. Egzystować bez strachu, że ktoś nazwie mnie na
ulicy pedałem, rzuci we mnie kamieniem czy postrzeli pod
domem. Wyprzedzając oskarżenia o przesadę powiem tylko, że z
każdą z tych sytuacji zetknąłem się osobiście i w żadnej do
dnia dzisiejszego nikt nie został postawiony przed sądem.
Moim marzeniem jest
doprowadzenie walki o równe prawa do końca.
„Miałem sen”
Chciałbym, aby kiedyś mój kraj
stał się prawdziwą ostoją demokracji, w której słowo
równość to nie tylko slogan, lecz fakt respektowanego prawa.
Chciałbym, aby w Polsce zaczęto poważnie traktować Konstytucję,
nie wybiórczo – lecz całościowo.
I bardzo chciałbym, aby pewnego dnia
slogan: „Co się gapisz, pedale” przestał istnieć w
świadomości społecznej. By nikomu więcej nie przyszło do głowy,
że zbudowanie obozów przymusowego leczenia dla
homoseksualistów, to dobry pomysł, popierany przez osoby
zasiadające w rządzie RP.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?