Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy Belgia jest skłócona wewnętrznie?

Redakcja
Belgia, Bruksela, widok z "Górnego Miasta" na "Dolne Miasto". Fot. AKPA
Belgia, Bruksela, widok z "Górnego Miasta" na "Dolne Miasto". Fot. AKPA
W Antwerpii ludzie brzydzą się Unią Europejską, tworzą pomysły o podziale Belgii i powstaniu Wielkiej Flandrii. Sam król uważa wyraz "naród" za drażniący, a za Belgów uważają się ci, którzy mówią po niemiecku, czyli poniżej 5 procent populacji.

Belgia. Wysoko rozwinięty kraj w zachodniej Europie. Dawniej zamieszkiwany przez legendarnych Celtów, dziś podzielony między trzy narody. Od XVI do XVIII w. Belgią rządzili monarchowie różnych krajów. Należała do Hiszpanii, Austrii i Francji, by wreszcie w 1814 r. połączyć się z Holadnią i utworzyc Królestwo Niderlandów. Sielanka i spokojne życie połączonych narodów nie trwały długo. Krół Wilhelm I faworyzował protestanckie prowincje północne, co spowodowało niezadowolenie katolików z południa. Wzajemna niechęć, połączona z dążeniami niepodoległościowymi, doprowadziły do wybuchu rewolucji w Belgii w 1830 r. Wówczas Walonia i Flandria oderwały się i utworzyły niepodległe państwo. Prawie sto dwadzieścia lat później (1948 r.) Belgia, Holandia i Luksemburg utworzyły unię celną a w 1960 r. unię gospodarczą. Powstał Benelux.

Mimo iż Bruksela jest stolicą nie tylko tego państwa, ale i Unii Europejskiej, nie ma mowy o wspólnocie. Od 1993 r. Belgię tworzą trzy obszary: Walonia, Flandria i region Brukseli. Wszystkie rejony mają własne organy władzy ustawodawczej, a także szeroką autonomię w zakresie władzy wykonawczej. Sama Belgia to sztuczny twór. Flamandowie stanowią 57 proc. społeczeństwa, Walonowie, 33 proc., resztę - poniżej 5 proc. ludności - stanowią Belgowie mówiący po niemiecku. I to oni uważają się za Belgów, mają nawet partię o takiej właśnie nazwie.

Mimo szerokiej autonomii regionów, obywatele Belgii nie darzą się wzajemnie sympatią. Walonowie starają się dziś utrzymać instytucjonalny status quo (czyli obecny stan rzeczy). W Antwerpii ludzie brzydzą się językiem francuskim, Unią Europejską i gardzą Brukselą, a 30 proc. Flamandów popiera skrajnie prawicową partię Blok Flamandzki. Coraz częściej słyszy się szalone pomysły o podziale Belgii i głosy zachęcające do powstania Wielkiej Flandrii składającej się m.in. z Belgii, Holandii, północnej Francji i Anglii.

- Wielu Belgów utożsamia się ze sobą tylko zewnętrznie, ale to jest sztuczne - mówi Louis, student z Gandawy, pragnący zachować anonimowość. - Uważamy się za Belgów podczas turniejów, zawodów czy mistrzostw. Nasz król jest Belgiem… Ale mamy inne języki, nie rozumiemy się, nie jesteśmy ze sobą związani, darzymy się nieufnością, czasem wrogością. Nie tylko u nas tak jest. Hiszpanie mają ten sam problem z Katalonią - tłumaczy.

Sam król belgijski, Albert II, ze względów politycznych nie używa słowa "naród“, bo zdaje sobie sprawę, że walka o podtrzymanie własnej, regionalnej tożsamości trwa. Partie polityczne dzielą się głównie na francuskie i niderlandzkie. Telewizja nadaje programy w trzech językach, bo właśnie sprawa języka jest dla ludzi najistotniejsza.

- Nie możemy mówić o dyskryminacji językowej, bo zarówno napisy na ulicach, czy programy nadawane są we wszystkich językach, którymi posługują się Belgowie, ale brak jednolitego języka utrudnia kontakt i sytuację - argumentuje Louis. - Walonowie uważają, że wszyscy powinni znać ich język, Flamandowie z kolei są zdania, iż cała Belgia powinna posługiwać się głównie ich językiem. Spory o to były zawsze - dodaje.

Liczba mieszanych małżeństw w Belgii wynosi obecnie mniej niż 1 proc. Skandalem był romans znanych polityków, Rika Daemsa - ministra finansów z Flandrii i Walonki Sophie Pecriaux z PS (Partii Socjalistycznej). Gdy związek w styczniu ubiegłego roku ujawniły media, w Belgii zawrzało. Musieli oboje złożyć dymisję - ku dużemu zadowoleniu społeczeństwa.

Pomimo modnego kosmopolityzmu, kultu Unii Europejskiej, tęsknota za patriotyzmem i państwowością jest wciąż w Belgii żywa. Flamandowie i Walonowie dążą do autonomii i interesy własnych regionów są dla nich najważniejsze. I pomimo iż Bruksela jest stolicą Unii, Belgowie należą do największych sceptyków integracji. Chichot historii? A może smutna prawda? Czyżby mit europejski powoli się załamywał i ludzie wracali do podstawowych wartości wbrew propagandzie polityków i mediów? Czas pokaże...Ale w Belgii wrze...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto