Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy chińskie matki są lepsze od naszych?

Tadeusz Starzyk
Tadeusz Starzyk
Klasa publicznej szkoły w Sinciang
Klasa publicznej szkoły w Sinciang flickr.com
Raport PISA z badań kompetencji uczniów 65 krajów świata dowodzi, że najlepsze osiągnięcia edukacyjne mają miejsce poza Europą i USA. W czołówce są Szanghaj, Korea Południowa, Hong Kong, Japonia.

Pomyślna wiadomość obiegła polską i światową prasę o dobrych wynikach naszych nastolatków w międzynarodowych badaniach edukacyjnych PISA. Tymczasem wiele dzienników, między innymi amerykańskie, angielskie, izraelskie, narzeka na wskazany przez badania porównawcze niski poziom wykształcenia uczniów w ich krajach. Raport PISA z badań kompetencji uczniów 65. krajów świata dowodzi, że najlepsze osiągnięcia edukacyjne mają miejsce poza Europą i USA. W czołówce są Szanghaj, Korea Południowa, Hong Kong, Japonia.

Esej "Dlaczego chińskie matki są lepsze" zamieszczony w "The Wall Street Journal" z 8 stycznia 2011 rzuca trochę światła na przyczyny edukacyjnych sukcesów młodzieży azjatyckiej z Dalekiego Wschodu. Chińskiej narodowości autorka publikacji Amy Chua jest profesorką w Yale Law School. Zastrzega ona , że termin "chińskie matki" nie odnosi się jedynie do rodziców narodowości chińskiej, że zna rodziców koreańskich, indyjskich, jamajskich, irańskich i z Ghany, którzy wobec swoich dzieci przyjmują postawę podobną.

Opisuje wyniki ankiety przeprowadzonej pośród matek zachodnich i matek, chińskich imigrantek. 70 proc. matek zachodnich uważało, że stresujący sukces szkolny nie wychodzi dzieciom na dobre i że rodzice powinni sprzyjać traktowaniu nauki jak zabawy. Żadna z chińskich matek nie uważała w ten sposób. Natomiast większość z nich wyraziła przekonanie, że wierzą w to, że ich dziecko może być najlepszym uczniem, bo dobry uczeń świadczy o zaradności jego rodziców, a ten, co osiąga złe wyniki, wykazuje, że jego rodzice za mało pracują nad jego rozwojem. Różnicę tych postaw wyraża liczba, która może szokować. Chińscy rodzice poświęcają 10 razy więcej czasu swoim dzieciom niż rodzice zachodni w ćwiczeniu różnych form edukacyjnej aktywności. Nieustępliwie ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć, bo to rozstrzyga o doskonałości. Powtarzać z pamięci, co tak mało doceniane jest w Ameryce. W matematyce, w grze na instrumencie, w balecie, w czymkolwiek, przez ciągłą praktykę dziecko pokonuje opór materii. Wtedy jest nagradzane, podziwiane i ma satysfakcję. Wzmacnia się zaufanie dziecka do rodziców i co ważne, dziecko doznaje radości z pracy, która z założenia wcale nie była zabawą.

Chińskie matki nie przejmują się zbytnio tym, że zakłócą dobre samopoczucie dziecka, wpędzą je w kompleksy, w złe o sobie mniemanie, że naruszą jego dobra osobiste. Jak trzeba, mówią wprost: "gruba - musisz trochę z siebie zrzucić", "ty leniu", "głupi jesteś", "hańba". Autorka wymienia trzy zasadnicze różnice w podejściu do dziecka chińskich matek i matek zachodnich. Po pierwsze rodzice z Zachodu zbyt dużą wagę przywiązują do samooceny dziecka. Chińska matka robi już awanturę dziecku, kiedy przynosi ze szkoły ocenę minus bardzo dobrą. Z dobrą oceną to już koniec świata, a co się dzieje, gdy oceny są jeszcze niższe, to trudno sobie wyobrazić. Oprócz epitetów, jakie dziecko usłyszy, ma przed sobą ciężką pracę, aby zaległości nadrobić, pracują też z nim rodzice. I nie do pomyślenia jest sytuacja, w której matka idzie do szkoły, aby sugerować indywidualny tok nauczania, czy też wobec nauczyciela bądź jego przełożonego wyraża wątpliwość co do kwalifikacji pedagoga.

Po drugie, chińscy rodzice są przekonani, że do ich podstawowych powinności należy dbanie o dobro ich dzieci. I dlatego chińskie matki poświęcają tyle swoich godzin na douczanie, trenowanie, przesłuchiwanie i szpiegowanie swoich pociech. Po trzecie, chińscy rodzice są przekonani, że najlepiej wiedzą, co dla ich dzieci jest najlepsze i wszystko to przedkładają ponad osobiste pragnienia i preferencje swoich córek i synów. Dlatego chińska dziewczyna ze średniej szkoły nie chce mieć chłopca. Chińskie dzieci nie sypiają pod namiotami. Dziecko nie ośmieli się powiedzieć matce, że ma rolę w szkolnej sztuce i związku z tym codziennie musi zostawać w szkole na próby w godzinach od 3 do 5.

Swoją determinację Amy Chua ilustruje przykładem perypetii z siedmioletnią córeczką Lulu. Dziewczynka ćwiczyła na fortepianie miniaturę J. Ibrerta "Mały biały osiołek". Ten piękny utwór pobudza wyobraźnię, słuchając go, widzimy drepcącego osiołka ze swoim panem. Lulu wyćwiczyła najpierw partię prawej ręki, potem lewej. Nie mogła sobie poradzić z ich równoczesnym odtworzeniem, bo w tej muzyce, jak mało gdzie, rytmy każdej z rąk są niewiarygodnie skonfliktowane. Matka nie ustępowała, a Lulu nie mogąc sobie z tym poradzić, podjęła akcję strajkową. Waliła pięściami po klawiszach, kopała instrument, nuty podarła na drobne kawałki.
Matka cierpliwie nuty posklejała, oprawiła je foliałem plastikowym i przystąpiła do zmasowanego ataku. Cały dom lalek Lulu wyniosła do samochodu i ultymatywnie orzekła, że każdy dzień zwłoki z "Małym białym osiołkiem" będzie owocował stratą jednej zabawki na rzecz Armii Zbawienia. Sięgnęła też do arsenału gróźb. Nie będzie lunchu, obiadu, prezentów na Boże Narodzenie i święto Hanukkah i przyjęć urodzinowych.

Lulu ćwiczyła i myliła się, a mama ją rugała, że celowo gra źle, aby pokazać, że po prostu to dla niej za trudne. Apelowała do Lulu, aby przestała być leniwa, tchórzliwa, pobłażliwa dla siebie i żałosna. Jednego razu wojna zogniskowała się przy instrumencie. Od obiadu do wieczora matka z córką pracowały nad "Małym białym osiołkiem". Stan wojenny zabraniał Lulu opuszczać jej stanowisko, ani po wodę, ani nawet do łazienki. Przez cały czas nie było żadnych postępów, mama zaczęła wątpić. Aż w pewnym momencie udało się. Lulu zagrała płynnie i poprawnie. Z radością zagrała jeszcze raz w szybkim tempie. Promieniowała i wykrzykiwała: "Mamo. To jest proste." I spacerował osiołek bez końca, Lulu nie chciała odejść od pianina. Na noc Lulu przyszła do mamy do łóżka. Przytulaniom i uściskom, radosnym świegotom nie była końca.

Podsumowując swe rozważania, Amy Chua stwierdza, ze zachodni rodzice respektują indywidualność swoich dzieci, zachęcają ich do rozwijania prawdziwych pasji, popierają ich wybory, dbają o ich pozytywne wzmocnienie i odpowiednie środowisko wychowawcze. Chińczycy inaczej. Oni uważają, że najlepsza ochroną ich dziecka jest przygotowanie go do przyszłości i uzbrojenie go w umiejętności, nawyki do pracy i zaufanie wewnętrzne, wartości, których nikt mu nigdy nie odbierze.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto