Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy czołowi polscy politycy znają prawo?

Redakcja
Ignorantia iuris nocet! Starożytnej maksymy, zaraz na początku zawodowej edukacji uczą się wszyscy adepci sztuki prawniczej. Czy znają ja polscy politycy? Czołowi i politycy - dodam. Czy znają prawo? Śmiem wątpić!

Do takiej refleksji zmusza mnie przemiana premiera Tuska, dokonująca się etapami, niczym w serialach, jakimi jest karmione polskie społeczeństwo. Skoro bowiem z seriali rodacy moi umiłowani czerpią wiedzę o życiu, i o prawie też, nie dziwi mnie, że premier wybrał serialową formułe własnych konferencji!

Podziwiam odwagę premiera, który dwa tygodnie temu kategorycznie oświadczał: „Nie ugniemy się przed brutalnym szantażem”,. (w niedopowiedzeniu: internautów, Anonymusa, opinii publicznej), a wczoraj przyznał ze skruchą, że zbłądził. W wydobywaniu się z labiryntu ignorancji pomogła mu być może córka – blogerka.

Chwała zatem Donaldowi Tuskowi za publiczne wyznanie maxima culpa, na dodatek uczynione stosownie, w okresie poprzedzającym masowe spowiedzi Polaków. Ale owo przyznanie się abslotutnie niczego nie zmienia. Świadczy jedynie o tym, jak głęboko Pan premier, i ci Co mu doradzają, nie znają prawa. Prawa międzynarodowego w szczególności.

Bo co z tego, że szef polskiego rządu uznał, że popełnił pomyłkę, choć do niedawna był święcie przekonany, że postępuje jedynie słusznie, bowiem oglaszał publicznie z ekranow telewizorów, że wydal pani ambasador w Japonii polecenie bezwarunkowe.

Chciałbym wiedzieć, cóż teraz zamierza uczynić Polska? Oświadczyć sygnatariuszom ACTA, że to byla pomyłka, nieroztropność, tragiczne nieporozumienie! Kurcze, podpisaliśmy przez wlasną glupotę, ale teraz, prosimy, wygumujcie nasz podpis. Sorry, Winetou!

Bardziej niż publicznego wyznania winy premiera, byłym ciekaw usłyszeć, jakie rozwiązania prawne zastosuje nasz ukochany rząd, aby się z tego paktu wycofać. O ile wycofanie się, jest w ogóle możliwe.

Państwo Polskie pogrąża się w oparach absurdów i bezprawia. Minister Joanna Mucha przyznała ogromną nagrodę budowniczemu stadionu narodowego, za wybudowanie stadionu, który nie jest wybudowany. Przyznała, bo musiała! Bo tak postanawiała umowa podpisana za wolą i zgodą jej
poprzednika, który obecnie, w geście Piłata, umywa ręce.

Natomiast pani minister Mucha, urządziwszy sobie przebieżkę wokól stadionu, który jest, a jakoby go nie było, teraz oświadcza ogłupiałej i zbulwersowanej gawiedzi, że wypłatę tej nagrody zawiesza.

Pusty gest, obliczony na mydlenie ludziom oczu. Jeśli kontrakt menadżerski przewidywał nagrodę, a przewidywal, to żadne „zawieszanie” nic tu nie pomoże. Podobnie jak ogłaszanie, że umowę skrupulatnie badają prawnicy. Jeśli nagroda panu budowniczemu się należała, zgodnie z warunkami umowy, to ją dostanie. Z odsetkami za zwłokę. Za każdy dzień! Tak postanawia ponoć „tajny„ aneks do umowy. Tylko w Polsce, rzekomo „demokratycznym państwie prawa”, są możliwe tajne aneksy do umów o wydawaniu publicznych pieniędzy.

Kuriozalna sytuacja ukazuje przy okazji prawdziwe intencje tych „legislatorów”, którzy doprowadzili do niekorzystnej dla interesu publicznego zmiany ustawy o dostępie do informacji publicznej. Widzimy teraz dlaczego „negocjacje” rozmaite mają być tajne. Aby bezkarnie trwonić majątek publiczny.

Swoją drog.ą byłym niezmiernie ciekaw też raportu z owego „badania” umowy. Może wreszcie dowiedzielibyśmy się, jak są spisywane umowy w Rzeczpospolitej Polskiej.
Pani minister Mucha nie zna prawa. Jej decyzje przypominaja szamotaninę ryby pozbawionej wody. Gdy wstrzyma wypacenia nngrody, każdy najmarniejszy (przepraszam za sformulowanie) sąd cywilny uzna powództwo pana budowniczego, ktory na dodatek, poza ustawowymi odsetkami, może sformulować jeszcze inne roszczenia.

Pominę rozważnia o jakości i stylu wprowadzania „reformy” w służbie zdrowia, urzeczywistnionej przez ministra Arlukowicza, o degrengoladzie w wymiarze sprawiedliwości, o konkfliktach w pionie prokuratury, o budowaniu autostrad, o zamierzonej „reformie” systemu emerytalnego, która to „reforma”, co zdradzil brutalnie minister „ma skrócić okres pobierania świadczeń”,
o derminacji w dążeniu do udownej rzekomo „sfrefy euro”.

Już teraz mówi się o ministrach z obecnej ekipy Donalda Tuska, że są nie tylko „zderzakami”, ale „przedszkolakami”. Przedszkolakami ulokowanymi na chwile na
najwyższych urzędach politycznych. Czy wolno od przedszkolaków oczekiwać kompetencji i znajomości prawa? Nie wolno, bo oni nawet na naukę nie mają czasu! Szkoda jedynie, że za ową nieznajomość i ignorancję płacimy my - obywatele, i płaci (pieniędzmi oraz reputacją) Polska, nasze państwo.

A państwo to nie jest bynajmniej folwark, tej, czy innej, ekipy rządzącej. Nawet, jeśli rządzącym tak sie wydaje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto