Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy śląszczyzna to polszczyzna?

Redakcja
Z Dariuszem Dyrdą, dziennikarzem, wydawcą, działaczem Ruchu Autonomii Ślaska, szefem Instytutu Ślunskiej Godki, autorem książek, w tym pierwszego podręcznika mowy śląskiej pt. „Rýchtig gryfno godka”, rozmawia Adam K. Podgórski.

Adam K. Podgórski: Zacznijmy od pytania, które wzbudza najwięcej emocji. Czym,
jest śląszczyzna? Językiem, dialektem, gwarą, narzeczem? Czy terminologia jest w tym wypadku tak ważna, i dlaczego jest tak ważna?
Dariusz Dyrda: Pewien wybitny amerykański polityk powiedział, że język jest to dialekt, za którym stoi armia. Przecież holenderski jest tak naprawdę jednym z północnoniemieckich dialektów, różnice między czeskim i słowackim są maleńkie, podobnie jak między rosyjskim, a białoruskim. O tym, że białoruski, słowacki, holenderski czy chorwacki, słoweński stały się językami, zdecydowała więc wola polityczna, a nie językoznawcy. Śląski od polskiego różni się znacznie bardziej niż czeski od słowackiego, czy rosyjski od białoruskiego. Ale przecież mógłby być i dialektem, bo na przykład niemiecki dialekt Szwajcarów jest dla berlińczyka niezrozumiały. Tylko, że Niemcy szanują swoje dialekty. Tam, w bawarskiej telewizji prognoza pogody jest po bawarsku, transmisja z meczu futbolu po bawarsku i komentator polityczny mówi w studiu po bawarsku. Polacy śląski dialekt nazywają gwarą, co już jest lekceważące, bo gwara to pojęcie dotyczące mowy kilku wsi, a po śląsku przed 50 laty mówiło tu trzy miliony ludzi! Ale co więcej, w Polsce posługiwanie się śląskim traktowane było przez dziesięciolecia, do dziś, jako objaw niskiej kultury, czy wręcz lichego intelektu, taką mowę domową prostaków w rodzaju Bercika ze "Świętej wojny". Której jednak w miejscach publicznych używać nie wypada, a w szkole wręcz nie wolno. Tymczasem my uważamy, że nasza mowa jest po prostu nasza i chcemy, by posługiwały się nią nasze dzieci, by urzędniczka w śląskim mieście umiała obsłużyć interesanta mówiącego po śląsku. By w naszej mowie wiadomości podawała lokalna telewizja publiczna. Wiemy już, że nie da się tego w Polsce osiągnąć, dopóki ta mowa będzie gwarą czy nawet dialektem. Dlatego podjęliśmy starania o nadanie jej statusu języka. Przy czym nie od rzeczy będzie tu wspomnieć, że jest to też jeden z elementów uznania istnienia narodu śląskiego.

Czy planowany i chyba wałkowany w parlamencie zapis ustawowy uznający mowę śląską za język regionalny coś zmieni? Jakie będzie miał znaczenie? Czy takie samo jak wpisanie śląskiego na listę języków przez Bibliotekę Kongresu USA? Czyli praktyczne żadne?
- W parlamencie wałkowany jeszcze nie jest, ale jeśli zostanie uchwalony, to zmieni dużo. Nada mu wiele tych praw, o których mówiłem. Prawo do nauczania go w szkołach, do posługiwania się nim w urzędzie, do rozgłośni radiowej i stacji telewizyjnej mówiących po śląsku. Bo niby jest Telewizja Silesia, ale to wciąż polskojęzyczna stacja, gdzie nawet jeśli rozmówca mówi po śląsku, to dziennikarz po polsku. A właśnie dziennikarz powinien po śląsku! Dziś śląskiego niemal się nie słyszy, bo to co gada wspomniany Bercik czy Masztalski to nie jest żaden śląski! To polszczyzna z pojedynczymi śląskimi słowami. Kiedy słyszę jakieś „jo lubia krupniok a do tego pieczone zimioki” to się krzywię, bo to nie jest żaden śląski, tylko jakiś prymitywny slang kogoś, kto ani po śląsku, ani po polsku mówić nie potrafi. I nie dziwię się tym, którzy twierdzą, że to przecież wykoślawiona polszczyzna. Ale już to samo zdanie powiedziane naprawdę po śląsku „jo rada jym krupnioki a ku tymu bratakrtofle”, to już pojawia się mowa trochę czeska, trochę niemiecka, a polska najmniej. I tak jest z każdym zdaniem. Jednak jeśli nie będziemy mieli własnych stacji radiowych, telewizyjnych, to ludzi mówiących naprawdę po śląsku, a nie tym slangiem, będzie z roku na rok mniej. Bo w dawnych czasach człowiek przejmował wzorce językowe od rodziców, a dziś uczy się języka z telewizora i komputera!

Czy jest cokolwiek uwłaczającego w tym, że powiem o śląszczyźnie: gwara, a nie: język? Są osoby uważające, że termin gwara dotyczy wsi. A przecież śląskość przetrwała głównie w regionach wiejskich, a nie w kosmopolitycznych tyglach językowych i kulturowych, jakimi były i są miasta, zwłaszcza miasta przemysłowe.
- A to jakaś sensacja! Dla mnie śląskość przetrwała głównie na Wilhelminie i Nikiszowcu, na Hajdukach (zwanych dziś Chorzowem Batorym) i w Radzionkowie, w Wodzisławiu i Piekarach. Słowem w śląskich miastach! Owszem, na wsiach też, ale tam jeszcze dziś uchodzi za coś wstydliwego i ludzie starają się mówić po polsku. Zaś wykształceni miastowi Ślązacy coraz częściej ostentacyjnie przechodzą na swoją własną mowę. Niemniej „gwara” jest czymś z założenia podrzędnym wobec języka literackiego. A my nie uważamy, że nasza mowa jest podrzędna wobec polszczyzny. Ba, więcej, uważam że Polacy przywłaszczyli sobie na przykład pierwsze napisane po śląsku 800 lat temu zdanie: „Dej, acz ja pobrusza a ty poczywaj”. Potem trzeba polskiemu licealiście tłumaczyć, co to rzekomo polskie zdanie po polsku znaczy. Ślązakowi nie trzeba, bo je po prostu rozumie! Dziś powiedziałby to w zasadzie identycznie! Jednak na skutek 80 lat brutalnej polonizacji, wielu Ślązaków uważa, że „gwara” jest czymś gorszym od języka. Więc się na razie wstydzą godać, ale jeśli śląski zostanie uznany za język, wstyd minie.

To było pierwsze zdanie. Zatem powiedz „ostatnie zdanie” po śląsku...
- Test? „Tuż razym do jejch je gańba godać, nale eli sie ślunskimu przikwoli, co je wuosno godka, gańba pudzie weg!” Przy czym polski zapis samogłosek nie bardzo nadaje się do oddawania śląskich dźwięków, więc z tej przyczyny fonetyka tego będzie u czytającego nieco zniekształcona.

Czy nie wydaje się Ci, że kwestia języka śląskiego wciąż ma w Polsce podtekst polityczny, na przykład wobec postulatów autonomii Śląska, której Ty - Ślązak, i ja – gorol, jesteśmy obaj zwolennikami.
- Kwestia języka jest polityczna, ale nie przekłada się bezpośrednio na sprawy autonomii. Tylko o tyle, że jeśli mieszka tu oprócz licznych Polaków także odrębny naród z odrębnym językiem i odrębną kulturą, to jest to kolejny powód, dla którego Śląsk autonomię powinien dostać. Ale sama idea autonomii jest dziś wiodącym kierunkiem w Europie. Przy czym nie mylmy autonomii z separacją. Autonomiści nie chcą oderwać Śląska od Polski, tylko chcą aby miał podobne prawa, jak niemieckie landy czy amerykańskie stany. Czyli by w stolicy zajmowano się kwestiami obronności, polityki zagranicznej czy przestępczości zorganizowanej, a całą resztę zostawiono regionowi. Całą resztę, czyli organizację oświaty, służby zdrowia, administracji, kwestię budowy infrastruktury. Autonomiczny region sam u siebie zbiera podatki, ustaloną część odprowadza do centrali a resztą gospodaruje jak chce. To jest dla państwa korzystne, a na Śląsku po prostu parcie na to jest największe, bo Śląsk taką autonomię w okresie międzywojennym miał!
Przy tej okazji powiedz coś o niedawnym marszu autonomii.
- Odbywa się zawsze w okolicach 15 lipca, bo 15 lipca 1920 roku Sejm Rzeczypospolitej Polskiej nadał autonomię województwu śląskiemu. Zaś w maju 1945 roku komunistyczna Krajowa Rada Narodowa autonomię bezprawnie odebrała. Bezprawnie, bo w myśl ustawy z 1920 roku jakiekolwiek zmiany w niej wymagały zgodnej decyzji Sejmu RP i Sejmu Śląskiego. KRN nie zapytała ani jednych, ani drugich! Więc wierzyliśmy, że po upadku komuny nowa Polska, uchylająca kolejno bolszewickie dekrety, usunie i ten. Jednak nie robi tego, więc rokrocznie jej o tym przypominamy. Tegoroczny marsz miał miejsce 18 lipca, jak zawsze w Katowicach. A kto był to widział, że w manifestacji żyjących sentymentami dziadków było ledwie kilku. A reszta to w przeważającej części studiująca młodzież i ludzie tuż po studiach. Ruch Autonomii Śląska jest organizacją nie tylko Ślązaków, ale wszystkich którzy chcą, by Śląsk się naprawdę rozwijał jak nowoczesne europejskie regiony!

Porzućmy jednak nieco drażliwe dla niektórych dywagacje i skupmy się na sprawach językowych. Jesteś bowiem autorem pierwszego podręcznika mowy śląskiej. pt. „Rychtig gryfno godka”, zawierającego, jak wynika z podtytułów: śląsko-polski dykcjonarz, prawidła godki a gramatyki, ślabikorz i propozycje szrajbungu a buchsztabów. Sam będąc autorem słownika gwar śląskich, doceniam wagę tego opracowania. Śledząc nieomal na co dzień teksty pisane w gwarze śląskiej – nie kłóćmy się znów o definicje - dawne i obecne, dostrzegam ogromne różnice. Niektórym wydaje się, że wystarczy mówić po polsku wtrącając niektóre wyrazy śląskie, czy wręcz niemieckie, i mamy mowę śląską. A przecież śląski to nie tylko słownictwo, to składnia, akcent itp. I największy problem – gramatyka oraz ortografia czyli krótko mówiąc, pisownia.
- O każdej z tych rzeczy krótko już wspomnieliśmy. Ale owszem, na przykład polskie zdanie „Panie dyrektorze, widziałem jak pan szedł po piwo” wspomniany Bercik powie polsko-śląskim slangiem „panie dyrechtorze, jo widzioł, jak pan szeł po piwo” a ja powiem po śląsku: „dyrechtorze, jo wos widziou iść za piwym!”. Polak powie „proboszcz modli się przez sen” a ja powiem „farorz rzykajom na śniku”, Polak powie „pozwoliłam mu na zbyt wiele i teraz nie wiem jak się wycofać” a ja powiem „dałach mu sie za wiele spodobać i terozki niy wiym, jako iść curik” (albo „jako pedzieć szlus”). To jak widać nie tylko słowa, ale też składnia, gramatyka. Pisownia jest rzeczywiście tematem na osobną dyskusję, niemniej śląski zapisuje się po swojemu od ponad stu lat i obecnie kodyfikacja zapisu jest bliska. Czy to dobra kodyfikacja – to temat na osobną rozmowę. Mnie nie wszystko się w niej podoba...
Często niechęć budzi używanie germanizmów, czyli ”niemieckich ausdruków”. Co Ty na to?
- To taka „polska niechęć”. A my wcale nie żądamy, aby nasza mowa się Polakom podobała. Ta mowa składa się ze słów słowiańskich i germańskich. U jednych budzą niechęć ausdruki niemieckie, u innych polskie. Jednak co do tych niemieckich, Polaków razi nasza „deka” albo „gipsdeka” ale już w języku polskim „plandeka” jest ok! Zwłaszcza, że my, dla odmiany, tej plandeki w swoim zasobie językowym nie mamy! Poza tym ausdruki pojawiły się niejako naturalnie, bo wyżej stojący cywilizacyjnie Niemcy przynieśli tu narzędzia i urządzenia Słowianom nieznane. Stąd niemiecka Schraube stała się śląską szrubom i polską śrubą, niemiecki Meister śląskim i polskim majstrem, a i niemiecka Flasche jest śląską, ale też polską flaszką. Dziś zresztą, po 60 latach w Polsce ausdruków wyraźnie ubyło, zastąpiły je słowa polskie.

Czy Twoim zdaniem język śląski ma szanse przetrwania? Czy wyobrażasz go sobie w roli języka urzędowego, bo to się niektórym marzy?
- Przetrwanie? Jeśli w ciągu 10 lat nie zostanie uznany za język, to scenariusze są dwa. Albo wymrze śmiercią naturalną, albo rozkwitnie, jednak zarazem robiąc nam tu Belfast czy Kraj Basków! Jeśli zostanie uznany, to będzie się odradzał, choć powoli, bo jednak ta brutalna polonizacja zrobiła swoje. Ale odradzając się będzie wzbogacał tę krainę. Zaś urzędowy? Czyli po śląsku „amtowo godka”? Zbyteczne, choć uważam, że w każdym śląskim urzędzie osoby mające kontakt z petentami powinny nauczyć się śląskiego. Choć przede wszystkim urzędnicy powinni nauczyć się polskiego, bo przecież te wszystkie formularze i druki urzędowe nie są po polsku, tylko w jakiejś urzędniczej nowomowie! I wreszcie szkoła... Ja nie posłałbym mojego dziecka do szkoły, gdzie naucza się wszystkiego po śląsku. Bo w polskim otoczeniu taka szkoła byłaby gettem, utrudniającym potem drogę na polskie uczelnię. I myślę, że gdyby takie szkoły nawet się pojawiły to po kilku latach z braku chętnych by znikły. Co innego jeden przedmiot „ślunsko godka” i drugi, który też może być nauczany po naszemu „ślunsko historia”. Ale matematyka, fizyka, chemia, biologia, powinny pozostać po polsku.
Więc co robić, aby ten śląski język ocalić i utrwalać. Zajęcia w szkole, na parafiach, w domach kultury?... Konkursy literackie, popisy krasomówcze...
- To wszystko też. Ale jeśli elity nie zaczną ze sobą rozmawiać po śląsku, jeśli pan poseł nie będzie w telewzji mówił po śląsku o problemach energetycznych Unii Europejskiej, a komentator sportowy o szansach polskich klubów w europejskich pucharach, jeśli nie powstaną po śląsku świetne filmy i książki, to te szkoły, parafie i konkursy nic nie dadzą. Bo będzie się śląski stawał taką łaciną, greką albo esperanto. Językiem którego owszem uczą, ale dogadać się w nim nigdzie nie można... Dlatego uważam, że dziś kluczowe są też śląskojęzyczne książki. Dla dorosłych i dla dzieci. Ale napisane z prawdziwą swadą językową. Tak, żeby chciało się to czytać.

A znasz ludzi, którzy tak umieją pisać?
- Jeśli przeczytałeś choć ze dwie czytanki z mojego podręcznika, to wiesz, że tak pisać umiem ja! Wciąż pisuję więcej po polsku, niż po śląsku, z tego pisania żyję, ale przecież proporcję mogę odwrócić. Potrafi Alojzy Lysko, potrafi Henryk Waniek, a także Marian Makula. Który wprawdzie czasem mnie denerwuje, bo nadmiernie zaśmieca śląszczyznę polskimi ausdrukami, ale czasem tworzy cudne wierszyki, gdzie pierwsza linijka jest po śląsku, druga po polsku, a trzecia po niemiecku... Bo przecież taki ten nasz śląski jest, że mamy tu też kilkaset zapożyczonych z niemieckiego gotowych fraz. I Marian to śląskie bogactwo w tych wierszach pokazać potrafi. Zresztą nie boję się, jeśli śląski zostanie skodyfikowany, to pojawi się w nim szybko literatura naukowa i piękna!

No, to powiedz to na koniec po śląsku!
- Niy boja sie końcym, eli ślunsko bydzie skodyfikowano, tuże chnet ukożom się we nij kunstliteratura a bildliteratura!

[bŚlunsko skodyfikowano... użyłeś rodzaju żeńskiego. Chyba przez pomyłkę?
- A kaj! Przeca Poloki majom „język” nale my momy ”godka”. A przecież godka jest rodzaju żeńskiego, prowda?

Pra!

Współautor artykułu:

  • Barbara Podgórska
od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto