Chyba warto zacząć od tego, że autorka filmu, Katarzyna Rosłaniec, zrealizowała "Galerianki" jako swoją pracę dyplomową - i możliwe, że w tym kontekście nie powinno się wymagać za wiele. Akceptować sztampowość fabuły, niezbyt wciągającą akcję. Ale mimo wszystko, ten temat: młode dziewczyny, gimnazjalistki, szukające akceptacji, dowartościowania czy po prostu łatwego zysku - i zgadzające się na seks z 50-latkami - to kapitalny materiał na mocny, poruszający, pełen wewnętrznych napięć i zwrotów akcji, wciągający film...
A tymczasem - całą rzecz ogląda się jak nieudany, nudny teatr telewizji. Sztuczny i pełen ogranych tekstów (nie licząc muzyki Ostrego - chyba najlepszego elementu tego filmu), jedynie z kilkoma lepszymi momentami... ale i te bardziej pasują do konwencji filmowego reportażu, niż do filmu. I chyba oprócz ciekawego, bardzo istotnego społecznie tematu (choć i ten - nie dość, że już od ładnych paru lat mocno nagłaśniany, jest także tematem wielu reportaży, w tym paru telewizyjnych - w wielu wypadkach ciekawszych, bardziej dramatycznych, i znacznie lepiej zrobionych niż "Galerianki"), film ma widzowi bardzo niewiele do zaoferowania.
I nie dość, że nijak się ma do kultowych już tytułów, poruszających podobną tematykę - "Dzieci z dworca Zoo" czy "Requiem dla snu" (w nich seks nastolatek był ściśle związany z narkotycznym głodem - choć przyczyny, motywacje i dylematy bohaterów raczej podobne do tych z filmu Rosłaniec), nie jest też niczym wybitnym na tle innych etiud, tworzonych przez studentów polskich szkół filmowych. Powiedziałbym nawet, że daleko mu do ścisłej czołówki.
NORBLIN EVENT HALL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?