Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Do wód" na Wierzbno, czyli spacer po Mokotowie z historią w tle

Jolanta Dyr
Jolanta Dyr
Tabliczka adresowa wskazująca miejsce naszej aktualnej obecności.
Tabliczka adresowa wskazująca miejsce naszej aktualnej obecności. Jolanta Dyr
BT "Horn" jest organizatorem licznych spacerów po Warszawie - te czwartkowe są szczególne, prowadzi je bowiem pan Andrzej Kochanowski nestor warszawskich przewodników, urodzony warszawianin, znawca historii i doskonały gawędziarz.

W czwartek, 8 maja 2014 o godz. 11 byliśmy umówieni z przewodnikiem na rogu ulic Puławskiej i Odyńca w Warszawie. Większość uczestników spaceru czekała na jego rozpoczęcie tuż obok miejsca zbiórki, ale już na terenie Parku Dreszera w pobliżu wschodniej bramy przy ulicy Puławskiej. Na czwartkowy spacer przybyło jak zwykle wiele osób, głównie aktywnych emerytów, którym nie w smak jest spędzanie wolnego czasu przed telewizorem lub w kolejce do lekarza.

Na miejscu zbiórki pojawiły się również osoby młodsze, lubiące i ceniące sobie spacery po Warszawie, szczególnie te prowadzone przez pana Andrzeja Kochanowskiego, warszawskiego przewodnika, o olbrzymim doświadczeniu, jeszcze większej wiedzy, znawcy historii Polski a Warszawy w szczególności. Człowieka o olbrzymiej kulturze osobistej i poczuciu humoru, prawdziwego gawędziarza znającego wiele anegdot, którymi lubi się dzielić ze słuchaczami.

Przez dłuższą chwilę staliśmy tuż za parkową bramą zasłuchani w opowieści Pana Andrzeja. Dawno, dawno temu znajdowała się tutaj wieś Wierzbno. Z biegiem czasu znaczną część jej gruntów wykupił francuski imigrant, Henryk Bonnet, urzędnik prokuratorii warszawskiej - sędzia warszawskiego sądu okręgowego, obdarzony tytułem rzeczywistego radcy stanu. Na nowo powstałym folwarku zamieszkali wyłącznie Francuzi. Folwark od imienia właściciela nazywany był Henrykowem przez okoliczną gawiedź.

Około połowy XIX stulecia właściciele folwarku pobudowali w okolicy obecnej ul Puławskiej 107a willę. Wkrótce zięć Henryka Bonneta, Jerzy Fanshave angielski baron, szambelan i zarazem pułkownik wojsk cesarsko-rosyjskich willę znacznie rozbudował nadając jej charakter pałacyku. 2 lipca 1900 roku zmarł w wieku 60 lat pierwszy właściciel majątku Henryk J. Bonnet. Został pochowany na cmentarzu ewangelicko-reformowanym w Warszawie w asyście całej współczesnej mokotowskiej śmietanki. Spadkobiercy po śmierci pierwszego właściciela postanowili opuścić Wierzbno rozprzedając majątek. Pałacyk kupiła rodzina hrabiów Potockich herbu "Złota Pilawa" z Jabłonny, (linia krzeszowicka). Ostatecznie pałacyk trafił do rąk hrabiego Augusta Potockiego i został przeznaczony na potrzeby ubogich krewnych magnackiej rodziny - ciotek, szwagierek, dożywających tutaj swoich dni.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości pałacyk pełnił kolejno wiele ról - był szpitalem dla dzieci, domem noclegowym dla polskich oficerów, schroniskiem dla polskiej arystokracji wracającej ze wschodu ( więcej można doczytać u Jerzego Kasprzyckiego w Warszawskich Pożegnaniach - tom 4. Korzenie Miasta). Dzisiaj zabytkowy pałacyk przy ul. Puławskiej 107a znany jest jako Pałac Henryków lub Pałac Fanshawów. Po zniszczeniach wojennych został odbudowany w latach 1951-1952 z zachowaniem XIX wiecznego wystroju wnętrz. Obecnie po remoncie generalnym w 2001 r. stanowi reprezentacyjną siedzibę firmy Dr Irena Eris.

Pięknie było drzewiej na Wierzbnie. Wieś leżała poza miastem i dla warszawiaków był to teren letniskowy. Okolica cieszyła się dużym powodzeniem ze względu na występowanie tutaj na wschodnim stoku skarpy licznych źródeł wody pitnej uznawanej wówczas powszechnie za życiodajną i cudownie uzdrawiającą. Ściągało zatem "do wód" na Wierzbno, w sezonie letnim mnóstwo kuracjuszy i letników z różnymi dolegliwościami, pragnących jak najszybciej wyzdrowieć, wzmocnić swe siły lub po prostu dobrze wypocząć wśród zieleni okolicznych pól, łąk, sadów i skupisk leśnych. Jednym z podstawowych zaleceń zdrowotnych było picie 5, 6 litrów dziennie cudownej, leczniczej wody. Niektórzy właściciele miejscowych pensjonatów uzdrowiskowych, które rosły na skarpie po wschodniej stronie obecnej ulicy Puławskiej jak grzyby po deszczu zalecali nawet picie po siedem litrów dziennie wody gwarantując tym szybsze uzdrowienie z każdej dolegliwości.

Z miasta możliwy był dojazd "do wód" wynajmowanymi powozami, które kursowały razy dziennie w tę i z powrotem. Na letnisko zabierano prawie wszystko od ubrań poczynając, poprzez pościel, puste sienniki na miejscu wypychane sianem lub słomą po naczynia kuchenne, a nawet ręczne wyżymaczki oraz balie przeznaczone do prania i kąpieli. Czas mody na wodolecznictwo na terenie Wierzbna jednak z biegiem czasu powoli malał i po woli zanikał. Warszawa przybliżała się coraz bardziej w stronę Wierzbna, a jej mieszkańcy szukali nowych, bardziej atrakcyjnych terenów letniskowych położonych z dala od miasta.

Współczesny park Dreszera został założony przez Prezydenta Warszawy, Stefana Starzyńskiego w 1938 roku. Jego patronem został Gustaw Konstanty Orlicz-Dreszer. Urodził się on w inteligenckiej rodzinie na Mazowszu w Jadowie koło Wołomina 2 października 1889 r. Ojciec Jan August był wziętym adwokatem. Matka, Emilia z Ruschów wychowywała prócz Gustawa dwóch jego braci, z których Rudolf Eugeniusz Dreszer, został w przyszłości generałem Wojska Polskiego, a Zygmunt Dreszer stał się politykiem PPS'u. Gustaw Konstanty Orlicz-Dreszer skracając jego życiorys do granic możliwości był żołnierzem Legionów Polskich, członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej (POW), kawalerzystą, generałem dywizji Wojska Polskiego, uczestnikiem I wojny światowej. Walczył o niepodległość Polski między innymi w wojnie z bolszewikami. Osobiście znał marszałka Józefa Piłsudskiego. Zmarł w Gdyni Orłowie 16 lipca 1936 roku. "Orlicz" to pseudonim, który został dodany do pierwotnego nazwiska.

Spacer parkową alejką mimo stosunkowo małej odległości między bramami wschodnią przy ul. Puławskiej a zachodnią przy ul. Krasickiego trwa dość długo. Często przystajemy zasłuchani w opowieści przewodnika. Podziwiamy wiosenną świeżą, soczystą zieleń i malownicze krajobrazy. Park Dreszera podczas II wojny światowej był świadkiem wielu ważnych wydarzeń. Na jego terenie chowano zabitych powstańców oraz mieszkańców okolicznych kamienic, gdy brakło miejsca na podwórzach. Kiedyś, stosunkowo nie tak dawno Pan Andrzej spotkał w Parku Dreszera kobietę zapalającą znicz na parkowym trawniku. Z ciekawości zapytał ją dlaczego to robi, a w odpowiedzi usłyszał, że podczas okupacji Warszawy została tutaj pochowana jej mama.

Wielu Mokotowian, mieszkańców okolicznych kamienic, którym wojna odebrała życie oraz wielu powstańców zabitych podczas licznych akcji na Mokotowie, znalazło tutaj tymczasową mogiłę. Pochówki odbywały się bezpośrednio do ziemi, zazwyczaj bez trumny i trwalszego zabezpieczenia. Często grzebano także ciała rannych, którym nie udało się pomóc w okolicznych szpitalach. Po zakończeniu wojny rozpoznawanie ciał podczas ekshumacji nie było prostym zajęciem, bowiem wiele ciał złożonych do mokrej ziemi ulegało szybkiemu rozkładowi. Większość jednak spoczywających tutaj osób udało się rozpoznać i pochowane zostały z należytym szacunkiem do indywidualnych grobów na warszawskich cmentarzach. Te ciała, których nie rozpoznano trafiały do wojennych, często powstańczych mogił zbiorowych.

Mniej więcej w połowie parku po jego północnej części znajduje się pomnik upamiętniający walki powstańcze głównie Zgrupowania "Baszta" ale też innych oddziałów Armii Krajowej na terenie Mokotowa. Bardzo wielu młodych Powstańców walczyło i ginęło na terenie Mokotowa w Powstaniu Warszawskich. Wielu rannych powstańców przebywało na terenie szpitala świętej Elżbiety przy ulicy Goszczyńskiego prowadzonego przez niemieckie siostry zakonne. Wielu też powstańców, którzy zginęło w oblężonej Warszawie właśnie na terenie Mokotowa. Pod koniec sierpnia 1944 r. szpital Świętej Elżbiety został zniszczony przez Niemców w wyniku czego zginęło w jego gruzach ponad 200 rannych pacjentów cywilnych i powstańców. Większość odnalezionych ciał złożono do grobów powstańczych na terenie Parku Dreszera.

Niewiele osób zdaje sobie dziś sprawę z tego, że Park Dreszera podczas okupacji był także miejscem zrzutów pomocowych. Rosjanie dostarczając w ten sposób żywność Warszawie pakowali ją w worki, ale nie używali podczas zrzutów spadochronów. Worki zazwyczaj więc pękały podczas gwałtownego uderzenia w ziemię. Ale to Warszawiakom nie przeszkadzało - głód był w mieście tak wielki, że nawet kasza gotowana ze słoniną lub boczkiem, przyklejona do parkowych ścieżek wyskrobywana była z nich z wielką starannością. Aby zrzut mógł się odbyć należało właściwie oświetlić teren. Zazwyczaj służyły temu ogniska palone w kształcie krzyża. Niestety w mieście nie było to możliwe, bez wzbudzenia podejrzeń okupanta. Warszawiacy rozwiązali jednak ten problem przygotowując odpowiednio skonstruowane oświetlenie elektryczne w parku. Od czasu do czasu było ono włączane w parku, a szczególnie wówczas, gdy miał odbyć się zrzut. Elektryczne oświetlenie parku nie niepokoiło wroga.

Z uwagą słuchamy o spotkaniach pana Andrzeja Kochanowskiego z Arnoldem Szyfmanem i kilku z nim osobistych rozmowach. Arnold Szyfman polski reżyser, dramaturg i dyrektor między innymi Teatru Polskiego. Dowiadujemy się pewnych szczegółów dotyczących zażyłej przyjaźni Szyfmana z aktorką Marią Przybyłko-Potocką, mieszkającą podczas wojny nieopodal na Mokotowie. Młoda, piękna aktorka straciła życie 30 września 1944 r. we własnym mieszkaniu, przygnieciona upadającymi na nią drzwiami wypadającymi z ościeżnicy na skutek pobliskiej eksplozji.

Maria Przybyłko-Potocka została pochowana w powstańczej mogile na pobliskim trawniku, a wiele lat później po ekshumacji pochowano jej ciało w Alei Zasłużonych na Powązkach. Podobno została rozpoznana przez Szyfmana po charakterystycznym wełnianym swetrze, który kiedyś sama wykonała na drutach, a po śmierci została właśnie w tym swetrze nim pochowana w tymczasowej mogile. Słuchamy smutnych opowieści o bardzo trudnych wojennych doświadczeniach. Przewodnik był kilkunastoletnim chłopcem gdy wojna dobiegła końca. Wiele więc jego opowieści, to także własne przeżycia i doświadczenia, a nie tylko historie przeczytane w podręcznikach historii.

Park Dreszera mimo smutnej przeszłości, a może lepiej powiedzieć, dzięki bogatej historii jest miejscem szczególnym i zarazem magicznym. Przyciąga do siebie codzienne liczne rzesze Mokotowian, matki z dziećmi lubiącymi bawić się na przestronnym placu zabaw, rencistów i emerytów spotykających się tutaj na pogawędki, studentów czytających notatki z wykładów i tłumy zwyczajnych spacerowiczów. Nawet tutejsze gołębie lubią to szczególne miejsce i plotkują o wszystkim i o niczym przysiadając na parkowych ścieżkach.
Po wyjściu z parku, na ulicy Ignacego Krasińskiego skręcamy w lewo, kierując swe kroki na południe. Wiosna co krok pokazuje swoje piękne oblicze. Dochodzimy do ulicy Goszczyńskiego. Tutaj znajduje się szpital Świętej Elżbiety, o którym wielokrotnie wcześniej wspominał przewodnik. Dwa razy podczas prowadzonych przez siebie dawniej wycieczek musiał tutaj przyprowadzić kontuzjowanych podczas wycieczki swoich podopiecznych - raz z zatruciem pokarmowym innym znów razem ze złamaniem kończyny. Okazuje się bowiem, że na zwyczajnym spacerze może wydarzyć się też coś nieprzewidzianego, wymagającego lekarskiej interwencji.

Pod drodze mijamy wiele ciekawych kamienic. Grupa idzie dość zwartym szykiem z uwagą słuchając przewodnika. Na rogu ul. I. Krasickiego z ul. S. Goszczyńskiego mijamy budynek ambasady Angoli, zostawiamy go jednak poza obszarem naszego zainteresowania. Skręcamy w lewo w ul. Seweryna Goszczyńskiego - pisarza i poety epoki romantyzmu, działacza społecznego i rewolucjonisty, uczestnika powstania listopadowego. Znany jest z wierszy patriotycznych oraz głośnej powieści poetyckiej pt Zamek Kaniowski i kilku innych literackich prac.

Przy ul. Goszczyńskiego przewodnik pokazuje nam kilka zabytkowych kamienic. Po południowej stronie ulicy widzimy Szpital Świętej Elżbiety - dzisiaj po remoncie nosi on nazwę Szpital Świętej Elżbiety - Mokotowskie Centrum Medyczne. Podczas II wojny światowej kontrolę nad tym szpitalem sprawowali Niemcy, do czasu, aż podczas Powstania Warszawskiego został odbity przez powstańców. Od tego czasu sprawował pieczę medyczną nad mieszkańcami Mokotowa oraz powstańcami. Dużo więcej informacji na temat historii szpitala można znaleźć na jego stronie internetowej Szpital świętej Elżbiety - Mokotowskie centrum medyczne w zakładce poświęconej historii

Po dojściu ul. Goszczyńskiego do rogu z ul. Tyniecką spotykamy pomnik upamiętniający zniszczenie przez hitlerowców w dniach 27, 28 i 29 sierpnia 1044 r. ogniem artylerii oraz bombardowaniami lotniczymi Szpitala Świętej Elżbiety oraz zabicie około 200 rannych powstańców i cywilnych pacjentów. Opowiadający o tych wydarzeniach napis wyryty na pamiątkowym kamieniu głośno odczytuje nam pan Andrzej Kochanowski. Po chwili zadumy ruszamy ulicą Tyniecką na południe.

Pod numerem 26 przy ulicy Tynieckiej widzimy na budynku tablicę upamiętniającą fakt, że tutaj podczas Powstania Warszawskiego miała swoja siedzibę Poczta Polowa AK. Obsługiwali ją najmłodsi harcerze Szarych Szeregów "Zawiszacy". Poczta wydawała swoje własne znaczki i gwarantowała przekazanie przesyłek tego samego dnia do południa na terenie Mokotowa, jeżeli przesyłka dostarczona została do siedziby poczty do godziny 8 rano. Było to nie lada wyzwanie, gdyż po ulicach zniewolonego miasta w czasie Powstania Warszawskiego kręciło się ciągle wielu, uzbrojonych po zęby Niemców, bacznie obserwujących jakiekolwiek podejrzane zachowania Polaków, szczególnie młodych.

Po dojściu do ulicy Adama Naruszewicza skręcamy w nią w lewo i po krótkiej wędrówce dochodzimy do ul. Puławskiej i przechodzimy na jej drugą stronę. Spokojnie wolnym krokiem idziemy w kierunku południowym zatrzymując się na chwilę przy nowym apartamentowcu przy ul. Puławskiej 111. Cena jednego metra kwadratowego mieszkania w tym budynku wynosi 12 000 zł. To blisko połowa rocznej emerytury przeciętnego warszawskiego emeryta. Nie sądzę, by wielu emerytów mieszkało w tym właśnie miejscu.
Mijając apartamentowiec skręcamy tuż za jego garażem w lewo w aleję Władysława Giżyckiego poprowadzoną graniczną alejką Parku Arkadia. Władysław Giżycki (1875-1947) był z wykształcenia prawnikiem, filologiem oraz nauczycielem. W latach 1905-1906 przebywał na zesłaniu nad Wiatką. Do 1918 roku prowadził jako dyrektor Szkołę Realną Polskiego Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny ( dla chłopców ) na terenie Rosji. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku szkołę pozwolono mu przenieść na teren Polski. Musiał jednak znaleźć dla niej odpowiednie miejsce. Po wielu poszukiwaniach trafił na odpowiedni teren w Warszawie, który mu się bardzo spodobał.

Był to rozległy teren na Wierzbnie na północ od Królikarni. Pokrywały go piękne lipowe aleje mocno zaniedbane i porośnięte zielskiem i krzakami, zaniedbany od lat nie używany sad oraz wiele dawnych niemalże doszczętnie zniszczonych pawilonów pozostałych z okresu, w którym kwitło tutaj wodolecznictwo, a Wierzbno było znanym kurortem letniskowym i uzdrowiskiem dla mieszkańców Warszawy, o czym pisałam na wstępie tego matriału.

Po wydzierżawieniu tego terenu przez blisko dwa lata Giżycki prowadził środkami gospodarczymi i przy kredycie zaciągniętym u majstra budowlanego remont pawilonów uzdrowiskowych z przeznaczeniem ich na szkołę. Doprowadził także do ładu park oraz sad i już w 1920 r. roku uruchomił tutaj szkołę dla chłopców sprowadzając ich z Rosji do Warszawy. Więcej szczegółów można znaleźć pod linkiem Szkoła Władysława Giżyckiego. Od 1920 r. Władysław Giżycki prowadził przed wojną i w czasie wojny (w ramach tajnego nauczania) gimnazjum na najwyższym poziomie w Warszawie z adresem przy ul. Puławskiej 113 ( na północ od Królikarni ). Dzisiaj po jego szkole nie pozostał najmniejszy ślad tak jak i o nim samym prawie całkowicie zapomniano. Swoje wspomnienia dotyczące tego zacnego człowieka snujemy wędrując pięknymi parkowymi alejkami prowadzeni przez pana Andrzeja Kochanowskiego.

Opuszczając park Arkadia ruszamy skarpą na północ, a po osiągnięciu zabudowań mieszkalnych postanawiamy dojść do obiektów Parku Wodnego. Wchodzimy do wnętrza przeszklonego budynku przy ulicy Merliniego 4. Z lekką zazdrością patrzyliśmy przez szklaną szybę na basen i kąpiących się w nim ludzi. Z dostępnych tablic informacyjnych dowiadujemy się jak wiele usług jest oferowanych na terenie tego obiektu rekreacyjnego.

Sprawdzamy też ceny z przykrością niestety konstatując, że większość z nich jest zbyt wysoka na przeciętną emerycką kieszeń. Z pewnym rozczarowaniem opuszczamy przedsionek Parku Wodnego. Obchodzimy budynek dookoła by z tarasu przesłoniętego gęstą roślinnością rzucić wzrokiem na pozostałe obiekty Warszawianki. Wejście boczne do Ruskiej Bani kusi otwartymi drzwiami. Jednak nikt z naszej grupy nie wchodzi do środka.

Jak najkrótszą drogą postanawiamy wrócić do ulicy Puławskiej. Pogoda nadal jest piękna. Słońce stoi prawie w zenicie, jest ciepło i sympatycznie w sam raz. Młoda wiosenna zieleń cieszy wzrok i koi zmęczone oczy. Kasztanowce rozkwitły wielobarwnymi kiściami kwiatów. To niechybny znak, że matury są właśnie w toku. Kolejny rocznik młodzieży zdaje swój egzamin dojrzałości. Podchodzimy do najbliższej kamienicy - ul. Puławskiej 103.

Na elewacji wisi tablica upamiętniająca postać Remigiusza Grocholskiego, dyplomowanego podpułkownika Wojska Polskiego, adiutanta marszałka Józefa Piłsudskiego, pułkownika Armii Krajowej. Remigiusz Grocholski został przeniesiony w stan spoczynku w 1934. Zmarł w 1965 r we Francji w wieku 77 lat (ur.1888 r.). Pamiątkowa tablica zawiera tak wiele informacji o tym człowieku, że Pan Andrzej Kochanowski mógłby nic więcej nie dodawać, ale i tak słyszymy kilka ciekawych dodatkowych informacji. I wkrótce po nich następuje oficjalne zakończenie wycieczki trwającej blisko dwie godziny. Żegnamy się i każdy powraca do własnych, codziennych zajęć naładowany solidną dawką potężnej wiedzy i życiowej energii.

Więcej informacji dotyczących najbliższych spacerów po Warszawie i licznych wycieczek można znaleźć na stronach internetowych organizatora opisanego wyżej spaceru BT Horn lub Przewodnicy Warszawa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto