Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dominik Ebebenge: Miejsce Legii jest w Lidze Mistrzów [WYWIAD]

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Jacek Prondzyński/legia.com
- Można powiedzieć, że w tej chwili wszyscy wsiadamy na rower i rozpędzamy się. Różnica punktowa, jaka wytworzyła się między Legią a resztą stawki, nie jest przypadkiem - mówi jej kierownik ds. rozwoju sportowego Dominik Ebebenge.

Legia jako pierwszy klub w Polsce przekroczyła budżetową barierę 100 mln zł, ale nadal nie może sobie pozwolić na znaczące inwestycje w rozwijającą się tkankę scoutingu. Kiedy można mówić o sukcesie na rynku transferowym przy ograniczonych środkach?
Legia jest skoncentrowana na budowaniu wartości, co znaczy, że naszym celem jest poszukiwanie zawodników na takim etapie rozwoju, by podwyższyć ich cenę rynkową. Z kilku powodów. Po pierwsze: dla ukształtowania wizerunku klubu, który jest profesjonalny, atrakcyjny i dynamicznie się rozwija. Po drugie: stanowi to poważne źródło dochodów. Przyjęliśmy taką strategię, która ujawniła się w przypadku transferów Ondreja Dudy czy Guilherme. Ci zawodnicy, z różnych powodów, wieku czy przypadków losowych, są możliwi do pozyskania z punktu widzenia naszych finansów i dysponują takim potencjałem, który w krótkim okresie czasu pozwoli nam zbudować ich jako produkt piłkarski i odpowiednio wypromować na rynki, które są bardziej zasobne w kapitał. Na takim założeniu się opieramy, weryfikując piłkarzy pod kątem określonych kryteriów. Niezbędna w jego realizacji jest precyzja i spójność. Będziemy robić wszystko, żeby budżet stabilnie rósł, co jest możliwe także dzięki wydajnej pracy scoutingu. Jesteśmy jedynymi, którzy mogą sobie pomóc.

Kierowanie pionem sportowym klubu nie jest trochę przewidywaniem tego, co nieprzewidziane? Może się przecież zdarzyć, że jedna przypadkowa akcja zadecyduje o niepowodzeniu całego sezonu.
Zgadza się, to jest sport. Mamy pełną pokorę wobec tego obiektywnego faktu, że nie wszystko można zaplanować. Natomiast szczęściu można i należy pomagać profesjonalnym działaniem, długofalową strategią i konsekwencją jej wdrażania. Jesteśmy wierni przekonaniu, że czyniąc małe kroki dojdziemy w kierunku stanu idealnego, czyli zostania jednym z 30 największych klubów w Europie. Nie osiągniemy tego z dnia na dzień ani z sezonu na sezon. To proces toczący się u podstaw, obwarowany ryzykiem niepowodzenia. Mnie osobiście najbardziej odpowiada taki model, w którym co roku możemy dodać do wartości Legii jeden, dwa, trzy procent, niż w przeciągu dwóch lat zrobić absolutną rewolucję. W naszym położeniu to i tak niemożliwe, bo nie stawiamy na strategię wymagającą ogromnych nakładów finansowych. W tym względzie bliżej nam do Niemiec niż do Rosji.

Masz wrażenie, że potencjał organizacyjny klubu rośnie szybciej niż wartość sportowa drużyny?
Na tym etapie rozwoju klubu wydaje mi się to naturalne. Przechodzimy gruntowną, fundamentalną reformę. Plan i strategia działania jest jasno zdefiniowana, ale ulega stałemu ulepszeniu ze względu na otaczające nas warunki. Można powiedzieć, że w tej chwili wszyscy wsiadamy na rower i rozpędzamy się. Różnica punktowa, jaka wytworzyła się między Legią a resztą stawki, nie jest przypadkiem, tylko efektem działań pionu sportowego i innych działów w klubie, które jakością swoich decyzji napędzają koniunkturę. Na efekty sportowe przyjdzie czekać dłużej, bo są one mniej wymierne. Na razie jesteśmy usatysfakcjonowani dominującą pozycją na rynku lokalnym. Pomoże nam to w byciu pewniejszym siebie i utrwaleniu mentalności zwycięzców. W Europie jest coraz więcej silnych zespołów. Nad częścią z nich, które dziś radzą sobie lepiej sportowo, Legia jest obdarzona tak wielką przewagą konkurencyjną, że jestem spokojny o to, że z czasem pójdzie do przodu.

Wyrównana rywalizacja to lepsze rozwiązanie niż model dominacji, jaki widzimy w Bundeslidze? Tam Bayern koncentruje na sobie całe zainteresowanie i jedyne pytanie dotyczy tego, czy tytuł wywalczy w marcu, czy w kwietniu.
Z punktu widzenia kibiców może lepszy byłby ten drugi wariant, ale w dłuższej perspektywie przestałby być interesujący. Patrząc na ligi zagraniczne, które da się porównać z polską, jak szkocka, gdzie Celtic kończy rozgrywki z dwucyfrową przewagą, mamy model mało wyważony i nieatrakcyjny dla konsumenta. Jako mistrz budujemy fundament całego rynku piłkarskiego w kraju. Im silniejsza liga, im więcej meczów o stawkę, tym jej rozwój będzie bardziej dynamiczny. Życzę sobie, żeby naszą drogą poszło jak najwięcej klubów w Polsce. Konkurencja jest jak najbardziej wskazana, jesteśmy do niej przygotowani.

Nowoczesnymi obiektami dysponuje już większość klubów w ekstraklasie, ale niewiele z nich potrafiło przystosować się do reguł kapitalizmu i zbudować biznesową otoczkę. Legii to się udało.
Udało się także ze względu na to, że jest klubem ze stolicy, gdzie biznesu jest najwięcej. Ten czynnik plus jakość pracy spowodował, że prawdopodobnie najlepiej radzimy sobie z tym wyzwaniem. Niewątpliwie, na razie mamy do czynienia z okresem prób i błędów. Infrastruktura jest nowością dla nas wszystkich w Polsce po długim okresie zastoju. Chciałbym, by inne klubu czerpały z tych wzorców, z których czerpie Legia. Upraszczając, chodzi o to, żeby zarobić jak najwięcej pieniędzy i jak najlepiej je wydać, by napędzać rozwój.

Komercjalizacja futbolu jest procesem nieuchronnym, do którego po prostu trzeba się dostosować? Nie niesie ze sobą żadnych zagrożeń?
Bardziej widzę w niej szansę. W piłce nożnej, tak jak w innych dziedzinach życia pojawiają się odgórne trendy, których ignorowanie byłoby głupotą. Sztuka przetrwania polega na tym, żeby dostosować się do warunków, jakie nas otaczają. Ignorując to, postępuje się krótkowzrocznie. Musimy wychodzić naprzeciw coraz wyższym wymaganiom kibiców i okoliczności.

Byłeś jedną z osób zaangażowanych w zatrudnienia trenera Henninga Berga. Jego przyjście można potraktować jako import koncepcji zarządzania drużyną rodem z Zachodu?
Jak najbardziej. We wcześniejszym pytaniu zauważyłeś, że rozwój sportowy nie szedł równolegle z rozwojem klubu na innych płaszczyznach. Jednym z powodów za zatrudnieniem Berga było to, że standardy prowadzenia pierwszej drużyny nie były tak dynamiczne i zróżnicowane jak oczekiwaliśmy. Nowy sztab szkoleniowy jest w stanie zaszczepić pewne wzorce, które staną się częścią naszego DNA. Zmiany są konsekwentnie wprowadzane w tak inteligentny i świadomy sposób, żeby nie burząc stanu rzeczy, doprowadzić do pozytywnej ewolucji. Na tle europejskiego rynku piłkarskiego pozycjonujemy się w takim miejscu, żeby zawodnik przyzwyczajony przy Łazienkowskiej do pewnych standardów, odnalazł je w najsilniejszych ligach w Europie. To pomoże nam w sprzedawaniu piłkarzy za większe pieniądze i podniesie prestiż klubu. Trenera Berga oceniamy nie tylko pod kątem doraźnych wyników sportowych, ale budowy fundamentów, które wyrosną w przyszłości i pomogą jego następcom funkcjonować w określonych ramach, do których będą tylko dopasowywać kolejne elementy.

Dzięki obecności na ławce trenerskiej zwycięzcy Ligi Mistrzów więcej drzwi stoi przed Legią otworem niż przedtem?
Każdy trener dysponuje innym zapleczem i kontaktami. Henning Berg to postać dobrze znana na rynkach anglosaskich i skandynawskich. Jest naszym atutem, ale nie idziemy na łatwiznę tylko dlatego, że go mamy. Chcemy robić interesy i wchodzić w długofalową współpracę dlatego, że klub jest atrakcyjny i buduje chęć poznania przyszłości.

Reprezentując Legię na konferencjach międzynarodowych i w relacjach z innymi klubami musisz przekonywać, że przy Łazienkowskiej czas nie stoi w miejscu?
Charakter mojej pracy zmieniał się wraz ze zmianami w klubie, ale wiele osób ze środowiska piłkarskiego znam od lat. Oni wiedzą, w którym miejscu znajduje się dziś Legia i jakiego rodzaju strategie działania przyjął zarząd. Tym, którzy są nowi, opowiadam o naszych postępach i szczegółach funkcjonowania. Zawsze miałem wrażenie, że ich zainteresowanie nie bierze się tylko z kurtuazji, ale chęci porównania się i zaczerpnięcia inspiracji. Dostrzegam z ich strony wolę analitycznej współpracy i podzielenia się doświadczeniem. Potwierdzeniu naszego wysokiego rodowodu w Europie brakuje tylko sukcesu w pucharach. Ludziom, którzy nie do końca są świadomi, jak działa klub, powinno to trochę rozjaśnić obraz.

Czwarte miejsce w fazie grupowej Ligi Europy uważasz więc za wynik poniżej możliwości?
Jasne. Stać nas, żeby w tych rozgrywkach wychodzić z grupy. Jest naturalne, że może pojawić się kilka czynników, które w danym momencie mogą to utrudnić, większym klubom ta sztuka się nie udawała. Pożądanym miejscem Legii jest Liga Mistrzów i dalsza gra w LE po zajęciu trzeciego miejsca w grupie. Oceniam, że przy obecnym tempie rozwoju i kapitale ludzkim w Legii wymaga to czterech-pięciu lat ciężkiej pracy.

W obecnym sezonie pucharowym trzy kluby ze średniej europejskiej półki osiągnęły zauważalne wyniki. Prawie jednolita etnicznie, grająca na ledwie 13-tysięcznym stadionie Viktoria Pilzno, dotowany przez potężnego sponsora Red Bull Salzburg z budżetem wielkości 40 mln euro, który zatrudniał trenerskie sławy oraz łącząca filozofię obu tych klubów Bazylea, czwarty raz z rzędu kwalifikująca się do Ligi Mistrzów. Stosowane przez nich rozwiązania można skopiować na polski grunt?
Zdecydowanie należy podpatrywać tych, którym się udaje. Viktorię i Red Bull Salzburg trzeba docenić za pracę, jaka przyniosła im efekty nie jednorazowo. Tak jak mówiłeś, Bazylea łączy te strategie i wykorzystuje swoje przewagi konkurencyjne w Szwajcarii. Jest klubem budowanym w sposób organiczny i zrównoważony, bez spektakularnych ruchów, które mogą zaburzyć harmonię. Tę ścieżką chcielibyśmy podążać, ale weźmy poprawkę na to, że oni kroczą nią od dobrych kilku lat. Regularnie sprzedają zawodników za 5 mln euro, w ostatnim oknie transferowym za kilkanaście milionów oddali do Chelsea Mohameda Salaha, który już staje się ich istotnym ogniwem. Tamtejsza Akademia co roku dostarcza do pierwszej drużyny jednego, dwóch pełnowartościowych piłkarzy. Bazylea jest miastem dużo mniejszym od Warszawy, o mniejszym potencjale kibicowskim, ale dysponującym rozwiniętą infrastrukturą. Do każdego z tych elementów jesteśmy w stanie dojść w kilka lat. Nigdy nie zdarza się tak, że wybierając właściwe środki nie doścignie się uciekającego peletonu. Spójrzmy na Liverpool, który wybrał inną drogę od większości wielkich klubów Premiership. Jest świadomie budowany i po kilku chudych latach wrócił na szczyty tabeli, a najlepsze jeszcze przed nim. Świadomie analizujemy błędy i decyzje podejmowane przez innych, ale jesteśmy dumnym klubem i nie przeszczepiamy naiwnie mechanizmów w skali 1:1. Jedną z rzeczy, która pomoże nam się znaleźć wyżej w europejskiej hierarchii, jest centrum treningowe dla Akademii i pierwszej drużyny. Przy poprawie wyników ekonomicznych i dalszej świetnej pracy działu marketingu, którego każda decyzja ma charakter pionierski na polskim rynku, zbliżymy się do wysokości budżetu klubów o jakich rozmawialiśmy. To trudne zadanie, ale stanowi źródło nadziei.

Łatwiej steruje się klubem, który po zerwaniu korporacyjnego gorsetu stał się samodzielnym podmiotem?
Bez porównania. Czas i przebieg podejmowania decyzji zostały znacznie skrócone. Dużo łatwiej jest o spójne działania i szybkość obiegu informacji. Legia jest teraz bardziej mobilna, lepiej przygotowana do zmieniającej się rzeczywistości.

Możemy mówić o czymś takim jak tożsamość Legii?
Są pewne hasła, które postrzegam jako ściśle związane z naszym klubem. Trzeba tylko wlać w nie treść, do czego potrzebny jest czas. Dla mnie, kogoś, kto nazywa się legionistą, najważniejsze jest wygrywanie, działanie zorientowane na rozwój każdego dnia, podjęcie taktyki małych kroków prowadzącej do stawianych sobie celów. Bycie legionistą to dążenie do zwycięstwa, duma z tradycji klubu, związana z miastem i jego historią, ambicja i pracowitość, nastawienie na współpracę i dzielenie się. Może niektóre z tych cech wydają się ze sobą sprzeczne, ale staramy się je promować z wewnątrz klubu. Żyjemy w czasach, w których nie da się wiele osiągnąć bez współdziałania. Mam na myśli współpracę z wszelkimi podmiotami zewnętrznymi, nie tylko klubami, ale i instytucjami, które kształtują naszą rzeczywistość.

Kibicowskim targetem klubu jest jakiś szczególna grupa?
Zdecydowanie cały przekrój społeczeństwa. Jesteśmy największym klubem w Polsce, klubem dla mas, dla wszystkich, którzy chcą się z nim identyfikować. Dla młodych, starych, bogatych, biednych, urodzonych w Warszawie i czujących związek z tym miastem. Demografia Warszawy pokazuje, że jest ona bardzo zróżnicowana pod kątem społecznym. Jest wielu cudzoziemców, jest wiele osób, które przyjechały za pracą z innych rejonów Polski, wielu takich jak ja, łączących rożne kultury. Chcielibyśmy, żeby nośnego hasła z trybun "Legia to my" mogli używać wszyscy mający jeden wspólny cel - dobro klubu.

Podczas meczów ligowych niespełna 70 proc. stadionu Legii jest zapełnione. W ubiegłym roku Ekstraklasa SA przeprowadziła badanie, z którego wynika, że z 11,6 mln piłkarskiej publiczności w Polsce aż 7 mln to osoby mało zaangażowane, włączające telewizor tylko przy okazji ważnych meczów lub w towarzystwie.
Jako osoba pracująca w klubie wstydzę się tego. Podobne uczucie powinno towarzyszyć każdemu kibicowi z osobna. Jestem pokojowo nastawiony do świata, ale jedną z niewielu rzeczy, które wzbudzają we mnie pasywną agresję jest wygodnictwo i postawa roszczeniowa. Nie mam na myśli ogółu sympatyków Legii, wśród których są tysiące takich wzorcowych, natomiast bardzo łatwo ustawić się w pozycji osoby negującej i krytykującej. Jeśli kibic X chce, żeby ten zespół był lepszy i bardziej konkurencyjny w Europie, musi zadać sobie pytanie: co ja robię, żeby tak się stało? Bo po to, żeby coś się stało, klub potrzebuje paliwa. Tym paliwem jest przyjście na stadion, angażowanie się w sprawy klubu. Nie chodzi tylko o pieniądze, ale świadome podejście do kwestii wspierania drużyny. Legia to nasze wspólne dobro. Ja poszedłem ścieżką oddania jej wszystkiego co mam do zaoferowania i z czystym sumieniem patrzę w lustro.

Rozmawiamy na promenadzie Pepsi Areny, która za kilka miesięcy zmieni swoją nazwę. Stadion jako dom dla drużyny jest szczególnym miejscem budowania jej więzi z otoczeniem. W najsilniejszych ligach prawa marketingowe sprzedaje się na kilkanaście lat, żeby widz mógł się z nimi identyfikować.Nie zajmuję się bezpośrednio tą kwestią, robi to dyrektor wykonawczy Jakub Szumielewicz, który stara się przekuwać ambitne pomysły na działania. Kiedyś byliśmy wspólnie z Jakubem i prezesem Bogusławem Leśnodorskim na spotkaniu z przedstawicielami Chelsea. Rozmawialiśmy również na tematy związane z marketingiem i sprzedażą. Spotkaliśmy się z zabawną opinią, że gdy prezes Bayernu szuka sponsora, ustawia się trzykilometrowa kolejka. Gdy my szukamy biznesowych partnerów, można powiedzieć, że krzyczymy przez megafon i nikt nas nie słyszy. Oczywiście, ta sytuacja się poprawia. Wpływy ze sprzedaży nazwy stadionu są bardzo istotne i uwzględnione w planach. Każda umowa sponsorska, którą podpisujemy jest coraz wyższa i na lepszych warunkach. Znając ludzi, którzy będą dysponować tak zarobionymi pieniędzmi, zostaną one wydane we właściwy sposób. Pamiętajmy, że polski rynek piłkarski jest rynkiem dojrzewającym.

Jak wyobrażasz sobie Legię w roku 2020?
Jako klub, który po raz któryś z rzędu zagrał w Lidze Mistrzów, z którym liczą się mocne piłkarskie firmy w Europie i który jest w stanie grać z nimi atrakcyjny futbol. Klub obudowany Akademią cieszącą się wielkim prestiżem, której wychowankowie odnoszą sukcesy w topowych zespołach. Chciałbym, żeby Legia stanowiła wtedy wzór organizacji sportowej. Potem mogę umrzeć. Z uśmiechem na twarzy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto