Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Druga rocznica masakry na Utoya. Polak przeżył - napisał książkę

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Wikimedia Commons
- Kurtka przeciwdeszczowa zakrywała mi głowę do połowy, więc mogłem coś zobaczyć. Jego buty. Znajdowały się tuż przy mojej twarzy. Kopał martwe ciała leżące wokół mnie. Jakby chciał sprawdzić, czy ktoś jeszcze żyje. Znów zacisnąłem powieki.

- Rozległ się huk. Tym razem dużo głośniejszy, jakby dochodził z drugiej strony lasku. Pięć metrów dalej ujrzałem dziewczynę biegnącą w moją stronę leśną drogą. Dwa kolejne, donośne uderzenia. Padła w przód i została na ziemi. Kątem oka dostrzegłem, jak obok niej upada jakiś chłopak. Cofałem się ścieżką wydeptaną w błotnistej trawie, gdy zobaczyłem go po raz pierwszy - pisze w swojej przejmującej treścią książce, Adrian Pracoń, Polak, którego postrzelił Anders Breivik na wyspie Utoya.

Zobacz zdjęcie - Adrian Pracoń, "Masakra na wyspie Utoya" (Fot. Materiały wydawcy; Youtube) -gazeta.pl.

Ten koszmarny dzień zapadł ludziom głęboko w pamięć. Najpierw zginęły niewinne osoby w mieście, potem traciły życie na wyspie dziewczyny i chłopcy, dziesiątkami. Ginęli z rąk mordercy, ogarniętego nienawiścią do obcych, narodowca Andersa Breivika. Przeżył norweski polityk, Polak - Adrian Pracoń. To przypadek. Przeżył, bo - według rasisty Breivika - "wyglądał konserwatywnie".

Dokładnie dwa lata temu, 22 lipca 2011 roku, w dzielnicy rządowej w norweskim Oslo wybuchła pierwsza bomba. Zabiła 8 osób. W kilka godzin później na wyspie Utoya, na obozie młodzieżówki rządzącej Partii Pracy, Anders Breivik zabił z zimną krwią 69 osób.

Czytaj: "Udawałem martwego. Dlatego przeżyłem" [RELACJE ŚWIADKÓW] >>>Druga rocznica masakry.

Norweg pochodzenia polskiego, Adrian Pracoń, napisał książkę o krwawych wydarzeniach z 22 lipca 2011 roku. Wzbudziła ona, mimo zawartej w niej prawdy, kontrowersje z powodu wykorzystania żywych relacji ofiar, bez zgody ich rodzin. Książka "Hjertet mot steinen", wydana w Norwegii (w wolnym tłumaczeniu "Serce o kamień", pod polskim tytułem: "Masakra na wyspie Utoya"), została wycofana z księgarń. Stało się tak, po ostrej interwencji osób bliskich ofiar, zastrzelonych przez Breivika, których wypowiedzi autor bezprawnie zacytował w swojej publikacji.

Norweskie wydawnictwo ponownie wydało w maju 2013 roku, książkę, tym razem bez kontrowersyjnych fragmentów. W jej nowej wersji nie ma już, m.in. budzącej zastrzeżenia, szczegółowej relacji ostatniej rozmowy telefonicznej z ojcem, 15-letniego chłopca - Eivinda Hovdena, zastrzelonego przez Breivika. - Książka powstała, aby zrozumieć, co się stało. Nie wiem, czy osiągnąłem ten cel - napisał uczciwie Adrian Pracoń.

- Może już zauważył dziewczynę w szarych dresowych spodniach. Nie wiedziała, co się stało, bo szła prosto w jego stronę. A on kroczył jej na spotkanie. Gdy znalazła się zaledwie metr od niego, prawą ręką wyciągnął pistolet, który wycelował prosto w nią. Wycofała się, ale było za późno. Strzelił trzy razy w jej tułów.

- Wtedy stanął nad nią, krótko się jej przyjrzał, po czym oddał dwa kolejne strzały. Za każdym trafieniem - jej kończyny drgały konwulsyjnie - opisuje Pracoń pierwsze mrożące krew w żyłach, spotkanie z Breivikiem. - W tym momencie wszyscy wokół mnie rozbiegli się w panice. Instynktownie ruszyłem za nimi. Widziałem morze zabitych.

Wszędzie dookoła – relacjonuje Pracoń - piszczały i brzęczały telefony. Dzwoniły, ale połączeń nigdy nie odebrano, i wiadomości SMS, których nie przeczytano. "Za każdym z tych dźwięków kryli się ojcowie, matki, przyjaciele. O osiemnastej sześć, zaktualizowałem status, na Facebooku. Słowa przyszły same, lecz zdrętwiałe z zimna palce nie zdołały poprawnie złożyć liter: "Strzelanina na Utoya. Jestem tu i kocham was wszystkich".

Zobacz też - ocalony z Utoi: Ciężko mi i trudno patrzeć na Brevika. Ostatnio jak go widziałem, postrzelił mnie -gazeta.pl.

Adrian Pracoń był przekonany, że to będzie jego ostatni przekaz na Facebooku, dla świata. - Dziewczyna w samym staniku i spodniach wbiegła do wody. Rozglądała się na boki, jakby szukała ostatniej drogi ucieczki. Ale nie miała dokąd biec. Za nią stał morderca. Przed nią rozciągała się tylko woda. Błaganie. Stłumiony krzyk. Wówczas rozległ się huk. Zrobiła krok w przód. Znowu huk. Druga dziura tuż obok pierwszej. Padła przed siebie w wodę, jakby chciała rzucić się wpław. A kiedy tak leżała z twarzą w dół, strzelił do niej jeszcze raz. Zamknąłem oczy, lecz było już za późno - opisuje tę makabryczną scenę w książce.

- Kurtka przeciwdeszczowa zakrywała mi głowę do połowy, więc mogłem coś zobaczyć. Jego buty. Znajdowały się tuż przy mojej twarzy. Kopał martwe ciała leżące wokół mnie. Jakby chciał sprawdzić, czy ktoś jeszcze żyje. Znów zacisnąłem powieki. Drżałem z lęku.

- Pisk w uchu narastał – pisze autor. Był tak silny i głośny, że mógłbym przysiąc, iż on też go słyszy. Cicho - pomyślałem. Proszę, bądź cicho. Ale nie mogłem pozbyć się natrętnego dźwięku. Wstrzymałem oddech. Ustało drżenie, które przez ostatnią godzinę, przelewało się przez moje ciało. Poczułem słabe ciepło tuż przy uchu. Ciepło lufy karabinu. Moje serce biło o kamień. Wtedy pociągnął za spust. Strzelił.

W fali groźnego ucisku, śmiertelnej fali, która zalała mnie wkrótce rzęsistym potem, miałem wrażenie, jakby eksplodowała cała moja głowa. Wtem poczułem - zupełnie zanikł mi słuch w lewym uchu. Ale kuli prawie wcale nie poczułem. Jak gdyby ktoś lekko pstryknął mnie w ramię. Leżałem nieruchomo. Czekałem na następny strzał. Jednak nie nadszedł. Otworzyłem oczy. Ujrzałem, jak odchodzi po kamieniach wzdłuż brzegu, w stronę głównego budynku. Potem wszedł na ścieżkę, która prowadzi w lewo, do świetlicy i zniknął.

Był piękny słoneczny dzień 22 lipca 2011 roku. Norweg, wówczas 32-letni Anders Breivik, twardy prawicowiec o rasistowskich poglądach, zdetonował w środku dnia bombę, w pobliżu rządowego budynku w Oslo. Wybuch zabił 8 osób. Następnie udał się na wyspę. Tam, na wyspie Utoya, wymordował 69 kolejnych osób, głównie młodych. Odbywał się właśnie partyjny zjazd młodzieżówki, rządzącej w Norwegii, Partii Pracy. Brał w nim udział także 34-letni polityk Adrian Pracoń.

Bezwzględny i cyniczny morderca, przebrany na wyspie za policjanta, tłumaczył później policji swoje działania obawą przed wielokulturowością Norwegii i islamizacją Europy. Przez sąd karny został skazany na 21 lat więzienia, z możliwością przedłużania kary. Wymiar 21 lat to maksymalny możliwy wyrok w norweskim prawodawstwie, przewidziany dla szczególnie groźnych przestępców.

Stanisław Cybruch

od 12 lat
Wideo

Stellan Skarsgård o filmie Diuna: Część 2

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto