Trudno sobie teraz wyobrazić, jak odebrany zostałby środowy koncert Philipa Glassa, gdyby nie było pierwszej, wtorkowej części. I odwrotnie. Jedna decyzja o dwudniowym występie wpłynęła na percepcję, ocenę artysty i emocje - przynajmniej moje, a myślę, że i większości publiczności. Gdyby nie Retrospektywa, nie byłoby punktu odniesienia dla koncertu kameralnego, gdyby nie koncert kameralny, pozostałoby dość jednolite wrażenie o jego muzyce. Retrospektywa była strukturalna, dynamiczna i pulsująca - koncert Kameralny był, co zrozumiałe, wyciszony, kontemplacyjny, liryczny i minimalistyczny. Mistrzowskie akordy, tworzące ściany dźwięków na pierwszym koncercie, zastąpiła stonowana paleta pojedynczych dźwięków, grających na najgłębszych emocjach publiczności. Pierwszy koncert odwołał się do naszych zmysłów, drugi sięgnął głębiej, do serc i dusz.
Na Metamorfozy z albumu "Solo Piano" czekałam najbardziej - co najlepsze, zabrzmiały dwie najlepsze, połączone właściwie w jedną całość - "Metamorphosis II" i "Metamorphosis IV". Czarny fortepian wydał z siebie cudowne, kojące dźwięki, choć miałam wrażenie, że momentami Glass nie trafiał, całość była pięknym otwarciem.
Później nastąpił długi koncert Wendy Sutter, znakomicie wyglądającej w szmaragdowej sukni do ziemi i z błyszczącym na palcu złotym pierścionkiem. Przez ponad dwadzieścia pięć minut, z krótkimi przerwami, zagrała raz niepokojące, raz tęskne melodie - dokładnie siedem songów z płyty "Songs and Poems for Cello", które napisał dla niej Glass.
Pierwszą część, nie oddzielaną co prawda przerwą, ale wyodrębniającą się z całości, zakończyły "Tissues" z filmu "Naqoyqatsi", grane w zmiennych konfiguracjach przez całą trójkę - brzmiały fortepian, wiolonczela Wendy Sutter, a Mick Rossi zmieniał instrumenty co chwila, grał na bębenkach, gongu, marimbie, dzwonach rurowych, grzechotkach... Glass z Rossim przędli rytm, na którym Wendy rozwijała swoje niespokojne harmonie.
Część druga zaczęli "podwójni wirtuozi", jak ochrzcił ich Glass - Wendy z wiolonczelą, Mick tym razem na pianinie w utworze "The Secret Agent" do filmu o tym samym tytule. Było to jednocześnie otwarcie filmowego "encore" koncertu - po nim nastąpiły jeszcze "The Orchard " z popisowym zestawem dzwonków, cymbałów i grzechotek, łączących się z wiolonczelą i fortepianem, później "France" - z akompaniamentem marimby, wreszcie "The French Lieutenant".
Wreszcie trzecia część - z fantastycznym otwarciem "The Chase" - Mick Rossi i Philip Glass postawili stołeczki przy jednym fortepianie i zagrali doskonale - czuć było pośpiech i ekscytację towarzyszące pościgowi, choć była to raczej zabawa w berka niż muzyka do filmu sensacyjnego.
Później plan Glassa zmieniła Wendy, decydując, że zamiast "Closing" najpierw zabrzmi "The Book of Longing" - kompozycja zainspirowana poezją Leonarda Cohena, wykonana nostalgicznie, lirycznie na wiolonczeli i klawikordzie.
Wreszcie "Closing" i, na bis, "Metamorphosis II", zagrana nieco inaczej, zamknęły koncert piękną klamrą. Glass, Sutter i Rossi zabrali nas w daleką podróż pełną nostalgii i liryzmu, misternych harmonii i subtelnych rytmów, rozdzierająco pięknych. Po koncercie Retrospektywa, który wydaje się teraz niemalże barokowym popisem, nastąpił istny kameralny katharsis.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?