Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dyktatura futbolu

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
W miniony weekend ruszyły dwie najlepsze piłkarskie ligi świata - Primera Division i Premiership. Ligi? Właściwie ogromne przedsiębiorstwa, władające wyobraźnią milionów kibiców, spychające na dalszy plan nie tylko resztę piłkarskiego świata, ale pozostałe dyscypliny, które jeszcze dwa tygodnie temu były tak fetowane na olimpiadzie w Londynie.

Niekończący się spór o miano najlepszej pozostaje nierozstrzygnięty, bo nie istnieje jedno uniwersalne kryterium, które jednoznacznie nobilituje jedną z nich. Gdyby wziąć za takie wyłącznie zdolność przyciągania najlepszych piłkarzy, potencjał topowych drużyn, triumfowałaby La Liga. Jeśli przyjąć za wyznacznik poziom wszystkich zespołów, jakość rozgrywek, ich otoczkę i renomę, Premier League nie miałaby sobie równych (również ze względu na ogromne dysproporcje między Realem i Barceloną a pozostałymi hiszpańskimi drużynami).

Piłka nożna, multidyscyplina, łącząca w sobie wiele elementów: szybkość, wydolność, sprawność, technikę, najlepiej tłumaczy sportową globalizację, dotarła do każdego zakątka świata. Totalna klarowność reguł i naturalna żywiołowość sprawiają, że z łatwością podbija serca masowego odbiorcy. Jej komercjalizacja, postępująca o wiele szybciej niż w przypadku pozostałych dyscyplin, nie prowadzi do przedwczesnej śmierci, ale kategoria "sport" staje się zbyt wąska, by ją scharakteryzować. Mecze coraz bardziej przypominają widowiska, show, teatralny podgatunek ze swoimi charakterystycznymi rytuałami, oprawą (np. Liga Mistrzów), a stadiony stają się świątyniami.

12 sierpnia przewodniczący MKOL Jacques Rogge uroczyście zakończył dwa tygodnie sportowego karnawału. Olimpiada... Czas, kiedy widać sport w jego najczystszej postaci, kiedy wraca do swoich korzeni, do kiedyś szlachetnych, a dziś górnolotnych, naiwnych ideałów.

Dla przeciętnego obserwatora, który raz na cztery lata odróżnia wioślarstwo od kajakarstwa, przypomina sobie chwyty judo, czas trwania pojedynku florecistów itd., jest ona świętem sportowców zwykle anonimowych bądź słabo rozpoznawalnych, którzy wykuwają swoje nie sukcesy, a sukcesiki, poza obiektywami kamer, na pustych torach wioślarskich, zdartych matach w rozsypujących się halach, wyblakłych planszach, mozolnie powtarzając te same ćwiczenia setki razy dziennie.

Żeby uzyskać olimpijską nominację, harują w pocie czoła od rana do nocy, nie rzadko na własną rękę szukają sponsorów. Jak wypadną poza czołowe lokaty na mistrzostwach, w ich związkach od razu rodzą się wątpliwości: finansujemy dalej czy obcinamy? Zdarza się, że na przygotowania dokładają z własnych oszczędności, wyjeżdżają za granicę, bo infrastruktura w danym kraju nie pozwala na treningi, jakie mają ich konkurenci z zagranicy. Wiadomości o ich osiągnięciach podawane są pod koniec serwisów sportowych, w prasie często nie ma o nich wzmianki, a portale internetowe chowają je za newsami typu "Szokująca wypowiedź Ibrahimovicia". W rankingach na najpopularniejszych sportowców są daleko za przedstawicielami medialnych gałęzi sportu, którzy często niczego nie osiągnęli.

Czar futbolu, którego nie sposób mu odmówić, zawsze wygra z codziennością innych dyscyplin. Trudno sobie wyobrazić, że na zawody pucharu świata w wioślarstwie przyjdzie 90 tys. ludzi, tak jak na każdy mecz Barcelony, a kilkaset milionów zasiada przed telewizorami. Czy przeciętny widz będzie analizował poprawność techniczną rzutu młotem Anity Włodarczyk czy pchnięcia kulą Tomasza Majewskiego, czy woli zobaczyć, jak Wayne Rooney strzela kolejne bramki?

Niejeden sympatyk sportu przełączył się z igrzysk na mizerny Śląsk, męczącego się w kwalifikacjach Ligi Mistrzów z Helsingborgiem. Zamiast zachwycać się szybkością Usaina Bolta, śledził polowanie PSG, zamiast podziwiać fantastyczny rekord Davida Rudishy, sprawdzał wyniki polskich drużyn w Lidze Europy i czytał nic niewarte tłumaczenia, dlaczego znowu się nie udało.

PKOL złoty medal wycenił na 120 tysięcy zł, czyli tyle, ile przeciętny polski piłkarz, który obraża się, jak trener zwróci mu uwagę, a jak prezes wypłaci pensję z tygodniowym opóźnieniem, odmawia udziału w treningu, zarabia w 2-3 miesiące. Gdyby nasi kopacze mieli przejść katorżniczy trening lekkoatletyczny (nie wspominając o ciężarowcach), większość z nich musiałaby udać się do kardiologa, od którego usłyszeliby, że nie nadają się do sportu.

Niektórzy wytykają - nieuzasadniony ich zdaniem - przywilej emerytury olimpijskiej dla medalistów w wysokości około 2,5 tys. zł. Nie przeszkadza im to, że startowe dla polskich piłkarzy na Euro wynosiło 15 tys. euro za mecz (targowali się jeszcze o dodatkowych 5 tys.), a odpowiedź na pytanie, czy zasłużyli sobie na jakakolwiek sumę, lepiej pominąć dyskretnym milczeniem. Tak na marginesie: wyciskanie pieniędzy z reprezentacji to dla piłkarzy norma, choć jeśli nie roztrwonią fortuny, jaką zgarniają z klubów, a to dla nich zwykle żadna sztuka, i tak mogą zapewnić dostatni byt nawet swoim prawnuczkom.

Za rok wspólnie z Danią organizujemy mistrzostwa Europy w siatkówce, za dwa lata samodzielnie mistrzostwa świata. Czy znowu będziemy świadkami wybuchu narodowego entuzjazmu jak na Euro 2012, posiedzenia rządu w w biało-czerwonych szalikach, wypełnionych po brzegi stref kibica, jeśli takie w ogóle się pojawią? Można mieć wątpliwości. Warto się zastanowić, co by się działo w Polsce, gdyby piłkarze odnosili takie sukcesy jak Bartosz Kurek i reszta?

Porządkując: mistrzostwo Europy w 2009 r., brąz mistrzostw Europy w 2011 r., drugie miejsce w Pucharze Świata, najtrudniejszego siatkarskiego turnieju, zwycięstwo w Lidze Światowej, najbardziej prestiżowej siatkarskiej imprezie. Bez dwóch zdań należymy do siatkarskiej elity, ale poza halą siatkarskiego boomu nie widać. Liczby nie kłamią: olimpijski ćwierćfinał z Rosją śledziło 5 mln telewidzów, mecz otwarcia Euro 2012 z Grecją - 15 mln.

Ale nie zapominajmy, że dzięki igrzyskom świat futbolu robi sobie urlop (paradoksalnie piłka zyskała na tym, że jest reprezentowana przez drużyny U-23 plus trzech over-age players, bo prestiż i renoma pozostałych piłkarskich imprez jeszcze bardziej wzrosły) i chociaż na chwilę możemy oderwać się od pojedynków strzeleckich Leo Messiego i Cristiano Ronaldo, słownych tyrad Jose Mourinho i szaleńczej polityki transferowej szejków z Zatoki Perskiej. Jakkolwiek pasjonujace by one nie były.

Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto