Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziewczyna z perłą

Anna Winczakiewicz
Anna Winczakiewicz
Czy to możliwe, żeby jedna perła była cenniejsza niż cały ich sznur? Tak, to Perła Adriatyku. Współrzędne 42° N, 18° E. To właśnie tutaj zaczyna się niebo.

Piątkowy wieczór, kawalerka w centrum Warszawy. Leżę z ukochanym i drapię go po plecach. Przez kolejne dramatyczne doniesienia o kryzysie odwołali imprezę i nie mamy pomysłu na lepsze spędzenie tego wieczoru, niż randka z telewizorem.

- Zastanawiałeś się kiedyś kochanie, jak jest w niebie?
- Phi, ja znam nawet adres...
- Brzmi tajemniczo, ale znając ciebie to jest możliwe.
- Właściwie to możemy tam pojechać i się przekonać.
- To znaczy?
- Zobaczysz, pakuj się – zagadkowa odpowiedź Tomka odmieniła moje życie.

Rankiem następnego dnia.

- Jej, jakie słońce! – krzyknęłam po wyjściu z taksówki i poprawiłam na nosie ciemne okulary. Promienie odbijały się od białego kamiennego traktu biegnącego przez centrum Dubrownika. Przeciągnęłam się, dając odpocząć kręgosłupowi po dwugodzinnym locie. - Powiesz mi wreszcie, o co chodzi?
- Jak to o co? Jest Dzień Kobiet a ty jesteś kobietą mojego życia. Marudziłaś kiedyś, że chcesz dalmatyńczyka, ale mając przed oczami kondycję twoich paprotek, daję ci całą Dalmację...
- Darowałbyś sobie te złośliwości, kochany.
- Słuchaj dalej. Ten marmur na którym stoisz pochodzi z wyspy Brač i to ten sam, z którego zrobiono siedzibę amerykańskich prezydentów – na jedno wychodzi, czyż nie? - zapytał mój ukochany, ale nie dając mi odpowiedzieć kontynuował wywód. - A teraz zamknij oczy i odwróć się. - Posłusznie wykonałam polecenie i poczułam, jak chłodny materiał muska moją skórę.
- To ręcznie wykonana jedwabna chusta, specjalność Chorwatek. Chcę abyś zawsze mogła zawiązać ją na szyi i poczuć zapach dzisiejszego dnia. A teraz pozwól, że będę Twoim przewodnikiem – mężczyzna mojego życia przyjął poważną minę i odchrząknął. - Dubrownik - miasto i port na południu Chorwacji, nad Morzem Adriatyckim. Liczba mieszkańców: 48 tysięcy. Główny ośrodek turystyczny. Został założony w VII wieku... - Dobra, żartowałem. Ale przygotowywałem się do tej wycieczki kilka miesięcy, więc pytaj o co chcesz.
- Jest tu gdzieś łazienka?

Przedpołudnie.

”Cud. Bajka słoneczna. Powietrze pachnie. Spokój. Przestrzeń morza. Niewiarygodnie stare mury. Oliwki, winnice, pomarańcze, cytryny, palmy i wszędzie pełno oleandrów. Piękności jest tu tyle i słońca, i morza, że nie wiadomo, od czego zacząć" – tak o Dubrowniku pisał przed laty polski kompozytor Rogowski. Dokładnie te same słowa wirowały mi przed oczami, gdy trzymając w rękach bukiet lawendy wpatrywałam się w zaklętą w kamieniu Perłę Adriatyku, a barwna chusta wirowała na wietrze.

Przekroczyliśmy bramę miasta i oczom ukazał się niezapomniany widok – Stari Grand, czyli stare miasto, gdzie pomiędzy skąpanymi w słońcu zabytkami z każdej epoki spacerują turyści z całego świata, kobiety w czarnych sukniach częstują lokalnymi przysmakami a maleńkie kawiarenki zapraszają na śliwowicę.

- Spragniona? - zapytał mój luby, stojąc przy wiekowej fontannie. - Podobno, jeśli skosztujesz wody z każdego z szesnastu kranów, spełni się twoje życzenie.
- Już się spełniło – wyszeptałam mu do ucha.
- To chodź, zasmakujemy trochę tego obiecanego nieba – nakłania mnie chłopak i podróż rozpoczynamy z niebiańskiej perspektywy.

Wdrapuję się na mury miasta i z zaciekawieniem obserwuję, jak fale Adriatyku odbijają się od masywnych kamieni. Dwukilometrowa trasa przed nami, słońce przypieka mi ramiona, ale upał nie ma znaczenia. Nie w chwili, gdy patrzę na czerwień dachówek, prześwitujący spomiędzy nich biały marmur, zieleń kwiatów pnących się po budynkach i iskrzące słońce na granatowej tafli morza.

Spoglądam na potężny fort Lovrijenac, który przed wiekami strzegł miasta, a dziś jest sceną teatralną. Wyryto nań dewizę "Wolność nie może być zabrana nawet za cenę wszystkich skarbów tego świata”, która idealnie oddaje charakter Chorwatów. Czy może być lepsze miejsce do wystawiania sztuki, niż kamienny, naznaczony historią bastion wnoszący się nad samym morzem? - zastanawiałam się, gdy dzwony w wieży zegarowej zabrzmiały donośnym dźwiękiem.

– Niegdyś tak ostrzegano o zbliżającym się niebezpieczeństwie – mówi Tomek. - Dziś o wybiciu południa. A te dodatkowe, nieruchome wskazówki pokazują fazy księżyca. Tej nocy będzie pełnia – puszcza mi oczko znacząco.
Schodzimy kamiennymi schodkami do przystani. Leniwa atmosfera i szum fal pozwala nam odpłynąć. To niesamowite, że to tutaj niegdyś cumowały żaglowce, przywożąc egzotyczne specjały, przyprawy czy niewolników, a teraz – głównie niemieckich i angielskich turystów.

Południe.

- Co sądzisz o naturyzmie?
- Chyba nie planujesz się tutaj rozbierać, to katolicki kraj i trochę nie ma atmosfery... - spojrzałam znacząco na swojego mężczyznę.
- Nie tutaj – odpowiedział tajemniczo. - Ale to właśnie w Dubrowniku angielski król Edward VIII przebywając z wizytą uzyskał zgodę na nagie plażowanie. Głupio by było się nie rozebrać w takich historycznym miejscu, nie?
- To może ucieknijmy na chwilę – mały rejs w nieznane, tylko ty i ja?

Płyniemy łódką na pobliską wyspę miłości. Spragniona orzeźwienia wystawiam nogi za burtę i jak zahipnotyzowana wpatruję się w złociste grzbiety ryb. Przybijamy do brzegu – drzewka pomarańczy, zapach oleandrów, malownicze jeziorko... Chęć przeżycia nudystycznej przygody wzrasta i nieskrępowani spojrzeniami gapiów i sznurkami od kostiumów kąpielowych oddajemy się morskim przyjemnościom. Po wyjściu na rozgrzany piasek karmimy się granatem i czekamy aż kropelki wody znikną z naszych ciał. Apetyt się zaostrzył – wracamy do Dubrownika.

- Co sobie życzysz? - pyta Tomek, gdy już siedzimy w klimatycznej restauracji.
- Tu jest napisane, że kuchnia chorwacka powstała pod wpływem włoskim, greckim i bałkańskim... Chciałabym więc coś nietypowego.
- Może jagnię pieczone na ognisku? Albo brodet z węgorza z Neretwy? Ja biorę ostrygi, a na deser arancini, czyli skórkę pomarańczy na słodko.
- A czy jak zjem brodet z żaby, to zamienię się w księżniczkę?
- Myślę, że... już nią jesteś.

Po posiłku kierujemy się do Pałacu Rektorów, gdzie najznakomitsze osobistości dyskutowały o losach miasta, a w rozmowach przerywały jedynie jęki skazańców z więzienia mieszczącego się w piwnicach. Teraz jest tu muzeum, gdzie uwagę przyciąga zjawiskowa galeria portretów. Obserwujemy, jakie skutki miała dawna praktyka nakazująca wyższym sferom zawieranie małżeństw jedynie w obrębie kilku rodów - rodzili się geniusze, o szkarłatnych, genetycznie zdeformowanych ciałach.

Odwiedzamy kolejne kościoły, cerkwie i synagogi, podziwiamy złote krucyfiksy, mozaiki, nagrobki, stare kroniki, ikony. Ponoć w którymś z kościołów ukryte są relikwie św. Błażeja - pozłacane i posrebrzane kości oraz czaszka w bizantyjskiej koronie. Zaklęta w tych murach historia nie opuszcza nas ani na krok.
Chcąc zasmakować chorwackiej rzeczywistości, zbaczamy z głównego i zagłębiamy się w labiryncie wąskich uliczek. Wielobarwne suszące się pragnie i girlandy kwiatów zwisają nad naszymi głowami, a pod nogami przemykają spłoszone rude koty. Przez uchylone oliwkowe okiennice można podglądać życie mieszkańców.

- Patrz na to – mówię, pokazując palcem znak „SB” na ścianie budynku.
- Nie szukaj sensacji, to znaczy nic więcej jak Saint Blaise, czyli święty Błażej. Mieszkańcy byli pod jego opieką.
- Aha... – niezadowolona rozglądam się dalej. Szukam śladów wojny, ale śladów powstałych w wyniku bombardowania przez wojska serbskie z 1991 roku prawie nie widać. Miasto – niczym feniks – odrodziło się i jedynie rozproszone kule w ścianach czy nowe dachówki przypominają o tragedii. - Kotku, robi się już późno, pójdziemy obejrzeć zachód słońca?
- Tak, oczywiście, znam miejsce skąd widok będzie niezapomniany.

Wieczór.

Wspinamy się wzgórze Srdj, porośnięte cytrusami, migdałami i figowcami. Szumią gaje oliwne, ptaki ćwierkają bez opamiętania. Słońce chyli się ku horyzontowi, mozaika kolorów na niebie i wodzie nadaje romantyczny nastrój. Wznosimy toast za nasze szczęście. Jest już późno, gwar rozmów miesza się z muzyką ulicznych grajków, upojeni rakiją i owocowym winem wałęsamy się krętymi uliczkami. Schodzimy po skałach do morza, nagrzana woda kusi i zachęca do zanurzenia. Szum fal, odgłosy cykad, morze gwiazd nad nami, a wiatr przynosi zapach lawendy. Pocałunki nigdy nie smakowały tak dobrze.

***

"Nie wiem, kochanie jak jest w niebie. Nie pytajcie mnie, nie wiem" - tak brzmiał tekst jednej z piosenek. Ja już wiem jak tam jest... mimo iż stąpam twardo po ziemi.

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto