MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Eesti Vabariik, czyli Estonia zreformowana

Mateusz Pułkowski
Mateusz Pułkowski
Eesti Vabariik – Republika Estońska. Mały, często pogardzany przez rodzimych krzykaczy z mocarstwowymi zapędami kraik.

Eesti Vabariik – Republika Estońska. Mały, często pogardzany przez rodzimych krzykaczy z mocarstwowymi zapędami kraik. Wciśnięte gdzieś pomiędzy Rosję, Łotwę i Finlandię 45 tysięcy kilometrów kwadratowych, z naszego punktu widzenia jawi się niekiedy jako pomyłka czasów. Nie mają ani silnej reprezentacji piłkarskiej, ani pięknych gór. Szczycą się za to pełną informatyzacją życia publicznego i wzrostem gospodarczym na poziomie 11,6 proc. Kim są Estończycy? W co wierzą i jak się im żyje?

Tam, w Tallinnie

Z najwyższego punktu Estonii, jakim jest położone na wysokości zaledwie 318 m n.p.m Suur Munamägi, nie sposób dostrzec efektów skoku cywilizacyjnego, jaki w ciągu ostatnich piętnastu lat wykonała ta postradziecka republika. Rządzona przez jednoizbowy parlament 
Riigikogu, z czarnej, gospodarczo zdegradowanej dziury na mapie Europy, w stosunkowo krótkim czasie wyrosła na „perłę Bałtyku”. Czołowi polscy politycy raczej z dystansem odnoszą się do owych sukcesów przypominając, że Estonia ze swoimi 1,4 milionem obywateli jest większą Warszawą i nijak się ma do 38 milionowego narodu wspieranego becikowym. Należy nadmienić, że Warszawą rządzić też trzeba umieć, bo jak prawie 10 lat temu śpiewał Kazik – „Los Angeles ma około dwudziestu, a Warszawa ponad siedmiuset radnych!”
. Słowa te nadal są aktualne, co nie napawa optymizmem. Natomiast – jak to się robi 
w Estonii?

Młodzi gniewni

 

Estonia odzyskała niepodległość w 1991 roku i startowała z dużo niższego pułapu niż Polska. Zniszczona, socjalistyczna gospodarka z 40 proc. bezrobociem, fatalnym poziomem PKB i szalejącą inflacją – w pewnym momencie na rekordowym poziomie 1076 proc. (!), wymagała natychmiastowych i drastycznych reform. Zaraz na „dzień dobry”, Estończycy zafundowali sobie nową konstytucję, oraz walutę, wymieniając znienawidzonego rubla na narodową koronę.

„W styczniu 1992 roku w Estonii było zimno”
– tymi słowami zaczyna swoją książkę „Estoński cud” Mart Laar. Kiedy został pierwszym premierem niepodległej Estonii, miał zaledwie 32 lata. Otoczył się i obsadził rząd swoimi rówieśnikami, a nawet osobami jeszcze młodszymi, wywołując strach wśród starszej części społeczeństwa. Uważano ich za bandę zbuntowanych, niepoważnych, szalonych dzieciaków, którzy w ramach walki z minionym już systemem, gotowi są zepchnąć ich na margines społeczeństwa w imię ultra liberalnych reform. Młodzi gniewni oparli się protestom i postanowili sprywatyzować Estonię. W między czasie Laar stracił władzę, aby zdobyć ją po raz drugi pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Wtedy, w 1999 roku, sprywatyzowane było już ponad 90 proc. państwowego majątku.

Gospodarka zaczęła się rozwijać, Estończycy więcej zarabiać – zrozumieli i zaakceptowali konieczność dalszych reform, zapalając kolejnym rządom zielone światło. W 2001 roku Estonia została sklasyfikowana w światowym rankingu wolności gospodarczej na czwartym miejscu, a według ostatnich danych, notuje wzrost gospodarczy na poziomie 11,6 proc.!

A może internet?

 

Niskie podatki, ulgi, niskie koszty pracy, rekordowe inwestycje zagraniczne, coraz wyższe zarobki, coraz niższa korupcja, nie mówiąc o lawinowo spadającym bezrobociu – to wszystko Estończykom spowszedniało. Po prywatyzacji, postanowili się dla odmiany zinformatyzować. W 2003 roku 45 proc. Estończyków posługiwało się internetem. W tym samym czasie, w krainie gdzieś pomiędzy Odrą a Bugiem, 10 proc. społeczeństwa nieśmiało zaczęło przenikać w głąb globalnej sieci, a co niektórzy przedstawiciele klasy politycznej z wyraźnym kompleksem niższości krzyczeli o złu płynącym z internetu, podając za przykład porno.

Dokonał się w Estonii boom związany z bankowością internetową, kiedy to 90 proc. transakcji bankowych odbywało się za pośrednictwem sieci. Bliskość Finlandii z pewnością znacząco wpłynęła na specjalizację Estonii w nowoczesnych technologiach. To nie wszystko. Często powtarza się, że Estonia, jako pierwsza z byłych republik radzieckich i w ogóle z państw Europy środkowo-wschodniej wprowadziła podatek liniowy. Warto zatem wspomnieć przy tej okazji o jeszcze jednym pionierskim przedsięwzięciu Estończyków. Mianowicie, zakochani w internecie politycy, przeforsowali tam ustawę o e-votingu, czyli możliwości głosowania w wyborach przez internet. Należy zadać sobie pytanie – dlaczego w Polsce to nadal science-fiction?

Bierzmy przykład

 

W Estonii dominuje wyznanie protestanckie. W zamierzchłych czasach średniowiecza władzę sprawowali tam m.in. Niemcy i Duńczycy. Estonia po dziś
jest mocno powiązana z Niemcami – ichniejsza korona była do momentu wprowadzenia euro blisko związana z marką niemiecką. Sam Laar, który podobno zanim zasiadł w fotelu premiera przeczytał jedną, jedyną książkę z dziedziny ekonomii, nazywa republikę „postsocjalistycznym krajem skandynawskim”. Może w tej „skandynawskości” tkwi przyczyna sukcesu? Nie zmienia to faktu, że nasi rządzący powinni brać przykład ze swoich kolegów z Estonii. Tak jak to robią Litwini i Łotysze. Mentalności nie zmienimy, ale rozwiązania systemowe możemy i owszem.

Laar zawsze powtarza, że to sami Estończycy dokonali skoku cywilizacyjnego, a on im tylko stworzył ku temu odpowiednie warunki. Odnoszę wrażenie, że gdzieś na przeciwnym biegunie stoją nasi, rodzimi politycy, którzy co i rusz chcą wszystkim sami „robić dobrze”. Nie jest oczywiście prawdą, że Polska stoi w miejscu i się nie rozwija. My również zrobiliśmy wiele (my, nie politycy). Ale przecież moglibyśmy zrobić wiele, wiele więcej. I zróbmy to wreszcie. Jak Estończycy.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: W Polsce przybywa pracowników z Ameryki Południowej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto