Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ENEMEF: Noc Thrillerów w Warszawie

Weronika Trzeciak
Weronika Trzeciak
plakat
plakat materiały prasowe
13 grudnia w Multikinach w całej Polsce odbyła się Noc Thrillerów w Piątek Trzynastego. Można było zobaczyć "Oldboya. Zemsta jest cierpliwa", "Labirynt", "Stokera" oraz "Panaceum". Czy warto było pójść?

Na początku muszę wspomnieć, że z okazji Nocnego Maratonu Filmowego Multikino Złote Tarasy udostępniło tylko jedną salę projekcyjną, co było dość zadziwiające, zwykle było około pięciu. Tematem przewodnim były thrillery - wydawać by się mogło, że będą się cieszyć dużym zainteresowaniem widzów, a tu taka niespodzianka. A może ludzie są przesądni i woleli nie ryzykować, wszak piątek trzynastego to nie przelewki?

"Oldboy. Zemsta jest cierpliwa"

Pierwszym zaprezentowanym filmem był "Oldboy. Zemsta jest cierpliwa", który wyświetlony został tydzień po polskiej premierze (zazwyczaj jeden film jest puszczany przedpremierowo). Thriller w reżyserii Spike'a Lee, dwukrotnie nominowanego do Oscara, został oparty na motywach kultowego filmu Parka Chan-Wooka.

Głównym bohaterem jest Joe Doucett (w tej roli Josh Brolin), niezbyt przyjemny i zadufany w sobie typem, od którego odchodzi żona. Pewnego dnia mężczyzna zostaje porwany i uwięziony w pokoju przypominającym hotel. Nie ma pomysłu, kto może być sprawcą i co chce z nim zrobić. Gdy zostaje uwolniony po 20 latach, próbuje odkryć, kto i dlaczego go uwięził. Pragnie dokonać zemsty na swoim oprawcy. Nie przypuszcza nawet, że to dopiero początek jego kłopotów...

Scenariusz Marka Protosevicha jest moim zdaniem trochę mało wiarygodny. Historia jest szyta grubymi nićmi. Niektóre sceny są nierealne – jak choćby to, że główny bohater jest więziony przez 20 lat, w tym czasie ogląda filmy o sztukach walki. Po wyjściu na wolność, potrafi pokonać każdego - nawet gdy napastników jest kilku. Moim zdaniem potrzebne są na to lata praktyki, a nie tylko teorii.

Niemniej jednak Josh Brolin jako Joe Doucett dobrze pokazał, co dzieje się z człowiekiem, gdy zostanie odizolowany od świata zewnętrznego - powolne utrata zmysłów, popadanie w alkoholizm. Jego żądza zemsty, ból i cierpienie były dość dobrze zagrane. Towarzyszyli mu Elizabeth Olsen oraz Samuel L. Jackson – kim byli dla bohatera najlepiej przekonać się na własne oczy.

Co ciekawe, Quentin Tarantino powiedział, że ten film jest bardziej tarantinowski niż wszystko co do tej pory zrobiłem. Nie przepadam za filmami Tarantino, więc nie wiem, ile w tym prawdy. Film średnio mi się podobał – choć trzeba przyznać, że intryga była tak misterna, że trudno się było domyślić rozwiązania zagadki. Trzeba przyznać, że jest ona przerażająca.

"Labirynt"

Kolejnym filmem był "Labirynt" - thriller psychologiczny w reżyserii Denisa Villeneuve'a. Motywem przewodnim, podobnie jak w "Oldboyu…" jest porwanie. Jednak nie jest to typowa produkcja o tej tematyce, gdyż film łamie zasady.

Dwie 6-letnie dziewczynki zostają porwane spod domu. Jedną z nich jest córka Kena Dovera (w tej roli Hugh Jackman), drugą jej koleżanka. Ostatni raz widziano dziewczynki, gdy bawiły się przy samochodzie zaparkowanym na ulicy. Kierowca zostaje przesłuchany i zatrzymany, jednak z braku dowodów detektyw Loki musi go wypuścić. Zrozpaczony ojciec postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i łamie wszelkie zasady, by poznać prawdę. Czy uda mu się odnaleźć porywacza nim będzie za późno?

Hugh Jackman spisał się świetnie w roli zdesperowanego ojca, gotowego na wszystko, by odnaleźć własne dziecko. Powstaje pytanie, czy cel uświęca środki? A jeśli tak, to czy jest jakaś granica, której nie należy przekroczyć?

Film zdecydowanie bardziej podobał mi się niż poprzedni. Nie brakuje w nim nagłych zwrotów akcji, które zmieniają perspektywę o 180 stopni. Choć nie był pozbawiony wad. Przede wszystkim nie do końca było wiadomo, o co chodzi z tym labiryntem oraz jak są klasyfikowane ofiary, które mają przeżyć, a które zginąć. Poza tym zakończenie nie jest jednoznaczne, gdyż akcja zostaje zawieszona. Widz sam musi sobie dopowiedzieć, co wydarzy się potem - czy szala przechyli się na korzyść czy niekorzyść bohaterów. Niemniej jednak warto obejrzeć ten film i wyrobić sobie własne zdanie.

"Stoker"

Następnym filmem był "Stoker" w reżyserii Parka Chan-Wooka, który jest jednym z najwybitniejszych współczesnych koreańskich twórców. Film miał przywodzić na myśl produkcje Alfreda Hitchcocka, jednak ja takich skojarzeń nie miałam. Klimatem przypominał raczej filmy grozy.

Główną bohaterką jest dorastająca India Stoker, która nie może uporać się z tragiczną śmiercią swojego ojca - jej najlepszego przyjaciela. Jest skryta i bardzo wrażliwa, tłumi w sobie emocje i udaje obojętność, a w głębi duszy cierpi. Na pogrzebie poznaje swojego stryja Charliego, młodszego brata ojca. Mężczyzna postanawia zaopiekować się Indią i jej matką Evie. Na początku dziewczyna podchodzi z dystansem do jego starań, jednak z czasem tajemniczy stryj zaczyna coraz bardziej fascynować. Być może łączy ich więcej niż przypuszcza, a prawda okaże się przerażająca…

Dużym plusem jest obsada - Mia Wasikowska jako nieufna nastolatka, którą zaczyna fascynować nowo poznany członek rodziny, Matthew Gooden jako tajemniczy wuj Charlie, Nicole Kidman jako rozchwiana emocjonalnie wdowa.

"Stoker" podobał mi się jeszcze bardziej niż Labirynt. Choć miałam mieszane uczucia, z jednej strony mnie zawiódł, z drugiej - bardzo zaskoczył. Zawiódł, ponieważ spodziewałam się jakiegoś wampirycznego motywu (w końcu nazwisko Stoker zobowiązuje, podejrzewałam wujka Charliego o zamiłowanie do krwi). A zaskoczył, ponieważ rozwiązanie zagadki było niezwykłe, sama bym na nie nie wpadła. Naprawdę warto obejrzeć ten film, by poznać mroczną tajemnicę rodziny Stokerów.

"Panaceum"

Ostatnim filmem, który został zaprezentowany podczas maratonu, było "Panaceum" w reżyserii Steven Soderbergh - legendarnego twórcy amerykańskiego kina niezależnego ("Seks, kłamstwa i kasety wideo", "Traffic", "Erin Brockovich"). Moim zdaniem był to gwóźdź programu. Zaczęło się od „trzęsienia ziemi”, a potem napięcie tylko rosło.

Emily i Martin Taylorowie mają wszystko - są młodzi, piękni i opływają w luksusie. Pewnego dnia karta się odwraca, Martin trafia do więzienia za oszustwa finansowe, a Emily popada w depresję. Jedynym wyjściem jest pomoc psychiatry, który stawia ją na nogi. Dzięki niemu udaje jej się przetrwać 4 lata rozłąki z mężem. Niestety powrót Martina tylko szkodzi jej wątłemu zdrowiu psychicznemu. Emily chcąc uniknąć nawrotu choroby, decyduje się na nowe antydepresanty. Nie przypuszcza nawet, jak wiele szkód wyrządzą w jej życiu i zamienią je w piekło…

Film jest nieprzewidywalny, pełno w nim nagłych zwrotów akcji, które mieszają w głowie. W dodatku można wiele dowiedzieć się na temat środków antydepresyjnych, gdyż co chwila padają jakieś nazwy, oraz skutkach ich zażywania. "Panaceum" skłania także do refleksji na temat współczesnego świata. Film ten spodobał mi się najbardziej, ponieważ jego zakończenie było największym zaskoczeniem.

Jak można było przeczytać na stronie ENEMEF-u: Noc Thrillerów to idealna propozycja na piątek trzynastego i gratka dla tych, którym bliska jest zasada mistrza suspensu Alfreda Hitchcocka "film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć". W pełni się z tym zgadzam. Choć filmy trzymały różnego poziomu, to nie można odmówić im dreszczyku emocji oraz napięcia, które towarzyszyły widzom niemal przez cały czas. Moim zdaniem tendencja podczas maratonu była zwyżkowa, gdyż każdy kolejny film podobał mi się bardziej. Mogę tę noc uznać za udaną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto