Obecny rok obfitował w wyjątkowo gwałtowne wyładowania atmosferyczne. Wilgotna, ciepła gleba i roślinność w czasie upalnych dni gwałtownie odparowuje do powietrza. Z każdą minutą tworzą się kolejne chmury burzowe, osiągając wysokość kilku, a nawet kilkunastu tysięcy metrów. Na tej wysokości panują już mrozy - temperatura spada do -60 st. C.
Następuje polaryzacja ładunków elektrycznych, a wkrótce potem gwałtowne rozładowanie napięcia. Przed pierwszymi piorunami, górne partie chmur oraz ziemia mają ładunek dodatni. Pomiędzy nimi znajduje się dolna partia chmur z ładunkiem ujemnym. Całość za chwilę będzie dążyć do wyrównania tych ładunków elektrycznych, przynosząc wyładowania i deszcz.
Taki jest początek tego zjawiska. Mało kto wie, że piorun nie tylko uderza w ziemię, ale ładunki dodatnie wędrują tym samym torem z powrotem. Mało tego, ten proces powtarza się kilkakrotnie w ciągu tysięcznych sekundy podczas jednego błysku.
Można przypuszczać, że piorun powstaje również wskutek różnicy temperatur. Słyszałem o podobnym efekcie wyładowania pomiędzy szybami okna w czasie mroźnej zimy, podczas gdy w mieszkaniu było bardzo ciepło. Nie byłem jednak świadkiem tego zjawiska, więc trudno podważyć lub potwierdzić tą relację. Ciekaw jestem jednak, czy podobna zależność istnieje w przypadku wyładowań atmosferycznych.
Chęć wykorzystania źródła energii jakim jest piorun, towarzyszy ludziom od bardzo dawna. Jakie są szanse, by taką energię wykorzystać i na czym polegają zachowania elektryczne naszego globu, wyjaśnił podczas telefonicznego wywiadu specjalista w tej dziedzinie, dr hab. inż. Grzegorz Masłowski, prof. Politechniki Rzeszowskiej, Dziekan Wydziału Elektrotechniki i Informatyki.
Posłuchaj rozmowy z dr hab. inż. Grzegorzem Masłowskim
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?