Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Fonetyka i kosmetyka

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Bogactwo środków upiększających, a przede wszystkim kosmetycznych dla pań skromnych i tych najbardziej wymagających może przyprawić o zawrót głowy. Ale w czasach mojej młodości życie pachnące nie było.

Nowa nauczycielka języka polskiego była osobą najmłodszą w dostojnym gronie starych profesorów. Studia ukończyła w latach 60. i angaż w naszym ogólniaku był jej pierwsza pracą. Niestety, początek kariery zawodowej okazał się pod pewnym względem dla tej młodej kobiety mało zachęcający.

Była postacią urodziwą bez przesady rzec można: chuda, o jakby zbyt długich, patykowatych kończynach, włosach myszowatego koloru, podłużnej twarzy i oczach, które wraz z brwiami i nosem tworzyły en face oblicze wypisz, wymaluj - kury. Blada skóra i piegi dopełniały całości.

Kwalifikacje do nauki języka zapewne miała wystarczające, ale pierwsze lekcje zdradziły nam jej lekkiego "hopla", dzięki któremu otrzymała imionisko „Foneeetyka”. Nasza nauka a jej praca szłyby normalnym trybem, gdyby nie pewna przypadłość Foneeetyki, jaką jej złośliwa natura dołożyła do jakże mizernej urody.
Foneeetyka bowiem pociła się obficie. Pociła się i... cuchnęła. Nie był to pot "zwyczajny". Był to pot wyjątkowy, jaki zdarza się dość rzadko, z jakim w ciągu całego życia zetknęłam się może dwu, może trzykrotnie. Przypadłość wymagająca na pewno jakiegoś specjalnego traktowania, a przede wszystkim diagnozy i leczenia.

W czasach, kiedy najwspanialszymi kosmetykami prócz deszczówki było mydełko LUX i krem HALINA (wybielający) była to dla kobiety, a szczególnie nauczycielki przypadłość koszmarna. Można więc sobie wyobrazić, co działo się na lekcjach polskiego, kiedy Foneeetyka przechadzała się między ławkami, gestykulując zawzięcie dla podkreślenia ważniejszych fragmentów wykładu.

Okrucieństwo młodych ludzi potrafi być straszne, a okrucieństwo w stosunku do gorszych, słabszych czy brzydkich nie ma granic. I tak, w miarę nasycania się klasowego powietrza specyficznym odorem rozlegały się psyczenia, syczenia, odbywało się ostentacyjne zatykanie nosów, wywracanie oczu, kaszel, dławienia, prychania tudzież odgłosy wymiotne. Nieszczęsna Foneeetyka wiedziała w czym rzecz, uciekała pod tablicę, uchylała okno i dzielnie kontynuowała wykład. Pod koniec lekcji plasowała się z dziennikiem w ręce i łzami w oczach blisko drzwi, aby wybiec z klasy równo z dzwonkiem.

Po kilku dniach wiadomo było, że i w pokoju nauczycielskim "respektowano" jej osobistą przestrzeń życiową z niejaką przesadą do elegancji. Czujki z internatu donosiły, że Foneeetyka myła się obsesyjnie w każdej wolnej chwili, niestety, samym mydełkiem i wodą niewiele mogła zdziałać. Wytrzymała w szkole trzy miesiące. Wyjechała równie cicho jak się zjawiła - nie żegnana przez nikogo, nie żałowana, nie wiadomo dokąd.

Pół wieku później, wchodząc do drogerii, przypominam ją sobie czasem i myślę - jakaż byłaby szczęśliwa ta biedna dziewczyna, mając wówczas do dyspozycji nawet najskromniejszy płyn do kąpieli i dobry deodorant. Niewiele od nas starsza, na pewno dożyła lepszych czasów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto