Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Fredro dla dorosłych" - koneserów świetnego aktorstwa

Redakcja
Konrad Darocha i Weronika Książkiewicz jako Alfred i Justysia.
Konrad Darocha i Weronika Książkiewicz jako Alfred i Justysia. materiał promocyjny Teatru 6. Piętro
Cztery lata po premierze w Teatrze 6. Piętro w Warszawie "Fredro dla dorosłych - mężów i żon" wciąż działa jak magnes, czego dowodem komplety widzów na dwóch spektaklach w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Historia tego spektaklu jest jednakowoż nieco dłuższa. Jego prapremiera odbyła się w marcu 2007 roku w stołecznej Komedii. Fragmenty tej wersji (z Wojciechem Mecwaldowskim) można oglądać na ekranie telewizora stanowiącego centralny punkt scenografii obecnego przedstawienia. Reżyser Eugeniusz Korin sięgnął po jedną z bardziej znanych sztuk Aleksandra hrabiego Fredry "Mąż i żona", jednakże przeniósł ją w czasy nam współczesne, stąd na scenie wspomniany już wcześniej telewizor plazmowy, telefony komórkowe, domofony, laptop, przyrząd do ćwiczeń relaksacyjnych oraz pobrzmiewające z offu odgłosy wypasionych, jak się można domyślać, samochodów. W tym typowym dla nowobogackich wnętrzu stworzonym przez Pawła Dobrzyckiego rozgrywa się akcja rodem z XIX wieku. Czepialski widz mógłby zapytać, dlaczegóż bohaterowie tego uwspółcześnionego Fredry wciąż piszą listy na papierze i po francusku, a nie maile; dlaczego Alfred zachodzi do Justyny przez okno, jak to drzewiej bywało, a na dodatek mówią wierszem. Na szczęście, w przypadku tego przedstawienia, autor niniejszych słów do upierdliwych nie należy.

Okazuje się bowiem, po raz kolejny zresztą, że sztuki (i nie tylko sztuki) tworzące kanon literatury polskiej nie tracą na aktualności przez wieki całe. Czyż bowiem we współczesnym świecie, zwłaszcza w sferach mieniących się być elitą, nie znajdziemy znużonych sobą małżeństw, jak Elwira i Wacław, szukających pocieszenia, a choćby i zwykłej odmiany w ramionach panny służącej (dziś powiedzielibyśmy: sprzątającej) ponętnej jak Fredrowska Justysia czy też przyjaciela męża i domu, jak Alfred z "Męża i żony"? Często zdarza się nawet i tak, że to owi drugoplanowi bohaterowie ustawiają życie są bardziej przebiegli i stają się reżyserami losów swoich pryncypałów, jak z pewnością napisałby hrabia Fredro. Tak właśnie jest we "Fredrze dla dorosłych - mężów i żon", gdzie grana przez Weronikę Książkiewicz Justysia trzyma w szachu tak Wacława, z którym romansuje pod nieobecność jego żony, będąc jednocześnie powierniczką sekretów romansującej z Alfredem Elwiry. Sama zresztą nie pozostaje obojętna na męskie umizgi przyjaciela pana domu. I to ona w ostatecznej rozgrywce, gdy onże Wacław chce ją odesłać do klasztoru, jest górą i wszyscy, mówiąc kolokwialnie, mogą tej cwanej, przebiegłej panience, naskoczyć. Można by powiedzieć nie siląc się na odkrywczość: problem zdrad małżeńskich wiecznie żywy!

Wydaje się jednak, że "Fredro dla dorosłych - mężów i żon" w reżyserii Eugeniusza Korina to przedstawienie, nie ujmując bynajmniej całej obsadzie, będące popisem gry aktorskiej przede wszystkim Jolanty Fraszyńskiej. Jej Elwira jest małą kobietką, trochę naiwną (lub taką udającą), niby bogobojną, a jednak bez skrupułów przyprawiającą rogi małżonkowi. Aktorka buduje swoją postać z ledwo zauważalnych gestów, spojrzeń, dziwnych dźwięków, ale też potrafi zagrać "szeroko", choćby w scenie, gdy jej zdrada wychodzi na jaw. Fraszyńska daje w tym przedstawieniu prawdziwy popis komediowego aktorstwa najwyższej próby i słusznie została uznana w ubiegłym roku za najlepszą aktorkę XV festiwalu "Oblicza Teatru" w Polkowicach (na tym samym festiwalu "Fredro dla dorosłych" otrzymał laur dla najlepszego spektaklu). Uwagę zwraca też doskonała gra młodego Konrada Darochy, absolwenta warszawskiej Akademii Teatralnej w Warszawie sprzed zaledwie czterech lat. Szerszej publiczności ten niezwykle utalentowany aktor znany jest głównie z "Klanu", a obecnie także z nowego serialu TVP 2 "Na sygnale". Ma on jednak na swoim koncie znaczące role teatralne na Scenie Prezentacje czy w Teatrze Żydowskim. We "Fredrze dla dorosłych" prezentuje Darocha całą gamę wyrazistych środków aktorskich i ogromną sprawność fizyczną, przekonująco oddaje stany emocjonalne Alfreda, z miejsca zyskuje dlań sympatię widza, mimo iż gra bohatera nielojalnego wobec swojego przyjaciela granego przez Michała Żebrowskiego. Kto nie widział aktora utożsamianego przede wszystkim z monumentalnymi postaciami Wiedźmina czy Jana Skrzetuskiego, powinien koniecznie wybrać się na to przedstawienie. Zobaczyć Żebrowskiego brykającego po scenie w erotycznym podnieceniu - bezcenne. Przedstawienie Korina skrzy się zresztą wieloma scenami na najwyższym poziomie aktorstwa i ciekawymi rozwiązaniami inscenizacyjnymi. No i jest jeszcze cudownie podawany tekst Aleksandra hrabiego Fredry, naturalnie, z zachowaniem niełatwej Fredrowskiej frazy. Wielki szacunek należy się aktorom również za to, że grając dwa ponad dwugodzinne przedstawienia pod rząd - nie odpuszczają, grają z pełnym zaangażowaniem, choć z całą pewnością jest to ogromny wysiłek niewyobrażalny dla widza zasiadającego wygodnie w fotelu.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto