Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdzie jest Emil Petrov?

fj
fj
Ojciec zaginionego David Petrov przykleja plakat ze zdjęciem syna na witrynie sklepu w Galerii Krakowskiej
Ojciec zaginionego David Petrov przykleja plakat ze zdjęciem syna na witrynie sklepu w Galerii Krakowskiej Filip Jurzyk
Sprawa numer 09-1483. Zaginiony: obywatel Finlandii Emil Petrov. Wzrost 190 cm, oczy brązowe. Ostatnie potwierdzone miejsce pobytu: ukraińsko-polskie przejście graniczne w Hrebennem. Wiek: dwadzieścia lat, o ile jeszcze żyje.

Dla Ciebie to jeden z tysięcy zaginionych każdego roku ludzi. Dla zrozpaczonej rodziny, to brat i syn którego od kilku miesięcy nieprzerwanie szukają. Nie jest łatwo - przed otwarciem granic strefy Schengen, zaginiony był jak ziarno wrzucone do piaskownicy. Odkąd nikt nie kontroluje ruchu granicznego na obszarze blisko czterech milionów kilometrów kwadratowych, poszukiwania przypominają przeczesywanie całej plaży pełnej piasku.

Momenty ostatnie

Tego dnia Emil był w konflikcie z rodziną. W ciepły letni wieczór 15 lipca 2009 roku, gdy jego siostra Emma, brat Ilja i ojciec David wyszli na imprezę, 19-latek podjął spontaniczną decyzję o wyruszeniu w podróż po Europie. W kieszeni miał dwa euro, nóż do krojenia chleba i paszport. Do plecaka spakował dwa śpiwory, karimatę, szczoteczkę do zębów, notatnik, długopis i trochę ubrań. Zostawił list, w którym napisał, że jest zmęczony dominacją swojego ojca i tym, że wobec różnicy zdań jego rodzeństwo zawsze stawało po stronie Davida. Obiecał wrócić na jesieni. Nie wrócił.

Zanim Emil wyruszył w samotną tułaczkę, spędzał wakacje w lesie pod Sztokholmem. Choć dzieciństwo przeżył w domu matki w małym fińskim miasteczku Tammisaari, on i jego rodzeństwo zrezygnowali z wygodnego i uporządkowanego życia. Przenieśli się do szałasu, który zbudowali razem ze swoim ekscentrycznym ojcem Davidem. Zerwali z większością osiągnięć cywilizacji, aby wieść życie w zgodzie z naturą oraz... największymi wysypiskami śmieci w Sztokholmie, które znajdowały się na tyłach wielkich sklepów z żywnością. Mieszkali bez prądu, bieżącej wody, centralnego ogrzewania, nie wspominając nawet o łóżku czy ekspresie do kawy.

O podróży Emila wiemy bardzo niewiele, ponieważ Fin nie miał telefonu komórkowego, a z rodziną kontaktował się przez internet sporadycznie. Jeździł autostopem, spał w krzakach, jaskiniach lub opuszczonych budynkach. Jadł to, co znalazł na ulicy i w lesie, lub otrzymał od ludzi w zamian za pracę. Na pewno odwiedził Niemcy, Włochy, Grecję i Ukrainę. Ostatni raz Emila widziano, kiedy wsiadał w pociąg z Odessy do Lwowa. Podczas poszukiwań Interpol potwierdził, że pierwszego października o godzinie 1:30 w nocy Emil Petrov przekroczył ukraińsko-polską granicę w Hrebennem. Ślad urywa się w stolicy Polski, skąd tego samego dnia wysłał email do swojej siostry Emmy: "Teraz jestem w Warszawie, mam nadzieję że zdążę wrócić do was przed ósmym października. Bóg dał mi kilka trudnych lekcji, ale wszystko jest w porządku. Mój świat przewrócił się do góry nogami. Opowiem wszystko gdy się spotkamy. Tęsknię i ściskam!" Po tej wiadomości słuch po nim zaginął. Kilka miesięcy później, Emma, Ilja i David wyruszyli śladami zaginionego Emila.

Bez śladów na śniegu

Finowie przyjechali do Polski skorodowanym, rozlatującym się 33-letnim Mercedesem L306. Rodzinę Petrov poznałem od razu, choć pod zaśnieżoną bramą Uniwersytetu Warszawskiego czekało na kogoś wiele bezimiennych dla mnie twarzy. Z ich oczu biła niezwykła ufność, a zarazem upór. Przyjezdnych wypadało zapytać, jak długo zamierzają zostać w Polsce. - Przyjechaliśmy tu po Emila i zostaniemy tak długo, jak długo będzie to miało sens - odpowiedziała ze zdecydowaniem Emma. Mimo, że miała zaledwie 21 lat, była mózgiem operacji. To Emma prowadziła blog findingemil.blogspot.com, kontaktowała się z mediami, prowadziła rozmowy z policją, koordynowała akcję drukowania i rozklejania po Warszawie plakatów. Potem poznałem ojca rodziny - wysokiego, szczupłego i zawsze uśmiechniętego dobrego ducha wyprawy. David to wieczny hippis, który z własnej woli zrezygnował z kariery restauratora, opuścił rodzinę i zamieszkał w lesie. Na koniec rękę podał Ilja, spokojny i beztroski 18-letni brat Emila.

Zatrzymali się w mieszkaniu kuratorki Centrum Sztuki Współczesnej, która na czas ich pobytu wyprowadziła się do koleżanki. Każdego dnia Emma otrzymywała masę emaili i telefonów od osób, które zgłaszały gotowość do bezinteresownej pomocy. Centrum Sztuki Współczesnej i Samorząd Studentów Uniwersytetu Warszawskiego udostępniły im sale z podłączeniem do internetu, a Warszawiacy własnym kosztem drukowali plakaty i rozklejali je w swojej okolicy. Najciężej pracowali sami Finowie, którzy w kilka dni oplakatowali Powiśle i Śródmieście.

Rodzina Emila uzyskała wsparcie fińskiej ambasady, która wydała dla nich list rekomendacyjny z prośbą o udzielenie pomocy. Ogromny wysiłek w odnalezienie zaginionego chłopaka włożyli pracownicy Fundacji ITAKA, do której Emma zgłosiła zaginięcie. Na początku stycznia, tuż przed przyjazdem rodziny Emila do Polski, fundacja powiadomiła o sprawie stacje radiowe i telewizyjne, redakcje gazet oraz portale internetowe. - Po przyjeździe rodziny, kontynuowaliśmy poszukiwania poprzez dalsze nagłaśnianie sprawy w mediach, ale także wykonując inne czynności poszukiwawcze, m.in. rozsyłaliśmy informacje do placówek pomocy społecznej - noclegowni i jadłodajni w województwach w których rzekomo widziano Emila. Sprawdzaliśmy każdy pojawiający się w sprawie trop - mówi specjalistka ds. poszukiwań, psycholog Kinga Siembab z fundacji ITAKA. Dni mijały, lecz po Emilu nie było nawet jednego śladu.

Większa mobilność, więcej zaginięć

Gdzie jest Emil Petrov? To pytanie zadawało sobie ponad 80 tysięcy ludzi. W pytaniu, które dotychczas pozostaje bez odpowiedzi, zjednoczyli się dzięki portalowi społecznościowemu Facebook. Przyjęli za pewnik, że chłopak zaginął gdzieś w Polsce, bo przecież odnotowano go jak przekraczał zewnętrzną granicę Unii Europejskiej. Jednak później mógł przejechać całą Europę bez żadnej kontroli granicznej. Gdy po kilku miesiącach rodzina szukała go w Warszawie, on mógł spacerować po Lizbonie. W obliczu tej niepewności, rodzina po raz kolejny wystąpiła w telewizji. Nagranie w programie Telewizji Polskiej "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" umożliwiła im Fundacja ITAKA.

- Każdego roku policji zgłaszanych jest około 15 tysięcy zaginionych. 95 procent z tych osób wraca do domu w ciągu tygodnia - mówi Kinga Siembab. - Ale często jest tak, że poszukiwania trwają latami. My każdego roku prowadzimy około 1500 spraw. I dopiero od kilku lat obserwujemy wyraźny wzrost zaginięć obcokrajowców w Polsce oraz Polaków za granicą. W tych ostatnich przypadkach policja jest często bezradna - tłumaczy psycholog.

Czy otwarcie granic wewnętrznych państw objętych układem z Schengen miało wpływ na europejskie statystyki zaginięć? - Tego nie sposób stwierdzić, ponieważ w Europie nie funkcjonuje sieć koordynująca poszukiwania dorosłych zaginionych. Współpraca międzynarodowa obejmuje jedynie poszukiwania dzieci z państw należących do Federacji Missing Children Europe. Działa co prawda System Informacji Schengen, ale to jest baza do której dostęp ma wyłącznie policja - tłumaczy Kinga Siembab.

Negatywny rezultat zniesienia kontroli granicznych można jednak zaobserwować w skali mikro na przykładzie Polski. W ostatnich latach nasiliła się migracja zarobkowa, a w ślad za nią wielu Polaków straciło kontakt z najbliższymi. - Obserwujemy, że zgłasza się do nas coraz więcej rodzin z takimi sprawami. Już co trzeci przypadek dotyczy zaginięcia Polaka za granicą - mówi Kinga Siembab. Dowodzą temu statystyki. W 2000 r. fundacja przyjęła 299 zgłoszeń o zniknięciach w Polsce i 22 zgłoszenia o Polakach zaginionych za granicą. W 2009 r. było już odpowiednio 1075 osób w Polsce i 444 za granicą. To nie przypadek, że liczby idą w górę wraz z postępującym zacieśnianiem więzi politycznych, gospodarczych i społecznych między Polską i pozostałymi państwami Unii Europejskiej. Można się jedynie domyślać, jak te statystyki wyglądałyby w skali europejskiej.

Rozbłyski nadziei

15 stycznia Emma, Ilja i David wystąpili w ogólnopolskim porannym programie rozrywkowym „Dzień Dobry TVN”. Tego dnia nastąpił przełom w sprawie – pojawiło się wiele zgłoszeń od osób, które rzekomo widziały Emila w Krakowie. Sprawę szybko podjęła lokalna „Gazeta Krakowska”. - Dostaliśmy kilka niezależnych zgłoszeń, że go tam widziano. To nie mógł być przypadek - stwierdziła Emma. Kilka dni później rodzina wyjechała na południe Polski.

Wydawało się pewne, że Emil rzeczywiście był w Krakowie. Prywatne śledztwo nabrało zawrotnego tempa i przez pierwsze dni poszukiwań, jego bliscy mieli wręcz wrażenie, jakby deptali mu po piętach. Widziano go między innymi w Galerii Krakowskiej, przed kawiarnią Green Way przy rynku starego miasta, na dworcu kolejowym i w przejściach podziemnych pośród bezdomnych. Zwracał na siebie uwagę, bo nie mówił po Polsku i był bardzo młody jak na włóczęgę. Pani Renata sprzedająca szaliki na ulicy Grodzkiej przysięgała, że chłopak często przesiadywał obok pod sklepem „Kefirek” z grupą punków. - Oni pili alkohol, darli mordy, wyciągali od ludzi pieniądze a i czasem kogoś pobili. Tylko on jeden nic się nie odzywał ani nie pił. Ale już ich tu nie ma - przekonywała.

W każde kolejne wskazywane przez rzekomych świadków miejsce, rodzina udawała się osobiście. Rozklejali na słupach i ścianach plakaty, a przy pomocy tłumaczących Polaków rozmawiali z przechodniami i bezdomnymi. Przynajmniej raz dziennie trafiali na osobę twierdzącą, że widziała Emila. Otuchy dodawała też krakowska policja, która mocno zaangażowała się w poszukiwania. Po tym, jak Emma spędziła pół dnia zeznając na komisariacie, komendant jednostki przykazał swoim ludziom traktować sprawę priorytetowo. Policjanci zabezpieczyli taśmy z monitoringu Galerii Krakowskiej oraz dworca, wozili też rodzinę radiowozem po różnych miejscach pobytu bezdomnych i squatach. Niestety - bez rezultatu.

Były i chwile, kiedy emocje sięgały zenitu. Jak na przykład wtedy, gdy zbieracz złomu po spojrzeniu na zdjęcie Emila przypomniał sobie: - Tak, widziałem go. Pytał mnie o coś po angielsku ale nic nie rozumiałem. Jakieś dziewczyny mu pomogły. Miał dużą ciemną kurtkę, jasny sweter i długie brudne włosy. To było wczoraj w tunelu pod dworcem - powiedział mężczyzna. I znowu błysk nadziei, znowu entuzjazm, by szukać dalej. Tego samego dnia w Galerii Krakowskiej para włóczęgów podeszła do Emmy trzymającej w ręce zdjęcie Emila. Powiedzieli, że widzieli go rano, jak siedział z plecakiem na dworcu autobusowym. Ale gdy podekscytowana rodzina dobiegła na miejsce, osoby wskazanej przez włóczęgów już nie było.

Nigdy nie trać nadziei

Gdzie jest Emil Petrov? Pół roku po jego zaginięciu, pytanie to zadaje sobie już tylko wytrwale szukająca rodzina. Codzienność odciągnęła od sprawy media, policję i większość zaangażowanych w poszukiwania Polaków. Nie ma nowych tropów ani zgłoszeń. Dwa tygodnie poszukiwań w Warszawie i półtora miesiąca spędzone w Krakowie nie przyniosły nawet jednego dowodu, że Emil był w którymś z tych miast. Poszukiwania stanęły w martwym punkcie a ostatni pewnik, to wciąż zapis z przejścia granicznego w Hrebennem. Nie wiadomo czy chłopak jest w Polsce, ani czy w ogóle żyje.

Gdyby w jakimkolwiek kraju Unii Europejskiej Emil został wylegitymowany, informacja o tym fakcie natychmiast dotarłaby do fińskiej policji za pośrednictwem Systemu Informacji Schengen. Służby porządkowe dostałyby również informację o chłopaku, gdyby trafił on do szpitala lub do kostnicy. Praktyka wykazuje jednak, że baza SIS to za mało. - Zaginionym w obrębie Unii Europejskiej bardzo łatwo jest się przemieszczać, przez co poszukiwania w danym kraju mogą być bezskuteczne - zauważa Kinga Siembab z ITAKI.

- Życiowe doświadczenie zdobywałem stopniowo. A Emil po prostu wskoczył do głębokiej wody, choć jeszcze nie umiał pływać - mówi zatroskany David. Wtóruje mu Emma: - Wciąż mam to uczucie, że Emil stoi tuż za rogiem. Jednak poradziłam już sobie z myślą, że może być martwy. To była pierwsza przeszkoda, z jaką musiałam się zmierzyć. Najgorsze nastąpi, jeśli nigdy nie dowiemy się nic ponad to, co już wiemy. Czy można pogodzić się ze stratą kogoś ważnego i dalej żyć normalnie mimo tego ciągłego oczekiwania, że któregoś dnia zapuka do drzwi?

A może Emil Petrov zwyczajnie uciekł od rodziny i nie chce dać się odnaleźć? W przypadku każdej dorosłej osoby rozważana jest możliwość, że zniknięcie było świadomym wyborem. - Każda osoba odnaleziona ma prawo nie zgodzić się na kontakt z rodziną. Jeżeli znajdziemy Emila i on podpisze oświadczenie, że nie chce mieć nic wspólnego z rodziną, powiadomimy o tym fakcie bliskich i uszanujemy jego decyzję - tłumaczy Kinga Siembab.

Każdy obywatel Unii ma prawo do swobodnego przemieszczania się i przebywania na terytorium Państw Członkowskich (...)Art. 18 ust. 1, Traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską

Filip Jurzyk
http://szukajacemila.blogspot.com/

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto