Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Góry przyciągają i niosą śmierć. Czy chodzenie po nich jest bezpieczne?

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Ania Omiecińska / W24
Chodzenie po górach latem to wspaniała przygoda, jednak przy zachowaniu rozwagi i wszelkiej ostrożności. Przy złej pogodzie, zwłaszcza zimą, turystyczna czy narciarska podróż w góry może skończyć się tragicznie.

Każdego roku, co kilka dni zimą, słyszymy informacje o dramatycznych i tragicznych wypadkach w górach. Nieostrożni i nieodpowiedzialni ludzie pchają się w nieprzemyślany sposób tam, gdzie czai się śmierć. Wczoraj (tj. w niedzielę 19 lutego) przyszła wiadomość z Francji: ciało Polaka znaleziono w masywie Mont Blanc. 19 lutego 2012 r. odbyła się akcja ratowania dwóch narciarek, które zasypała lawina w Tatrach – mówiło we wszystkich serwisach Polskie Radio.

W Kotle Goryczkowym w Tatrach zeszła lawina. Dwie narciarki zostały przysypane śniegiem w Kotle Goryczkowym w Tatrach – napisała "Gazeta". Jedna z kobiet została odkopana cała i zdrowa, a druga - w stanie krytycznym - przebywa na OIOM-ie w szpitalu w Zakopanem. Ratownicy TOPR-u po zdarzeniu dotarli na miejsce po kilkunastu minutach. Zastali jedną narciarkę odkopaną przez przebywających na stoku ludzi. Dzięki szybkiej akcji i reanimacji ratownikom udało się ją uratować. Przewieziona została śmigłowcem do zakopiańskiego szpitala.

Drugą narciarkę wydobyto spod śniegu dopiero po blisko godzinie. Podjęta na lawinisku reanimacja pomogła niewiele. Dopiero w szpitalu na oddziale intensywnej opieki medycznej lekarzom udało się przywrócić tętno. Kobieta nadal jest nieprzytomna, wciąż w stanie ciężkim – informowano wieczorem w telewizji. I dziś nadal takie informacje podają serwisy radiowe.

Również 7 stycznia 2011 roku rozegrały się w polskich górach dwa groźne wydarzenia. W Tatrach zeszły dwie lawiny i porwały 11 turystów. Najpierw przed południem lawina zabrała sześciu turystów z okolic Doliny Pięciu Stawów. Na szczęście nikomu nic się stało. Potem, około południa, z Rysów zeszła inna lawina, która porwała pięciu turystów - dwóch z nich śmigłowiec zabrał do szpitala. W Tatrach obowiązywał wtedy drugi stopień zagrożenia lawinowego. TOPR radził zrezygnować z wycieczek po ekstremalnie stromych stokach. Nie wszystkich to przekonało. I tak bywa nadal. TOPR ostrzega, że ludzie ignorują ostrzeżenia.

Zimą i latem, wiosną i jesienią - o każdej porze roku ludzie idą w góry. Wybierają się tam dla próby pokonania samego siebie w bardzo trudnej wspinaczce po niebezpiecznych, karkołomnie stromych, ale i urokliwych zboczach i przełęczach gór. Idą grupami, parami a nierzadko sami, bo dla nich góry są narkotykiem nieznanej, nieodkrytej karty, budzącej nieprzepartą ciekawość. Szczególnie zimą ta nieprzejednana ciekawość łażenia po górach, zwłaszcza w pojedynkę, staje się wyjątkowo niebezpieczna. Krótki dzień, śnieżne i śliskie podłoże, niespodziane lawiny śniegu, silna mgła, wiatr, a nierzadko zawieja i brak orientacji w terenie, prowadzą nieuchronnie do zguby. Gdy złapie nas noc, tracimy wszelką orientację i popadamy w panikę. Zwykle wtedy już klapa.

Radio i telewizja podają zimą, nazbyt często, o zaginięciu młodego człowieka, który wyruszył na wędrówkę w góry samotnie lub o narciarzu, któremu zachciało się zjechać ze stoków na Rysym. Pierwszego szukał TOPR sześć dni, ws. drugiego było jedynie wiadomo, że porwała lawina. Po czasie poszła w eter wiadomość, że obaj nie żyją. To było kilka lat temu.

Góry niosą srogą przestrogę i dają czasem smutną wręcz dramatyczną szkołę życia. Ten, kto dobrze zna, czym pachną góry, wyjawi zawsze każdemu ku przestrodze: "Góry uczą pokory, ale nie wybaczają błędów" – pisze interia.pl. Doświadczony taternik powiedział kiedyś: "Śmierć w górach jest brzydka" - podaje portal wgorach.com. Ktoś inny chodził po górach odważnie i wspinał się po stromych ścianach, ciągle z tym samym mottem, aż został tam na zawsze: "Bóg jest miłościwy, bo w górach ginie dziesięć razy mniej osób niż powinno" – cytuje przesieka.pl.

Przyjaciółka o poznanym taterniku, którego góry wchłonęły po wsze czasy, napisała w kwartalniku "W górach": "Z nim po raz pierwszy zeszłam ze znakowanej ścieżki turystycznej, by odkryć rozkosz włóczęgi dzikimi szlakami. On nauczył mnie tajników trudnego wiązania się liną, jemu zawdzięczam pierwsze emocje na tatrzańskich ścianach. Nie miał w sobie nic z romantyzmu czy poezji. Mówił czasem z uśmiechem: Och, góry bywają okrutne". Kobieta dodaje: "Swoją drogą nie zazdroszczę tym, co będą musieli mnie znosić. Słowo daję, nie zazdroszczę... Tak jak przypuszczał - zginął w Alpach, na grani Mont Blanc. Porwała go zapewne lawina".

Te wydarzenia są wciąż żywe. Obiegły Polskę wielokrotnie. Zimą przed dziewięciu laty w Tatrach zeszła lawina. Porwała grupę uczniów z Liceum Ogólnokształcącego w Tychach. Ostatnie ciało wydobyto z Czarnego Stawu pół roku po tragedii. Jeszcze dłużej mówiono w mediach o procesie sądowym dot. nieumyślnego spowodowania śmierci. Wytoczono go nauczycielowi geografii, organizatorowi wyprawy. Na kanwie tego wydarzenia powstał film telewizji TVN – "Cisza".

Trzy lata temu zginął w Bieszczadach 23-letni student z Białegostoku. Jego ciało GOPR-owcy odnaleźli krótko przed północą. Prawdopodobnie zamarzł. Wyszedł w góry zimą samotnie około południa. O godz. 20.30 gospodarz schroniska poinformował centralę ratowniczą o zaginięciu jednego z nocujących w nim turystów. To był kolejny wyjazd studenta w Bieszczady. Niestety ostatni. Przedstawicielka ustrzyckiej policji mówiła: "On przyjeżdżał w te tereny dosyć często, zawsze namawiał do przyjazdu znajomych i zabierał ich ze sobą. Dobrze znał te góry".

W połowie listopada 2010 roku trzech studentów z Wrocławia wyjechało w góry do Austrii. Bywali tam od trzech lat. Tym razem po raz ostatni. Dwaj bracia i ich kolega ze studiów zamarzli na najwyższym szczycie Europy - Mont Blanc. Dwa tygodnie przed tym wypadkiem, zginęła polska turystka, która spadła z dużej wysokości, poruszając się poza szlakami na Hawraniu, w Tatrach słowackich (szczyt Hawrań ma 2152 m n.p.m.). Mieszkała w Zakopanem. W dniu śmierci turystki z Zakopanego, na najwyższym szczycie Austrii Grossglockner, zawieszono po południu poszukiwania, z powodu bardzo złej pogody, dwóch zaginionych polskich alpinistów.

Śmierć w górach nie jest rzadkością i nie dotyczy wyłącznie ludzi niedoświadczonych w chodzeniu po utartych szlakach, zboczach czy szczytach. Śmierć trafia i zabiera swoją pazernością wszystkich, którzy zbyt łatwo ulegają swojej bujnej, nierozważnej wyobraźni i podążają tam, gdzie nie powinni i wtedy, kiedy nie należy tego robić.

Śmierć w górach to najstraszniejsza kategoria zejścia z tego świata. Zbyt długo trwa i zbyt wielkiego wymaga cierpienia. Tylko tacy jak Robert Allen Zimmerman (Bob Dylan) mogą z niej kpić, śpiewając: "Nie pójdę do piachu, gdy ktoś mi powie: czas umierać brachu. Nie dam się uśpić śmierci słowom, pójdę do grobu z podniesioną głową".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto