Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Grzechomat”

Alicja Karłowska
Alicja Karłowska
Wyznane winy, pokwitowanie odebrane – sprawa załatwiona. Wbrew pozorom to bardzo ryzykowna transakcja! Konfesjonał to nie „grzechomat”.

Pewien dominikanin powiedział dziś, że obserwuje czasem bardzo bolesne zjawisko - ludzie podczas spowiedzi – jak to określił - „mordują się religią”. Chodzi o to, że religia staje się długą listą zakazów i nakazów. Sakrament spowiedzi staje się tylko wypełnieniem obowiązku, o którym mówili nam rodzice, potem katecheta w szkole. Nie zabieram się tu do oceniania relacji w rodzinach, sposobu prowadzenia katechez w szkołach. Stwierdzam tylko, że pewnie się znajdzie dość dużo osób, które zaskoczone pytaniem: „po co się spowiadać”, odpowiedzą – „bo tak trzeba”!

Bo ksiądz nakrzyczy…

Matka z córką (dziewczyna mogła mieć 12-13 lat) wychodzą ze sklepu. Idą dość szybko, dziewczynka między jednym a drugim kęsem ciasteczka pyta matkę: „kiedy się Post kończy”? Zamiast odpowiedzi usłyszała – „chodź szybciej, spieszymy się”…!
Może rzeczywiście w danej chwili zaabsorbowana czymś mama nie chciała odpowiadać na pytania o wybrane okresy roku liturgicznego. A może sama nie wiedziała i wolała najpierw sprawdzić?

Kolejny przykład, tym razem o złym księdzu i złym Panu Bogu. Małe dzieci w kościele robią różne rzeczy. Przychodzą z maskotkami, biegają, kopią w ławki, mruczą, śpiewają, dodają zabawne komentarze podczas nabożeństw. Czasem to przejaw chwilowego znużenia, a czasem – dziecko nie jest przyzwyczajone do pobytu w kościele, który staje się jakimś dziwnym budynkiem, w którym „ksiądz śpiewa, a ludzie mu odpowiadają”… Z jakim obrazem Boga i Kościoła będzie wchodzić w kolejne etapy życia dziecko, któremu zawsze powtarzano: „bądź grzeczny/a, bo ksiądz nakrzyczy”, „uklęknij ładnie, bo Pan Jezus się obrazi”. Świadomość tego w czym się uczestniczy zaczyna budować się już u małych dzieci. A one zapamiętują więcej, niż nam się wydaje…

Spowiedź… z miłości do siebie?

Pewnie wiele czynników składa się na to, że po latach człowiek idzie do spowiedzi z obowiązku, czasem z lęku. I tak przychodzi „zły grzesznik”, pełen obaw, że może ktoś mu zadać krępujące pytania, chcieć wyjaśnień, a może i nie dać rozgrzeszenia.

Może zabrzmi to dla niektórych poetycko, zbyt metaforycznie, nieżyciowo. Zapytam jednak: ile jest w naszych spowiedziach oskarżenia a ile miłości… do siebie? Tu chyba ukłon w stronę wszystkich ludzi, którzy mają okazję rozmawiać czasem o religii (może to być katecheza, ale też czasem zwykła rozmowa przy podwieczorku).

Trzeba podkreślać, że spowiedź to nie ograniczenie się do wyznania grzechów. Tutaj bierze się na warsztat własne sumienie. Trzymając się terminologii transakcji – w moim interesie jest, by ciągle się rozwijać, szukać, chcieć coraz więcej wiedzieć o sobie! Wtedy wyznanie grzechów (które jest tyko jednym z elementów sakramentu pojednania) będzie jakimś etapem w drodze. Przystankiem, żeby zrobić małe przewartościowanie życia, przyjrzeć się temu, co było dobre (!) i temu, co powinno być lepsze. Na końcu tym działaniom, które z wielu względów było po prostu czymś złym.

Wtedy religia nie będzie kolejnym starciem tylko etapem ku dojrzałej (a może trafniej – ciągle dojrzewającej) religijności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto