Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Happy End: Nasza muzyka jest kultowa i ponadczasowa

Marta Wróbel
Marta Wróbel
– Traktujemy naszą muzykę dokładnie tak, jak ona w rzeczywistości wygląda, czyli lekko, miło i przyjemnie – mówi dla Wiadomości24.pl Zbyszek Nowak, twórca sukcesów legendarnej grupy Happy End.

Happy End – zespół, który od ponad 30 lat prezentuje się na scenie. Jak to się zaczęło?
– Wszystko zaczęło się z mojej inicjatywy w styczniu 1975 roku w mojej rodzinnej Łodzi. To był początek realizacji wielkiego marzenia. Już wcześniej śnił mi się koedukacyjny zespół wokalno-instrumentalny z pięknymi, zgrabnymi dziewczynami, kilkoma muzykami i ze mną, jako solistą.

Opowiedzcie w skrócie historię zespołu.
– W krótkim czasie od powstania grupy szybko zauważyły nas media i prasa, a niektórzy krytycy zgodnie podkreślali naszą pozytywną „inność” estradową, choć niektórzy potępiali nas na wzorowanie się na Ameryce, co dla nas było raczej wielkim komplementem. Napisałem pierwsze nowe oryginalne piosenki dla grupy, wokalistki zaczęły tańczyć na estradzie, ubrani byliśmy czysto i kolorowo. To wszystko bardzo podobało się publiczności. W rok później do zespołu doszła Danusia, a ja napisałem wielki (i jak się okazało) ponadczasowy przebój „Jak się masz, kochanie” oraz „Balladę o Marii Magdalenie”. Po nagraniu tych utworów dla Polskiego Radia, zaczęła się nasza prawdziwa, wielka kariera muzyczna. W lata 1977-79 na długich zazwyczaj trasach koncertowych graliśmy średnio 3-4 koncerty dziennie, a trzykrotnie zdarzyło sie, że zagraliśmy po 6 koncertów dziennie! To był prawdziwy rekord świata! A potem już tylko nowe kompozycje, nagrania, występy w TV, wywiady, sesje fotograficzne, wyjazdy na Wschód i Zachód… Czyli samo (artystyczne) życie!

Skąd nazwa zespołu?
– Ja ją wymyśliłem. Uważałem, że jest adekwatna do muzyki, jaką zamierzałem tworzyć i prezentować z moim zespołem i że pasowała do mojego optymistycznego charakteru i pogodnego usposobienia. „Happy” to znaczy szczęśliwy, dobry… Nazwa się przyjęła. I niech już tak zostanie!

Bardzo często mówi się, że Wasza muzyka to tzw. disco polo. Jak Wy traktujecie swoją muzykę i do jakiego grona odbiorców ją kierujecie?
– W moim przypadku jest to po prostu pytanie retoryczne, na które nie ma odpowiedzi. Mnie to nie dotyczy. Disco polo, a co to takiego? Dziś już wiem, że był to amatorski nurt muzyczny, który królował w określonych środowiskach na początku lat 90. A my w tym czasie byliśmy bardzo daleko stąd i tworzyliśmy profesjonalną muzykę w najbardziej prestiżowym kraju na świecie! No, ale są u nas w kraju tacy „fachowcy” (o czym szerzej w innym miejscu), którzy szukają pretekstu, aby kogoś zaszufladkować do niższej kategorii, umniejszyć jego zasługi i osiągnięcia, zdegradować… Pusty śmiech nas ogarniał, kiedy jeszcze w USA czytaliśmy, że nawet naszego przyjaciela Krzyśka Krawczyka, który m.in. wykonywał (wspaniale zresztą) swoje wersje przebojów Elvisa Presley’a, ci sami „fachowcy” również zaliczali w kraju do grona wykonawców „disco polo”. To już woła o pomstę do nieba! Odpowiadając natomiast na drugą część tego pytania – my traktujemy naszą muzykę dokładnie tak, jak ona w rzeczywistości wygląda, czyli „lekko, miło i przyjemnie”. I profesjonalnie, ponieważ jest to nasz zawód od wielu, wielu lat. A odbiorcy sami wybierają odpowiadającą im muzykę. Skoro teraz na naszych koncertach znakomicie bawią się już trzy pokolenia, śmiem twierdzić, że jest to kultowa, ponadczasowa i ponadpokoleniowa muzyka, która zawsze będzie miała najszersze spektrum odbiorców!

Po wielu latach nieobecności w kraju, powróciliście na polską scenę. Czy ten powrót uważacie za sukces? Jak dajecie sobie radę z auto promocją?
– Po 18 latach pobytu za „wielką wodą”, w kraju zastaliśmy bardzo dziwny klimat i system funkcjonowania rodzimego „showbiznesu”. Jest to zapewne typowy model tzw. „Dzikiego Wschodu”. Czyli: dwa arbuzy pod pachy i hajda do przodu! Każdy sobie i przeciwko wszystkim! My musimy się od nowa nauczyć tego wszystkiego, ale nie umiemy jeszcze przestawić swojej mentalności i zmienić hierarchii wartości. Na całe nasze szczęście, mamy za sobą wierną, wielomilionową rzeszę fanów i odbiorców naszego gatunku muzyki i formy jej prezentowania. Bo to jest równie szalenie ważne – my traktujemy każdą publiczność bardzo serio i z wielkim szacunkiem. Bez względu na to, czy gramy w stolicy, czy w malutkiej mieścinie „wśród lasów i pól”… Tym ludziom należy się szczególny szacunek. A metody na samo-promocję mamy niezmiennie takie same – sympatyczne kontakty z urzędami miast, miłe znajomości z burmistrzami, wójtami, domami kultury, a także ze sprawdzonymi, uczciwymi organizatorami w całym kraju. Już dzisiaj mamy podpisane umowy na kilka imprez w przyszłym sezonie!

Nie lepiej byłoby w Warszawie, gdzie dostęp do promocji siebie jest łatwiejszy?
– Nie sądzimy, że mieszkając w stolicy mielibyśmy wielkie szanse na łatwiejszą promocję naszych poczynań. To jest mit Warszawy, czy jak niektórzy mówią – Warszawki. Nie chcemy płacić olbrzymiej ceny za wdychanie smrodów wielkiego miasta i za obijanie się w tłumie pędzących na oślep zdeterminowanych do granic możliwości „wybrańców losu”! My już to mamy za sobą. My to już przerabialiśmy. Teraz chcemy zachować nasz obecny status i w dalszym ciągu posługiwać się przysłowiową „małą łychą”, a nie wielką chochlą! Poza tym – wiadomo, że w obecnej dobie wszystko sprowadza się do niesamowicie szybkiego, intensywnego życia i działania w zgodzie z narzuconymi regułami „z góry”. A nam to już nie odpowiada, nam to już się nie uśmiecha. Nie musimy być w niczyjej „stajni” i tańczyć jak nam zagrają.

Ile piosenek nagraliście do tej pory i w jakiej ilości sprzedały się płyty. Którą uważacie za najlepszą?
– W sumie doliczyliśmy się około 500 napisanych utworów, które zostały zarejestrowane na ponad 40 płytach i kasetach i to zarówno w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych, gdzie sprzedawaliśmy dużo więcej płyt podczas naszych publicznych występów. Każda płyta miała swój własny klimat i przeznaczenie. Trudno obiektywnie wybrać te najlepsza, ale uważamy, że najnowszy krążek CD „Nasze Anioły” jest bardzo udaną kontynuacją naszego własnego stylu i nastroju. Zresztą opinie wielu nabywców zdają się to jednoznacznie potwierdzać.

Zbyszek i Danusia to Wasz wizerunek sceniczny. Kto go wymyślił i skąd pomysł?
– Do niedawna tak właśnie było. Będąc w Ameryce na początku występowaliśmy jako trio ze znajomym perkusistą. Ale ponieważ prawa ekonomiczne tamtego rynku są bardzo brutalne, musieliśmy ograniczyć nasz skład do dwóch osób. Przemawiały za tym równie względy artystyczno-organizacyjne. Przenosiliśmy się z Chicago do Kalifornii, a to już był duży problem dla tej trzeciej osoby. Poza tym – my z Danusią wiemy, że zawsze możemy na siebie liczyć, że nigdy nie będziemy niedysponowani podczas koncertu. W Los Angeles i okolicach graliśmy w specyficznych miejscach i warunkach. Ja przez 5 dni w tygodniu grałem jako pianista, a w weekendy wykonywaliśmy nasz repertuar w duecie. Tam nasz impresario wymyślił dla nas nazwę Danny & Didi. Po siedmiu latach wróciliśmy do Chicago i do nazwy Zbyszek & Danusia Happy End. W Polsce również występowaliśmy do niedawna pod tym samym szyldem. Obecnie wiele się zmieniło, ponieważ wszystkie koncerty w mijającym sezonie graliśmy w powiększonym składzie, wraz z Formacją Misskotki.Wzięliśmy pod swoje artystyczne skrzydła trzy urocze, uzdolnione tanecznie i wokalnie nastolatki z Wrześni, ja wymyśliłem dla nich nazwę, a cały program nosi tytuł: „Muzyczne przygody z Happy Endem”. Jak odbierała nas publiczność można się przekonać w minimalnym zakresie czytając wypowiedzi i oglądając fotki na naszej stronie:

http://www.jaksiemasz.pl/

.

„Jak się masz kochanie” to Wasz największy przebój. Zna go każdy... Czy nie uważacie się za zespół jednej piosenki?
– Każdy, nawet największy artysta świata, zawsze jest kojarzony z jednym, jedynym, największym jego przebojem. I z reguły jest to utwór z wcześniejszych lat kariery. A przecież każdy ma na swym koncie dużo więcej hitów. My również. Oprócz tego legendarnego „Jak się masz” mamy jeszcze takie dawne przeboje, jak: "Ballada o Marii Magdalenie", "Nadaj do mnie S.O.S.", "Piękny jest świat", "Tak blisko ciebie mam", "Zza siedmiu gór, Słoneczna Kalifornia, Dobrze się mam, kochanie, czy ostatnio Nasze Anioły, Słodka Kotka i Mucho te quiro mucho…". Poza wszystkim – popularność repertuaru wykonawcy zależy tylko i wyłącznie od częstotliwości jego prezentowania w radiu i w telewizji. No i na tym polu my leżymy całkowicie. Jesteśmy notorycznie pomijani, prawie zupełnie nie istniejemy! Bo są młodsi, choć niekoniecznie bardziej zdolni. Powiedziałbym nawet – wręcz odwrotnie. Promowane są 20-letnie brunetki, blondynki, czasami rude i szatynki, z dużymi... oczami i jeszcze większymi odpowiednimi znajomościami. Młodzi panowie – to też podobna śpiewka… Ale my i tak wygrywamy, bo za nami stoi nasza wierna, wspaniała publiczność. Kropka!

W jakim klimacie jest utrzymana nowa płyta "Nasze Anioł"? Czym zaskakujecie słuchaczy?
– Ta płyta jest konsekwentną kontynuacją mojej dotychczasowej twórczości, choć znalazły się na niej utwory, o które wcześniej bym siebie nie posądzał. Ale to chyba świadczy o twórczym niepokoju, a także rozwoju i dystansie do samego siebie, tak potrzebnym, aby zachować poczucie własnej wartości i resztę optymizmu. Jest tu np. utwór „Gwiazda ma sławę”, w którym połączyłem dwa pozornie wykluczające się style muzyczne, a mianowicie rap i operetkę. Jest tu fragment arii z „Barona cygańskiego” pt. „Wielka sława to żart”. Jest równie inna aria operetkowa, tym razem z „Wesołej wdówki” Lehara – „Usta milczą, dusza śpiewa”. Poza tym, są na tym krążku inne ciekawe propozycje, m.in. piosenka „Don’t Give Up Your Dreams”, do której tekst napisała razem ze mną nasza córka Michelle. „Nasze Anioły” możemy z czystym sumieniem polecić wszystkim, którzy czują się zmęczeni zachodnią i rodzimą szarpaniną rockową lub popisami naszych elokwentnych polityków… Tę płytę można zamówić równie na naszej stronie. Warto! Przekonajcie się, co można usłyszeć, kiedy serce śpiewa…

Macie liczne grono wiernych słuchaczy... Jak odbieracie dowody przyjaźni?
– Nasza publiczność jest jedyna, niepowtarzalna. Cudowna i niezastąpiona! Mogą to potwierdzić również inni, artyści, którzy niezmiennie tworzą i koncertują właśnie dla tych odbiorców. Wykonawcy, którzy nie zmienili swego stylu tylko dlatego, że jacyś pseudo-fachowcy na siłę kreują nową modę i piorą słuchaczom mózgi muzyką, której dłużej na trzeźwo nie da się słuchać, która nie tylko nie łagodzi obyczajów, ale wywołuje agresję i negatywne emocje… Kłaniamy się naszej publiczności, ale również naszym przyjaciołom, o których media w Polsce raczyły zapomnieć. Którzy z trudem jadą z nami na tym samym „zapomnianym” wózku. Ludzie piszą do nas. Czasem po koncercie zwierzają się z epizodów życia, w których my też byliśmy obecni. To wzrusza. I to jest piękne…

Czy zdarza się krytyka ze strony ludzi i mediów i jak ją odbieracie?
– Już była o tym mowa. Oczywiście, konstruktywna krytyka zawsze pomaga, ale obecnie w Polsce takie pojęcie jest na wymarciu i występuje tylko w stanie szczątkowym. Proszę przeanalizować większość wypowiedzi ludzi, którym dano do ręki pióro lub mikrofon i którzy mają prawo wyrażania swoich opinii na temat innych istot żyjących. Jest klan prześmiewców, stańczyków, urbanów, kpiarzy, kabareciarzy, wybrzydzaczy i temu podobnych szyderców. Prawie każdy, kto pisze lub gada – stara się być bardzo, ale to bardzo zabawny, szokować swoich czytelników czy słuchaczy błyskotliwością swoich uwag i autorytatywnych prawd. Jak już kogoś krytykuje, to na całego! A większość tej rzeszy grzeszy brakiem obiektywizmu i uczciwości, nawet wobec samego siebie: "Na użytek publiczny nie przyznam się, że lubię przeboje Happy Endu, bo to nie jest cool! Bo co kolesie powiedzą…". A potem, w mniejszym gronie tańczy w rytmie naszych hitów. Są w Polsce utarte standardy, których należy przestrzegać, by nie być czarną owcą. Nie wolno chwalić muzyki pop, bo nie wypada. Bo zbyt dużo ludzi lubi tę muzykę i należy ją im obrzydzić. Niech sobie nie myślą. Tak było za komuny, tak jest i teraz. Jak modny był i jest rock, to należy go zawsze gloryfikować! Poza tym krytyka pomaga wykosić konkurencję. Trzeba windować swoich. Za wszelka cenę! A zatem, my możemy powiedzieć jedno – nigdy nie byliśmy i nie jesteśmy ulubieńcami krytyki. Ale im więcej psów na nas wieszają, tym bardziej nasza wierna publiczność nas lubi i popiera. Czyli – psy czekają, a karawana spokojnie jedzie dalej…

Plany na przyszłość?
– No, właśnie! Ja zawsze zwykłem mawiać: nie możemy zmienić przeszłości. Ona egzystuje tylko w naszych wspomnieniach, które z reguły są piękniejsze niż była rzeczywistość. Teraźniejszość jest tu i teraz – to jest życie sensu stricte. A przyszłość możemy jedynie planować i wybierać z miliona jej możliwych wariantów. I bardzo rzadko zależy ona tylko od nas. Dlatego my z wielką pokorą i ostrożnością planujemy naszą artystyczną działalność na bliższą i dalszą przyszłość. W tym roku Danusia leci do Stanów, aby załatwić kilka ważnych spraw i zobaczyć się z naszymi dziećmi. Ja w tym czasie zaplanowałem napisanie kilku nowych piosenek do naszego nowego programu estradowego na przyszłoroczny sezon. Natomiast najważniejszą sprawą w naszych planach jest realizacja mojego innego pomysłu. Otóż chciałbym stworzyć grupę nowej generacji, opartą tylko i wyłącznie na dorastającej młodzieży z klasą. I dlatego poszukuję dwoje lub troje młodych utalentowanych nastolatków (dziewczyny i chłopaków) w wieku 15-17 lat o wyjątkowo ciekawej aparycji i estradowej osobowości.
Korzystając z okazji – proszę osoby zainteresowane o przysyłanie zdjęć i informacji na nasz adres: [email protected]. Ale uwaga – prosimy również o dużą dozę samokrytyki. Szukamy dziewcząt o fotogenicznej urodzie i bardzo zgrabnej figurze. Rodziców też zachęcamy do skorzystania z tej jedynej, niepowtarzalnej okazji dla swoich nastoletnich pociech. Nie przegapcie tej okazji! W przyszłym sezonie wybrane osoby będą występować z nami podczas naszych koncertów, a kiedy wykażą się pracą i dużymi umiejętności – będziemy promować samodzielną grupę młodych wykonawców, dla których przygotuję specjalny, nowy repertuar. W programie oczywiście planujemy udział występującej już z nami Formacji „Misskotki”. Czekamy na Wasze zgłoszenia do 10 listopada.

Pozdrawiamy serdecznie wszystkich Czytelników.

Współautor artykułu:

  • Magdalena Wróbel
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto