Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

I nie żyli długo, i szczęśliwie

Redakcja
Kryzys jest sytuacją, w której dotychczasowe rozwiązania stają się niewystarczające, stwarza jednak okazję do podejmowania nowych wyborów, zmusza do nowych działań. W Ośrodkach Interwencji Kryzysowej można szukać pomocy, ale czy to ma sens?

Celem programu Razem Przeciw Przemocy jest rozwijanie i doskonalenie systemu przeciwdziałania przemocy domowej, a w drodze do jego osiągnięcia jednoczą swoje siły przedstawiciele policji, służby zdrowia, pedagodzy, psycholodzy, kuratorzy, pracownicy socjalni. Ich działania i kompetencje określa ustawa o pomocy społecznej z 12 marca 2004, która wskazuje zadania i rodzaje świadczeń, jakie mają realizować organizacje pomocy społecznej i inne organa do tego uprawnione lub zobowiązane.

Artykuł 47. ustawy mówi o interwencji kryzysowej, która stanowi zespół działań podejmowanych na rzecz osób i rodzin, w tym dotkniętych przemocą, w celu zapobiegania lub pogłębiania się występujących dysfunkcji. Jednym z ważnych elementów pomocy w kryzysie jest stworzenie domów, w których zapewnia się osobom krzywdzonym dach nad głową i miejsce do przetrwania najtrudniejszych chwil.

Byłam w jednym z takich gminnych ośrodków, rozmawiałam z pensjonariuszkami, poznałam blaski i cienie ich życia w nowej rzeczywistości. Nie jest istotna nazwa ośrodka, ani jego usytuowanie, bo takie placówki funkcjonują w wielu gminach, a zasady w nich obowiązujące są podobne.

Lato, to okres, kiedy w hostelu przebywa niewiele kobiet, tłoki bywają w okresach zimowych i wówczas rzeczywiście bywa ciężko, tym bardziej, że ośrodek, który odwiedziłam, położony jest w dość odludnym i źle skomunikowanym miejscu, a dotarcie do niego nie jest proste i tanie. Jak się okazuje zmaltretowana fizycznie i psychicznie matka, często w szoku, wraz z przerażonymi dziećmi musi sama zorganizować sobie dojazd do miejsca tymczasowego schronienia. W chwili przybycia zwykle nie otrzymuje fachowej pomocy, której powinien udzielić jej odpowiednio przygotowany pracownik socjalny, nie mówiąc o psychologu, czy lekarzu, a na dodatek nikt nie pyta czy ma, co jeść i czy stać ją na zakupienie żywności, a jak się zorientowałam, w ośrodku nie ma prowiantu na wypadek przybycia niespodziewanych gości.

Kiedy w końcu dochodzi do spotkania z pracownikiem socjalnym, nowa lokatorka, a raczej klientka, bo taką formę przyjęto, musi podpisać umowę dotyczącą charakteru i czasu jej pobytu w Ośrodku. Nie wiem czy regulamin w takim brzmieniu jest dokumentem standardowym, czy sformułowany jest w tej formie dla ośrodka, o którym piszę. Z jego treści wynika, że:

Ośrodek zapewnia: bezpieczne schronienie, pomoc w zaspokojeniu potrzeb socjalno-bytowych,
udzielania poradnictwa specjalistycznego i pomocy w rozwiązywaniu problemów.

§ 2
klientka zobowiązuje się do:
1. Przestrzegania regulaminu hostelu,
2. Współpracy z pracownikami Ośrodka celem rozwiązania swoich problemów,
3. Zapewnia we własnym zakresie i na swój koszt wyżywienia dla siebie i dzieci z nią przyjętych,
4. Sprawowania opieki nad dziećmi przyjętymi wraz z nią do hostelu,
5. Opuszczenie (wyprowadzenie) z hotelu w ostatnim dniu terminu, na jaki została zawarta umowa, wraz z dziećmi przyjętymi z klientem oraz jej rzeczami, najpóźniej do godziny 16.00 tego dnia.
6. Zabrania się wbijania gwoździ do ścian,
7. Wymaga się, aby w ośrodku przebywać wyłącznie w pantoflach (Tego punktu zupełnie nie mogę zrozumieć)

Punkt 8., w którym obliguje się matkę, aby we własnym zakresie i na swój koszt zapewniła wyżywienia dla siebie i dzieci, jest wręcz absurdalny, w sytuacji, gdy do ośrodka trafia kobieta, która przed fizycznym i psychicznym katowaniem musiała nagle opuścić swoje stałe miejsce zamieszkania. Nie sądzę, by myślała wówczas o tym, co zabrać ze sobą do jedzenia. W chwili kryzysu uciekała od swojego oprawcy, by ratować siebie i dzieci, a głównym motorem działania był instynkt samozachowawczy. Nie miała zapewne czasu na pakowanie. Materialna strona życia w danym momencie nie była istotna. Pensjonariuszki to przede wszystkim osoby bezrobotne, o niskim statusie finansowym, do ośrodka trafiające zwykle bez grosza.

Art. 48. w punkcie 1. mówi, że osoba lub rodzina ma prawo do schronienia, posiłku i niezbędnego ubrania, jeżeli jest tego pozbawiona. Według mojej wiedzy różnie jest to realizowane w praktyce. Od pracownicy socjalnej dowiedziałam się, że osoby korzystające z nagłej pomocy mogą zrobić zakupy na tzw. zeszyt w najbliższym sklepie, jeżeli taki jest i jest czynny. Nie tak jednak powinno być. Myślę, że każdy ośrodek powinien dysponować prowiantem przeznaczonym dla niespodziewanych gości. W kategoriach mojego pojmowania pomocy społecznej, to nakarmienie głodnego stanowi priorytet. O zaspokojeniu potrzeb socjalno-bytowych mówi też punkt 8. cytowanego wyżej regulaminu. Czyż jedzenie nie jest podstawą bytu?

Decyzja o opuszczaniu swojego oprawcy wymaga odwagi i desperacji. Z reguły osoby maltretowane są emocjonalnie związane ze swoimi katami, ta więź bywa silniejsza niż miłość. Przerażenie, ból i wiara w oferowaną pomoc dodaje siły. Refleksja, co dalej, przychodzi wraz ze stopniowym opadaniem emocji, uspokojeniem i wówczas kobiety stają na rozdrożu, bowiem po okresie rekonwalescencji psychicznej i fizycznej, jaką oferują im ośrodki wsparcia, nie mają wielkiego wyboru. Zwykle pozostaje im powrót tam, skąd uciekły. Mogą jeszcze udać się do schroniska, a dziecko oddać do placówki opiekuńczej. Dlaczego tak jest? Odpowiedź jest prosta - brak mieszkań, który stanowi podstawowy, poza alkoholizmem, czynnik rujnujący rodziny. Większość polskich gmin nie buduje mieszkań socjalnych, a te, które ma w posiadaniu są zasiedlone.

W sytuacji, w jakiej znalazła się Hanka jest w Polsce wielu rodziców, którzy chcą podjąć trud samotnego rodzicielstwa, aby zapewnić swoim dzieciom w miarę szczęśliwe dzieciństwo i spokojny sen. To, co oferuje ustawa o pomocy społecznej, to jedynie plaster przykrywający jątrzącą się ranę prowadzonej w Polsce polityki prorodzinnej.

W zasadzie można powiedzieć, że założenia ustawy są realizowane. Potrzebujący dostają dach nad głową i łóżko do spania, gorzej z realizacją punktu 1. art. 48. dotyczącego posiłków i ubrań. Co do pomocy psychologicznej, ta też jest oferowana, ale w godzinach pracy urzędników i psychologów, głównie w ich miejscu pracy, nie w miejscu pobytu ofiar przemocy, nie w momencie, gdy jest najbardziej potrzebna. Pracownicy w godzinach urzędowania ośrodka pomagają napisać pozwy o alimenty, występują o zapomogi dla swoich podopiecznych, dotacje celowe, robią to, na co pozwalają im przepisy. Hanka, zanim otrzymała alimenty dostawała 180 złotych na utrzymanie siebie i dwójki małych dzieci.

Późniejsze działania, to już długoterminowa profilaktyka, której podlega ofiara przemocy, jeżeli wyrazi taką wolę. Sporadycznie się zdarza, że na terapię decyzją sądu kierowany jest oprawca. Niestety, leczenie agresji nie jest przymusem. Jak minie chęć poprawy, agresor może przerwać pracę nad sobą, bo ma wolną wolę, ma też prawo po swojej stronie, wtedy gdy bije, i wówczas, gdy obiecuje poprawę, oczywiście dopóki nie zabije.

Hanka z pomocy psychologa skorzystała tylko raz, nie dlatego że nie chciała. Przyczyna miała charakter bardziej prozaiczny. Aby dojechać do położonego o kilkanaście kilometrów miasta, w którym wyznaczone miała spotkanie, najpierw musiała przejść kilka kilometrów do przystanku autobusowego, zapłacić za bilety, w sytuacji, gdy każda złotówka była na wagę złota, a co najgorsze, pozostawić dzieci pod opieką pensjonariuszek, kobiet życiowo poranionych jak ona, ale nie zawsze na tyle odpowiedzialnych, by zaufać im powierzając opiekę nad własnymi dziećmi.
W tym kontekście jeszcze raz podkreślę, że punkt 8. regulaminu, jest wręcz nieludzki. W prawidłowo funkcjonującym ośrodku matka uciekinierka i jej dzieci powinny być, od chwili zwrócenia się o pomoc, objęte specjalistyczną opieką, nie tylko dowiezione na miejsce, ale rozlokowane w ośrodku, bowiem taka nagła i przymusowa zmiana miejsca zamieszkania jest dużym stresem nie tylko dla dorosłych, ale przede wszystkim dla dzieci. Rodzina powinna otrzymać pomoc lekarską, jeżeli tego wymaga jej stan fizyczny, i psychologiczną, bo ta jest bezwzględnie potrzebna i to z wielu powodów. Niestety, na pewnym etapie regulacje prawne nie są jednoznaczne, podlegają interpretacji. Nie ma też uregulowań ustawowych wskazujących odpowiedzialnych za realizację poszczególnych zadań pomocowych.

Hanka w swoim nieszczęściu ma trochę szczęścia. Jej pobyt w hostelu trwa już dłużej niż trzy miesiące. Za ten dany jej dodatkowy czas, płaci ogromnym stresem. W każdej chwili może spodziewać się eksmisji.
- Tutaj dopiero można złapać kryzys - mówi - żyję w ciągłym strachu, że mnie eksmitują. Gdy sama nie wyjdę, wyprowadzi mnie policja. Jak tu przyjechałam miałam plecy granatowe od bicia. Mam wrócić tam, gdzie wiem, że nie będę bezpieczna ani ja, ani dzieci?

Pani Marysia, która zainteresowała się losami młodej matki, robi, co może, aby znaleźć dla niej i dwójki maluchów jakieś lokum. Nie jest to proste, bo w gminie od trzydziestu lat nie wybudowano żadnego domu socjalnego, a cztery mieszkania, którymi dysponuje miasto, są zasiedlone.

Burmistrz obiecywała mieszkanie, słowa nie dotrzymała, a wcześniej pozwoliła sobie na uwagę, że Hanka sama jest sobie winna, bo w takim wieku się dzieci nie rodzi, wprawdzie później za swoje słowa przeprosiła trzydziestoletnią matkę, która rzeczywiście wygląda na lat 20, jednak nie zmienia to faktu, że takie słowa padły, a ich treść nie najlepiej świadczy o ich autorce.

Poznałam też historię Beaty, która w zaawansowanej ciąży trafiła do Ośrodka Interwencji Kryzysowej, po trzech miesiącach musiała jednak wrócić tam, skąd przyszła. Urodziła dziecko chore na padaczkę, podcinała sobie żyły, jej kat próbował się wieszać, przeżył, dalej pije i bije, a ona trwa w miejscu, w którym każda godzina może być dla niej ostatnią. W piśmie, jakie otrzymała w odpowiedzi na prośbę o przydzielenie mieszkania socjalnego napisano, że są osoby w trudniejszej sytuacji niż ona.

W takiej sytuacji jak Hanka i Beata jest kilkadziesiąt kobiet w regionie. Bite, poniewierane nawet nie próbują szukać ratunku. Ośrodki Interwencji Kryzysowej, dają schronienie i opiekę na krótki czas, zbyt krótki by zrealizować założenia ustawy mające za cel wyprowadzenie osoby z kryzysu, stanu bezradności i głębokiej bezsilności. Krótkotrwała terapia zakończona powrotem do męża, konkubenta, oprawcy, to kolejne siniaki, guzy, łomocące ze strachu serca, niszczona psychika dzieci, to dalszy ciąg niedopracowanej ustawy o opiece społecznej.

Decyzja o skorzystaniu z pomocy Ośrodka wymaga wielkiej desperacji ze strony ofiar przemocy, które nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, że oferowana pomoc, to zaledwie parasol ochronny na jedyne trzy miesiące przeznaczone na rehabilitacje psychiczną, która ma dać im siłę do podjęcia działań zmierzających do poprawy własnej sytuacji rodzinnej i finansowej. Zapis brzmi jak bajka ze szczęśliwym zakończeniem, po którym jednak nie padają słowa: i żyli długo, i szczęśliwie.

Niestety, rzeczywistość jest inna. Nie zawsze żyją długo, a o szczęściu mogą zapomnieć.
Funkcjonowanie tego typu ośrodków wygląda o wiele lepiej w rocznym sprawozdaniu, niż w codziennym działaniu i to niekoniecznie z zaniedbywania pracy i braku serca urzędników, tylko z powodu niedostosowanych do potrzeb chwili przepisów i braku pieniędzy.

Na co może liczyć Hanka? Na nic, bo gmina nie ma lokali socjalnych, a takich gmin w Polsce jest tysiące, a w nich jeszcze więcej patologicznych rodzin.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto