Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Irlandia - kraj przeorany przez Polaków

Piotr Smółka
Piotr Smółka
Irlandia przypomina jabłko – na zewnątrz czerwone, błyszczące, smakowite; zachęca do spróbowania. W środku okazuje się drążone przez robaka. I tak jest z nami tutaj - w miarę jedzenia dostrzegamy coraz więcej objawów zepsucia.

W lutym Irlandią wstrząsnęła informacja o śmierci dwóch Polaków, zabitych przy użyciu śrubokręta podczas ulicznej bójki. Irlandzkie media zareagowały błyskawicznie - łącząc się w bólu z bliskimi ofiar, oraz z całą polską społecznością przebywającą w Irlandii, zgodnie podały, że atak ten nie był skierowany przeciwko Polakom, był „jedynie” brutalnym aktem niewytłumaczonej agresji. Również premier Irlandii, przebywający wtedy z roboczą wizytą w Polsce, złożywszy rodzinom ofiar oficjalne kondolencje wyraził przekonanie, iż zdarzenie to jest okrutnym i tragicznym w skutkach chuligańskim występkiem, niemającym jednakże znamion dyskryminacji.

Jednakże równocześnie, z polskiej strony pojawiły się głosy, jakoby atak nie był przypadkowy, głosy wyrażające zaniepokojenie zwiększającą się liczbą ataków na obywateli polskich i innymi przejawami szykanowania.

Czy rzeczywiście powinniśmy się niepokoić? Czy naprawdę jesteśmy brutalnie traktowani, w sposób odmienny od innych mieszkańców Irlandii? Czy jesteśmy dyskryminowani? Poglądów na ten temat jest tak dużo, jak ludzi. Każdy przez pryzmat swojej osobowości, cech, przyzwyczajeń, osobistych przeżyć czy nabytych doświadczeń inaczej pojmuje owo zagadnienie. Myślę jednak, że, choć w przybliżeniu, jesteśmy w stanie wypośrodkować całą problematykę, choć na pewno otrzymane wnioski nie zadowolą każdego…

Polak - biedny imigrant

Kij ma dwa końce, a medal dwie strony. I tematyka tolerancji narodowościowej również nie jest jednolita. Jako grupa imigrantów, grupa ludzi, na pewno jesteśmy traktowani nieco odmiennie przez rdzennych mieszkańców Irlandii. Owszem, są z nas zadowoleni jako pracodawcy, są mili, uprzejmi, życzliwi. Jakże jednak często mamy wrażenie, że pod maską zadowolenia i przyjaźni w ich umysłach kotłują się myśli, zgoła inne od tych, które okazują! Postrzegając nas jako imigrantów, ludzi biednych, wyrabiają sobie o nas opinię od razu, przyszywając krzywdzące niekiedy łatki. Jesteśmy gorsi, bo musieliśmy opuścić kraj i do nich przyjechać, rzadko kiedy mówimy płynną angielszczyzną, traktowani jesteśmy, więc jako półgłówki bądź ćwierćinteligenci, niejednokrotnie służąc w pracy za „popychadła” od brudnej roboty.

Tak jakby nie zdawali sobie sprawy, że cały czas myślimy, oceniamy, wyciągamy zupełnie trafne wnioski, choć ciężko nam niekiedy opisać je słowami. Trzeba trochę czasu, i sporo chęci ze strony Irlandzkich znajomych, współpracowników, pracodawców, aby dostrzegli, że pomimo braków lingwistycznych jesteśmy ludźmi takimi samymi jak oni, potrafimy kreatywnie myśleć, dobrze pracować, wykonując nie tylko najprostsze czynności, a nasze podejście do pracy i zapał jest zgoła odmienne od ichniego.

W tym więc elemencie zawsze będziemy traktowani odmiennie, trudniej będzie nam zdobyć pozycję w firmie. Jest to jednak zjawisko niegroźne, zupełnie zrozumiałe z irlandzkiego punktu widzenia – przyjeżdżając tutaj wiedzieliśmy, że możemy spodziewać się pracy poniżej kwalifikacji, wiec takie drobne niedogodności jak ”nie do końca sprawiedliwe” ocenianie nas przez stronę irlandzką nie powinny w ogóle zajmować naszego czasu – tym bardziej, że takie traktowanie z powodzeniem występuje również w polskich realiach.

Na Wyspach jest coraz niebezpieczniej

Rozmaite komentarze, artykuły, opisują Irlandię (i Wielką Brytanię) jako szalenie niebezpieczny kraj. Owszem, to prawda. Statystyki ukazują jednoznacznie, że przemoc w ciągu kilku lat wzrosła tu o kilkadziesiąt procent, a obecna Irlandia to kraj o jednym z najwyższych wskaźników przestępczości w Europie. A co najgorsze, wskaźnik ten w dalszym ciągu rośnie. (źródło: eurostat)

Irlandczycy borykają się z tym problemem od lat. Rząd jest bezsilny. Bezwzględne, brutalne gangi panoszą się w większych miastach, ze szczególnym upodobaniem traktując Dublin i Limerick. Nieuzbrojeni funkcjonariusze Gardai stanowią śmieszną i żałosną namiastkę stróży prawa, którzy stawiać czoła muszą dobrze zorganizowanym i doskonale wyposażonym grupom przestępczym. W wysokim stopniu upośledzony system prawny, brak pomysłów na jakąkolwiek działalność resocjalizacyjną czy prewencyjną, a przy tym szereg patologii i problemów społecznych spychają Irlandię na margines postępu cywilizacyjnego w dziedzinie bezpieczeństwa społecznego. I to wszystko w obliczu najbardziej spektakularnego sukcesu gospodarczego ostatnich lat. Dziwne?

Przecież jeszcze 20 lat temu bieda i zacofanie były w tym kraju na porządku dziennym! Od tego czasu UE wpompowała w Irlandię grube miliardy euro, tworząc doskonałe podłoże do rozwoju, a dzięki inwestycjom Anglii, a przede wszystkim USA, które w tym małym, anglojęzycznym kraju upatrzyło sobie doskonały przyczółek do ekspansji na teren Europy, postawiono gospodarkę na nogi. Wzrosły wszystkie statystyki gospodarcze przy jednoczesnym zmniejszeniu się bezrobocia. Jednak koncentrując się na słupkach wzrostu, nieco zaniedbano ludzi.

Irlandia jest jak jabłko toczone przez robaka

Kodeks karny uległ szybkim, powierzchownym zmianom, nie do końca gotowym na sprostanie problemom XXI wieku. Pod powierzchnią nowoczesnego, bogatego kraju kryją się w dalszym ciągu stare, niewyplenione patologie. W niektórych regionach kraju ludzie w dalszym ciągu żyją w biedzie, bez prądu, wody, analfabetyzm nadal stanowi wysoki odsetek wśród dorosłych, a przestępstwo i korupcja ma się dobrze jak nigdy. Powstały gigantyczne przepaści pokoleniowe – starsi, którzy przeżyli biedę nie rozumieją młodych, młodzi, którzy urodzili się w okresie prosperity i mogą pozwolić sobie na wszystko - lekceważą starszych.

Jednakże największym społecznym problemem, i to nie tylko Irlandii, ale i innych dobrze rozwiniętych krajów, (choć badania przeprowadzone przez UNICEF wyraźnie wskazują, że sytuacja na Wyspach jest zatrważająco groźna), jest przestępczość wśród dzieci i młodzieży. Rozwydrzone i niebezpieczne grupy małolatów to prawdziwa plaga. Niektóre dzielnice wielkich miast to wprost wylęgarnia zła i przemocy. Wszechobecne patologie panosza się w każdym zakamarku, władając duszami i umysłami młodych ludzi.

Wychowujący się na ulicy, z autorytetami zapożyczonymi z gier i filmów, świadomi kulawego systemu, zrazu starają się głupimi wybrykami zaimponować swoim rówieśnikom, społeczności. Nie napotkawszy odzewu ze strony władz, staja się zuchwalsi, bezczelniejsi, pewni swojej bezkarności. Uczą się, że siłą mogą zdobyć wiele. Nieważne, że nielegalnie. Raz poczuwszy swobodę, jaka daje gotówka chcą więcej i więcej. W ich wypaczonych światopoglądach pojęciach dobra i zła ulęgły przewartościowaniu.

Całkowity upadek jakichkolwiek wartości moralnych, szacunku dla innych, brak życiowych celów, jakiegokolwiek pożytecznego zajęcia, przy marginalnym zainteresowaniu ze strony opiekunów – oto obraz współczesnej, „bezstresowo” wychowywanej młodzieży.

Grupa takich właśnie bandytów jest odpowiedzialna za napaść na Mariusza i Pawła. Grupy takie jak ta odpowiadają za szereg pobić i prześladowań. Atakują Polaków, ale Irlandczycy również nie czują się bezpieczni. Nie jesteśmy dyskryminowani, gdyż ludzie tacy jak ci nie mają pojęcia o znaczeniu tego słowa. Nie darzą nas nienawiścią - oni nienawidzą każdego.

Polski językiem urzędowym?

Irlandia ma takie problemy od jakiegoś już czasu – w prasie, co i rusz ukazują się wzmianki o przemocy, bezsensownych zabójstwach, ale potrzeba było śmierci dwóch naszych pobratymców, abyśmy zwrócili na to uwagę. I od razu swoim zwyczajem zaczynamy protestować, kręcić głowami, jakbyśmy byli centrum wszechświata. Dyskryminują nas, bo jesteśmy biednymi, uciśnionymi Polakami! Nie jest to do końca prawda.

Bądźmy obiektywni: jesteśmy najliczniejsza grupa imigrantów. Od kilku lat napływ na Wyspy jest olbrzymi (obecnie stoimy, jak przypuszczam, w przededniu odpływu). Do tej pory jakoś udawało nam się tu wsiąkać. Znajdujemy pracę, mieszkanie, organizujemy sobie jako takie życie i bez większych problemów integrujemy się ze społeczeństwem. Wnieśliśmy też sporo z naszej obyczajowości i kultury – nie tak dawno w Limerick wnioskowano, aby język polski stal się trzecim oficjalnym, urzędowym językiem po angielskim i irlandzkim!

W urzędach i sklepach przymykają oczy nasz łamany angielski, lub jego całkowity brak. Pracodawcy nas doceniają, z reguły nie oszukują (pojawiające się niekiedy wzmianki o ciemiężonych i wykorzystywanych Polakach można traktować jako wyjątek)

Za to my... panoszymy się. Traktujemy Irlandczyków, mieszkańców tego kraju z wyższością, niekiedy nawet z pogardą. Nie raz zdarzają się nam wybryki – po spożyciu alkoholu potrafimy być nieznośni i możemy prowokować. Wielokrotnie widywałem grupki Polaków, zachowujących się hałaśliwie i zaczepnie.
A irlandzkie społeczeństwo spokojnie, przez tyle lat wszystko to tolerowało, akceptowało. Możemy żyć spokojnie, zarabiać, planować przyszłość...

Czy wobec tego jesteśmy dyskryminowani? W ogóle nie odważyłbym się użyć tego słowa. W obliczu tego, czego na temat dyskryminacji możemy dowiedzieć się z historii, przywołując choćby przykłady lat 50 - 60 i rasizmu w USA (notabene nawet obecnie, w niektórych rejonach można spotkać się tam ze skrajnymi przykładami tego typu zachowań) czy sytuacje Żydów w okresie II wojny światowej, to naprawdę nie wypada mówić o dyskryminacji w obliczu tego, czego doświadczamy w Irlandii!

Nie chciałbym tu jednak zlekceważyć odosobnionych przypadków brutalnych ataków. Składam ich ofiarom serdeczne wyrazy współczucia.

Lepiej skopać Polaka...

Przyznać trzeba, że bandyci, mając do wyboru Irlandczyka czy Polaka prawdopodobnie wybiorą tego drugiego... wtedy ich „wybryki” nabierają w ich wykrzywionych wyobrażeniach jakiegoś „znaczenia”, nie są tylko zwykłym chuligaństwem. Bo swego czasu pijani Polacy zaczepiali kogoś, bo przecież kiedyś, ktoś starszy opowiadał, że widział grupkę wydzierających się Polaków, bo znowu ktoś czytał w gazecie, że Polacy są źli i zabierają im pracę, a inny rozmawiał z kolegą z osiedla i dowiedział się, że Polacy kradną... Odrębną sprawą jest ujednolicanie wszystkich nieanglojezycznych przybyszy – Irlandczycy nie rozróżniają języków słowiańskich, dlatego Czechów, Słowaków, Rosjan, nawet Chorwatów czy Bułgarów często wrzucają do jednego worka z napisem "Polacy" - ponieważ jesteśmy najliczniejsza grupa. Wiec, jak widać, nie tylko my pracujemy na nasza opinie, ale cala wschodnia Europa... A niekoniecznie zawsze na naszą korzyść...

Owszem, skrajności zdarzają się wszędzie, ale dlatego tez ciężko jest ocenić, czy ataki te miały podstawy ksenofobii i dyskryminacji, nawet, jeśli padały hasła „fucking polish”... W dalszym ciągu nie jest to zjawisko powszechne, a sporadyczne występki, niekiedy tragiczne, mające jednak, jak najbardziej podłoże chuligaństwa. Ci, którzy są odpowiedzialni za te rozboje cały czas szukają wrażeń, zadymy, chcą niszczyć – tego typu element nie zastanawia się po co, kogo, jakie konsekwencje... Ale... czy nie spotykamy się z takim zachowaniem na naszych polskich podwórkach?

Porównajmy Irlandię i Polskę. I tu i tam zdarzają się pobicia, włamania, kradzieże, napady, zabójstwa. I tu i u nas są dzielnice będące siedliskiem zła i nienawiści, w których nawet policjanci czuja się nieswojo. A wobec tego - kogo dyskryminują blokersi w Polsce?

Policja sobie nie radzi

Jedyne, co możemy mieć za złe, to wadliwość systemu. Ale nie łudźmy się - służby, które nie radzą sobie z ochroną obywateli własnego państwa, na pewno nie będą nakładać dodatkowych wysiłków na ochronę przybyszy! I jeśli miałbym wskazać jakieś przejawy dyskryminacji, to upatrywałbym ich raczej właśnie tu – w karygodnych wyrokach, niskiej skuteczności działań i opieszałości stróży porządku publicznego – a nie w brutalnych, ale bezmyślnych i wciąż chuligańskich atakach.

Temat dyskryminacji nie jest łatwy. Póki co, cieszmy się, bo jak do tej pory, w zdecydowanej większości stosunki z irlandzkim społeczeństwem mamy bardzo dobre. Przyjęli nas z otwartymi rękami, dali pracę, pozwolili zamieszkać, wpuścili do swojej społeczności, nie negowali przemycanych przez nas elementów polskiej kultury. Maja o nas dobre zdanie. Są dobrymi, tolerancyjnymi ludźmi, którzy z pozoru żyjąc bez stresu, w bogatym, rozwijającym się państwie, (co prawda zapowiada się, że gospodarka złapała teraz sporą zadyszkę), z drugiej strony borykają się z poważnymi problemami. Niestety, część ich problemów zaczyna dotykać i nas. Przemoc była, jest i, niestety, będzie. Uważajmy na siebie, gdziekolwiek jesteśmy.

Spróbujmy wyobrazić sobie adekwatna sytuację w polskich realiach. Nagle zaczynają napływać w olbrzymich ilościach imigranci ze wschodu, z Afryki, z bliskiego wschodu. Różne kolory skóry, różne kultury, różne światopoglądy. Otrzymują pracę, pracują z Polakami, dostają takie same wynagrodzenie. Wynajmują mieszkania na polskich osiedlach, chodzą do polskich pubów, niekiedy są widziani w środku miasta pijani, awanturujący się i krzyczący. Z wyższością patrzą na polskich obywateli... Zastanówmy się, poważnie, ile by to trwało, dopóki polskie cwaniaczki nie postanowiliby pokazać, czyj to kraj? Ile by u nas wytrzymali? Czy w ogóle mogliby czuć się u nas tak swobodnie, jak my czujemy się w Irlandii?

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto