Prof. Magdalena Środa powiedziała wczoraj w TVN24, że paradoksalnie
sprawa posła Łyżwińskiego pomoże kobietom w Polsce głośno stawiać tamę
sytuacjom, w których są krzywdzone. Prowadzący program dziennikarz
zastanawiał się natomiast głośno, czy nie gorszą sytuacją jest, cytuję,
"próba zabicia dziecka" posła Łyżwińskiego.
Z tego rodzaju wynaturzoną debatą publiczną mamy w IV RP do czynienia
codziennie. Z jednej strony setki kobiet przecierają oczy ze zdumienia,
słysząc propozycję zaostrzenia (rzekomo kompromisowej) ustawy
antyaborcyjnej, która pozwala na usunięcie ciąży, będącej wynikiem gwałtu czy zagrażającej życiu i zdrowiu kobiety. Z drugiej zaś mężczyźni - księża, posłowie, premierzy -
traktują przedstawicielki płci żeńskiej jak plemienną własność,
inkubator do podnoszenia przyrostu naturalnego. W retoryce IV RP
"kobiety" równa się "matki", czytaj: wzniosłe delikatne istoty
stworzone w celu płodzenia i rodzenia aniołków bożych. Bylebyśmy rodziły - nawet jeśli to zagraża naszemu życiu, bo po porodzie możemy sobie umierać.
W internecie co rusz czytam ze zdumieniem tezy jak na XXI wiek rewolucyjne, na przykład że
"mentalność antykoncepcyjna ujawnia patologię więzi między kobietą i
mężczyzną" (z konferencji "Antykoncepcja - czy wiesz już wszystko?"
Akademickiego Stowarzyszenia Katolickiego
"Soli Deo ", podaję za KAI). Być może w IV RP nic już nie powinno
dziwić, jednak nadal nie dowierzam, gdy regulacja płodności
zyskuje wymiar moralny.
Nawet rządowa kampania przeciwko AIDS w tym roku słowem nie wspomina o prezerwatywie, za to pokazuje nam rodzinę jako jedyną możliwość zapobiegania zarażeniu. Kobiety na ogół buntują się przeciwko sprowadzaniu ich do roli
inkubatora, zatem prawdopodobnie niejedno jeszcze usłyszymy o negatywnym
wpływie zapobiegania ciąży na relacje zachodzące w rodzinach.
Jeśli wydaje Wam się, że dalej pójść się nie da, poczytajcie
artykuł o ciąży pozamacicznej, opublikowany w Gościu Niedzielnym
(dostępny na stronie wp.pl). Ciąża pozamaciczna, która stanowi poważne
zagrożenie życia, nazywana jest "zagnieżdżeniem się dziecka w
jajowodzie", zaś decyzja o uratowaniu życia kobiety poprzez wycięcie
fragmentu jajowodu jest dla wypowiadającej się lekarki "trudnym
dylematem moralnym". "Bardzo, bardzo trudno podjąć decyzję w takiej
sprawie – mówi Monika Małecka-Holerek, lekarz ginekolog z
Bielska-Białej. Wcale nie jest przekonana, czy człowiek ma prawo podjąć
decyzję w sprawie takiej operacji. – Każdy człowiek ma swoją
indywidualną wrażliwość. Najlepiej jest, jeśli matka leży w szpitalu i
czeka. W około 30 proc. przypadków ciąży pozamacicznej zarodki
samoistnie zamierają. A gdyby doszło do krwotoku, lekarze w szpitalu
mogą matce od razu udzielić pomocy – mówi."
Ten przykład i wiele podobnych pokazują, że
dla wyznawców ruchu pro-life, życie, za którym są tacy pro, to wyłącznie
życie płodowe, czy wręcz życie zygoty. Życie i zdrowie kobiety jest w
tym wypadku sprawą drugorzędną. Liczy się wyłącznie zdrowie pełnej
macicy, matka już jakby mniej.
Teoretycznie w sferze praw i możliwości
jeszcze nic się nie zmieniło - nadal możemy kupować prezerwatywy i
pigułki, a aborcję oferuje się nam za opłatą pod stołem. Jednak przez
ostatni rok w sferze dyskursu publicznego zmieniło się bardzo wiele.
Wcześniej skorzystanie z antykoncepcji było raczej wyborem pary, teraz
jest decyzją dwuznaczną moralnie, zasługującą na potępienie.
Kobiety mają bowiem w IV RP rodzić i basta!
Przedmiotowe
traktowanie kobiet widać symbolicznie także w liście biskupa Michalika
do Marszałka Sejmu. W długich słowach biskup odnosi się do propozycji
zaostrzenia ustawy aborcyjnej, pisze o cywilizacji śmierci, matkach i
"dzieciach nienarodzonych". Znamiennym jest, że słowo "kobieta" nie
pada w liście ani razu. A wszystko to w kontekście ciąż z gwałtu czy
zagrażających życiu kobiet.
"Jak daleko państwo polskie gotowe jest nadać dogmatom religijnym sankcję prawną?" - pyta retorycznie prof. Sadurski na łamach gazety.pl. Problemem władz i katolików jest
bowiem możliwość dokonywania wyboru. Odgórnie zakłada się bowiem, że wybór
dokonany przez kobietę będzie wyborem złym. Wracamy do średniowiecznych
czasów i dokonań inkwizycji - zwykli ludzie (w tym wypadku kobiety) nie
mogą wiedzieć lepiej, co jest dla nich dobre. Dlatego za wszelką cenę
trzeba ograniczyć prawo do podejmowania suwerennej decyzji o
macierzyństwie. Nawet, jeśli kobieta na heroizm zdobywać się nie chce i
wybiera własne życie i szczęście, jest to decyzja moralnie zła.
Wiadomo, od kobiet ważniejsze są "nienarodzone dzieci".
Jak to
się ma do obecnej w mediach afery z posłami Samoobrony? Ano, próba
podważenia wiarygodności kobiety, która wyrwała się z plemiennego stada
z okrzykiem buntu staje się obiektem a to drwin, a to złości, a to
moralnego osądu. Oczywiście sprawa będzie się rozwijała i pewnie jakiś
finał zyska, natomiast jak zwykle w sytuacji w której ofiarą mężczyzny
jest kobieta, komentarze części społeczeństwa skupiają się na
przysłowiowej "długości spódniczki" - innymi słowy, kobieta
nieposłuszna ustaleniom plemiennego gremium zawsze sama sobie winna.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?