Och, co to był za tydzień, ten miniony. Matka czarownica, czy jak kto woli diablica, po dwóch latach ścigania przez policję – dała się złapać w sidła organów ścigania. Dała się, bo przez ponad dwa lata krążyła po Polsce, zacierając ślady tajemnicy śmierci swego dziecka, małego Szymona. Choć policja odwiedziła jej mieszkanie, w poszukiwaniu dziecka, podstawiła w jego miejsce inne, aby dla perfidnej zmyłki, wszystko grało przed władzą. Ale był też drugi, całkiem inny i odmienny dramat, powiązany z tragedią: śmierć generała, człowieka z zasługami dla sił specjalnych wojska i kraju.
Tragedia samobójczej śmierci generała przemówiła do wszystkich sił polskiego wojska, władz państwa, polityków, zwykłych obywateli i jego kolegów. Wszyscy zastanawiali się, jak mogło do tego dojść? Nagle znalazł się pewien polityk, który zwołał konferencję prasową i powiedział kilka ogólnych zdań, które budziły tyle ciekawości, co i wątpliwości. Rzekł, że ma wiedzę z pierwszej ręki o śmierci generała, ale wystarczy jak powie, że generał był jednym z kilku, który za dużo mówił, więc musiał źle skończyć. Za nim będą kolejni – dał do zrozumienia ów dobrze poinformowany polityk.
Tak więc najpierw tragedia generała, który z nieznanych nam powodów, strzelił sobie w skroń, potem "epatowanie" Polaków informacją - "coś wiem, ale nie powiem". Ten tajemniczy polityk tak ma. Nie pierwszy i nie ostatni raz mówi, że coś wie, ale nie powie. Przypierany do muru przez opinię publiczną, dziennikarzy i prokuraturę, w końcu zdecydował się powiedzieć. Prokuraturze. Nie miał czasu od razu, bo był zajęty. Poszedł wpierw do swoich zaufanych "pisarzy" z "Gazety Polskiej Codziennie" i portalu niezależna.pl.
Wygarnął wszystko, co chciał, m.in. o planie tajnego spotkania z prezydentem Putinem, także o złej pracy rządu i beznadziejnej polityce zagranicznej, lecz to, co najważniejsze, pozostawił jako swoją słodką tajemnicę. Nadmienił coś o sprawie "krótkiej listy osób zagrożonych", powtórzył, że od zaufanej osoby ma wiedzę o nazwiskach ludzi "zagrożonych" i na tym koniec.
Dociekliwość dziennikarska i polityczna gra doprowadziła do innego lidera partyjnego, spod ręki JK-a. Tenże zaś, w Radiu Zet przyznał, że na owej liście "zagrożonych" są m.in. dwa nazwiska: Czempiński i Siemiątkowski. Nazajutrz znana dama nauki socjologii, prof. Jadwiga Staniszkis pękła, oświadczając: To ja powiedziałam Kaczyńskiemu o liście osób zagrożonych. Jarosław Kaczyński uprzejmie zaproszony na rozmowę do prokuratury, powiedział zaledwie to, co chciał, czyli nic.
Prokurator generalny, Andrzej Seremet oznajmił w Radiu ZET, że prezes PiS mówił, że na tej liście był m.in. Sławomir Petelicki. Zapowiedział też, że prokuratura przesłucha Jadwigę Staniszkis w sprawie "krótkiej listy osób zagrożonych". Jak podaje gazetaprawna.pl, Jadwiga Staniszkis podkreśliła wprawdzie, że "w rozmowie z Kaczyńskim nie mówiła o żadnej spisanej liście", ale mimo to prokuratura i tak chce ją przesłuchać.
Według prokuratora generalnego: "Jarosław Kaczyński zeznał, że ma wiadomości od pani Staniszkis, że według jej wiedzy i przekonania istnieje grupa osób, które mają olbrzymią wiedzę o działalności tajnych służb oraz są krytykami układu rządzącego i mogą być narażone na rozmaite szykany ze strony organów ścigania. Każda informacja, nawet jeśli wydaje się nie do końca poważna, powinna zostać sprawdzona".
Prokurator Andrzej Seremet dodał w Radiu ZET, że gdyby prokuratura nie przesłuchała Staniszkis, "naraziłaby się na zarzut bagatelizowania informacji".
Jeszcze niedawno Jarosław Kaczyński powiedział: Kilka osób zaczęło dużo mówić i wszystkie "dostają po głowie". Czy przypadkiem nie miał na myśli siebie? Przecież nie kto inny, jak on, właśnie ostatnio "dużo mówił"!
Stanisław Cybruch
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?