Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak Koszalin powoli wracał do życia w 1945 roku...

Tomasz Wojciechowski
Tomasz Wojciechowski
Pierwszy numer periodyku "Der PGR Arbeiter" wydawanego specjalnie dla mniejszości niemieckiej.
Pierwszy numer periodyku "Der PGR Arbeiter" wydawanego specjalnie dla mniejszości niemieckiej.
Każde miasto i każda osoba, mają swoją historię. Czasem wystarczy tylko się rozejrzeć... Swoimi wspomnieniami dzieli się z czytelnikami Wiadomości24.pl Maria Piątkowska, nauczycielka, która w 1945 roku przybyła na ziemie zachodnie.

Kiedy przyjechała Pani do Koszalina?
-Przyjechałam do Koszalina z Gniezna w sierpniu 1945r, jako młoda dziewczyna. Byliśmy przez Niemców internowani, następnie wysiedleni i wywiezieni. Ojciec mój był powstańcem wielkopolskim i bałyśmy się z mamą o jego życie.Po około tygodniowej tułaczce wagonem kolejowym, trafiliśmy do Koszalina.

Gdzie Państwo mieszkali?
-Przy obecnej ulicy Gnieźnieńskiej, pod numerem 27. Na drzwiach naszego mieszkania przybity był orzeł, na znak, że mieszkają tu Polacy. Ale naszymi współlokatorami byli Niemcy.

  • Dlaczego przydzielono ich do waszego mieszkania?
    -Ich dom został zniszczony, więc zajęli trzy pokoje, a my jeden.Był to trudny etap życia, po świeżych wspomnieniach okupacji.

Jak więc układały się wzajemne relacje z zamieszkałymi z wami Niemcami?
-Ja traktowałam ich z rezerwą. Rodzice, którzy biegle mówili po niemiecku, opowiadali naszym współlokatorom o okupacji i obozach zagłady. Ci zwykli Niemcy nie mieli w ogóle pojęcia o tym wszystkim. Mieszkał z nami profesor Dardel, botanik, od którego moi rodzice wiele dowiedzieli się o Koszalinie.

A jak zachowywali się Niemcy? Byli butni, rozgoryczeni?
-"Nasze Niemki" bardzo szanowały moją rodzinę. Mama dokarmiała je, ponieważ były często głodne. O żywność było bardzo trudno, handel jako taki nie istniał, dlatego staraliśmy się dzielić wszystkim. Pamiętam, jak jedna z Niemek opowiedziała nam, że w okolicy Koszalina są lasy pełne grzybów, jagód i orzechów. Poprosiliśmy ją, by nas tam zaprowadziła, jednak odmówiła stanowczo.

Z jakiego powodu?
-Grasowały tam jeszcze bandy niemieckich żołnierzy z rozbitych wojsk frontowych. Ukrywali się oni w okolicach Góry Chełmskiej. Niemka ta wspominała też o znajdujących się tam podziemnych przejściach, które ponoć biegły aż do Sianowa.

Podziemne przejścia? A ktoś jeszcze o tym opowiadał?
-Znajomi mojego ojca i on sam. Muszę tu nadmienić, że ojciec pracował w Zakładzie Wodociągów i Kanalizacji, wówczas dopiero uruchamianych. Zmuszeni byli chodzić do wieży ciśnień, która znajdowała się właśnie na Górze Chełmskiej. Nigdy nie szedł w pojedynkę, lecz wybierali się tam w kilka osób.

Gdzie mogło być wejście do tych tuneli?
-Wejście do tych tuneli znajduje się w okolicy straży pożarnej. Wiele lat później mój syn Piotr, odbywając służbę wojskową z kolegami wchodził właśnie do tych tuneli, ale nie zbadał ich, gdyż było to zabronione. Z tego co mi wiadomo, do dzisiaj tereny te nie są należycie zbadane.

Porzućmy na chwilę zagadkę tuneli, bo chciałem zapytać o to, jak wyglądał Koszalin w sierpniu 1945r.? Z pewnością zniszczone miasto pełne Niemców, napływowych Polaków i żołnierzy radzieckich tworzyło specyficzną mieszankę.
-Pomimo że od marca minęło kilka miesięcy, Koszalin nadal był gruzowiskiem. Obecna ulica 1 Maja była pełna cegieł i zniszczonych budynków, Śródmieście było uporządkowane, ale ulica dawnej Armii Czerwonej ( obecna Piłsudskiego) zasłana dosłownie była pierzem, mnóstwem papierów i zniszczonymi meblami. Na ulicach widać było napisy "Chadziajstwo Iwanowa". Drzwi wejściowe były pozamykane, nie można było do bramy wejść od tak z ulicy. Panowała godzina policyjna od 22, bo Koszalin nie był miejscem całkowicie jeszcze bezpiecznym.
Zjawisko szabrownictwa było częste?
-O tak, napady szabrowników były na porządku dziennym. Rabowano to, co mogło się przydać. Szabrownicy przyjeżdżali nawet ciężarówkami aż z Polski centralnej.

A Rosjanie? Nie próbowali zaprowadzić porządku?
-Na tyle, na ile to było możliwe próbowali. Wiem, że za butelkę wódki można było u nich kupić wszystko.

Pamięta Pani kiedy pojawiły się w Koszalinie pierwsze zarobione przez Polaków pieniądze?
-To było już chyba w 1946 r. Pierwsze zarobione złotówki i od razu trzeba było płacić za zajęty lokal, sprzęt, wyposażenie, które dostaliśmy. Kształtowała się polska władza, miasto wracało do życia, otwierano sklepy. Po prostu zaczynało się normalne życie.

I Niemców ubywało w Koszalinie?
-W 1946 roku zaczęły się przesiedlenia Niemców, wyjazdy. Część naszych współlokatorów wyjechała latem tego roku, reszta na początku 1947 r. Stopniowo w naszej kamienicy zaczęło przybywać Polaków.

Od autora:
W maju 1945r. obwód Koszalin podzielony był na 12 gmin wiejskich i jedną gminę miejską (miasto), gdzie znajdowała się komenda MO, Urząd Pocztowy, biuro Pełnomocnika Rządu na obwód Koszalin, Inspektorat Szkolny, Obwodowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego i wiele innych instytucji. Komendant Wojenny mjr. Woronkow określił godziny przebywania na ulicach miasta – pomiędzy 6 rano a 22. Utworzono na terenie Koszalina specjalną dzielnicę niemiecką, zakazując do niej wstępu Polakom. W sierpniu 1945r. w obrębie obwodu koszalińskiego pracowało 6 lekarzy polskich i aż 12 niemieckich, czynne były szpitale w Koszalinie i Bobolicach. Niestety wciąż jeszcze obecne było na Pomorzu Zachodnim bezprawie, kojarzone z rządami
Rosjan, grabieże, szabrownictwo.

Administracja polska tworzyła się powoli, trudno było zapewnić bezpieczeństwo. Na nasze tereny poza repatriantami ściągali wszelkiej maści spekulanci i dezerterzy. W 1946 r. Koszalin zamieszkiwało ponad 26 tys. Polaków. Na całym Pomorzu Zachodnim dla porównania pozostawało ponad 500 tys. Niemców. Niemcy do 1951 roku wysiedlani byli łącznie w czterech akcjach wysiedleńczych ( m.in. wysiedleń poczdamskich i wojskowych).

Klasy niemieckojęzyczne i niemieccy specjaliści.
W latach 50. w wielu szkołach zawodowych, w tym w późniejszym koszalińskim Zespole Szkół Mechanicznych aż do wyjazdów Niemców trwających od 1956 r. ( m.in w tzw. akcji łączenia rodzin) istniały klasy niemieckojęzyczne. Dotyczyło to też innych miejscowości, jak np. Dunowa. Polska administracja starała się też zatrzymać jak najdłużej niemieckich specjalistów , którzy pomagali i uczyli Polaków pracy w elektrowniach wodnych, czy miejskich wodociągach.

"Der PGR Arbeiter"
"Der PGR Arbeier" był periodykiem wydawanym w latach 1954-1956 przez Komitet Wojewódzki w Koszalinie. Miał zasięg wojewódzki, wydawany był w różnej częstotliwości w nakładzie 5 tys. egz. Kierowany był do mniejszości niemieckiej, pracującej w PGR ach.Zawierał informacje z kraju, z Niemiec, prezentował osiągnięcia i załogi poszczególnych PGR-ów . Było to pismo propagandowe, zajmujące się kulturą i informacją. Na fotografiach oprócz Bieruta można było zobaczyć uśmiechnięte twarze niemieckich przodowników i przodowniczek pracy PGR.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto