Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak nie zostałem alkoholikiem

Roman Woźniak
Roman Woźniak
Oto przykład tego jak łatwo, szybko i przyjemnie wpada się w nałóg. Dalej jest jak z chorobą: im wcześniej rozpoznana i leczona tym lepiej. Od starych nawyków, przyzwyczajeń, chorób i nałogów trudno się odzwyczaić, ale jest to jednak możliwe.

Ciężka praca wymaga przerwy, odreagowania po stresujących momentach, poprawienia warunków fizycznych. Temu miał służyć odbyty późną jesienią dwutygodniowy służbowy wyjazd na obóz kondycyjny w cichym nadmorskim ośrodku koło Kołobrzegu, z dala od pokus tego nowoczesnego świata.

Już w autobusie, którym mieliśmy długo jechać do ośrodka stworzyła się czwórka powiązanych zawodowo kolegów. Dwóch młodszych. Jeden starszy, bliski zakończenia działalności zawodowej i ja średniak wiekowo. Po drodze gdy zatrzymaliśmy się na posiłek w barku przydrożnym i wypiliśmy po pięćdziesiątce zimnej dobrej wódki. Od razu padła propozycja, by mieć coś na zapas. Wzięcie na drogę butelki było rozwiązaniem. Będzie można poczęstować kolegów czy koleżanki siedzące w pobliżu. Jednak kto jedną jedyną flaszką obdzieli część autobusu? Zdecydowanie zabraknie. Pracujemy w branży, w której „paliwa” nie może nigdy zabraknąć. Szybka narada. Decyzja. Ustalenie rodzaju i bierzemy na czterech skrzynkę wódki. To tylko 12 butelek. Na cały autobus to niewiele. Na tyle godzin jazdy po ponad sto gramów na osobę to niewiele. Skrzynkę stawiamy na końcu autobusu. Komentarzy słyszymy moc od reszty koleżanek i kolegów jadących razem z nami na obóz. My nie braliśmy tego, by się upić, tylko by mieć.

Gdy przyjechaliśmy wieczorem do ośrodka w skrzynce mieliśmy dwa miejsca po pustych
butelkach. Jedną w czasie dłużącej się jazdy wypiła nasza czwórka i najbliżsi sąsiedzi, a jedną już w autobusie pożyczyliśmy. Trzeźwi, weseli postanowiliśmy wziąć razem czteroosobowy pokój. Po kolacji mieliśmy wiele odwiedzin. Wszyscy wpadali, by pożyczyć do rana butelkę wódki. Tak rozpożyczyliśmy dziewięć posiadanych w skrzynce butelek wódki. Kiedy została nam już tylko jedna flaszka, najstarszy z nas zaproponował wypić po kieliszku, by rozdziewiczyć tę ostatnią i byśmy mieli po małym kieliszeczku na rano. Wtedy zapukała do nas i weszła dziewczyna z prośbą o pożyczenie butelki wódki. Była tak sympatyczna, że dostała. Wzięła ile było, by nie pokazywać się koleżankom z niczym.

Poszliśmy spać trzeźwi z pustą skrzynką. Rano, może byśmy i coś wypili, gdyby była wódka. Po śniadaniu pojechaliśmy rowerami pojeździć po plaży. W ośrodku nie sprzedawano wódki. Najbliższy znany nam sklep był w oddalonym Kołobrzegu. Gdy tam dojechaliśmy rowerami, jako jedyni z naszej pięćdziesięcioosobowej grupy kupiliśmy na wieczór butelkę wódki, bo było pewne, że z pożyczonych flaszek nic nam koledzy nie oddadzą. Po obiedzie znów jakieś zajęcia a po kolacji czas wolny. Brydż, barek, jakieś tańce i zajęcia w grupach. Gdy zaczęto nam zwracać pożyczoną wódkę bywały dni, iż stało u nas w pokoju po 3 butelki. Piło się i z rana po kieliszku i do obiadu i wieczorem. Nikt nigdy nie był pijany. Byłem najwyżej na lekkim rauszu, ale z całkowitą kontrolą myślenia i poczynań. Tak minęło dziesięć dni. Telefon wezwał mnie do pilnego powrotu do domu. Pierwszym pociągiem wróciłem na noc do domu.

Z rana obudzony pierwszą myślą, chęcią, potrzebą, pragnieniem było sięgnięcie po kieliszek wódki. To mnie zelektryzowało. Poczułem się nałogowcem. Byłem już nałogowym palaczem, który nie umiał obyć się bez papierosa, a teraz jeszcze coś gorszego - mogłem zostać alkoholikiem. Ja nie znoszę uzależnień. Mój charakter nie zgadza się na wszelkie uzależnienia. Dziś nie piję - zapadła szybka decyzja. Gdy w pokoju przechodziłem koło własnego barku znów nastąpiła potrzeba wypicia choćby jednego kieliszka. W lodówce też stała schłodzona butelka wódki. Ręka wprost po nią sięgała.

Moimi poczynaniami kieruje rozum, a on nie zezwalał na złe, głupie, niepotrzebne przyzwyczajenia. Nie mogłem sięgnąć po kieliszek. Rozumiałem to. Pierwotnie chciałem zrobić miesięczny okres postu bez alkoholu. Dla pewności postanowiłem, że nie trzydzieści, ale prawie sto dni nie wypiję chociażby kieliszka alkoholu. Jeżeli po dziesięciu dniach, przecież niewielkiego picia, organizm czuje potrzebę sięgnięcia po alkohol to okres odwyku, pewnego odzwyczajenia się musi być dziesięciokrotnie większy. Tak postanowiłem i tak musiałem trzymać.
W ciągu tych trzech bezalkoholowych miesięcy sporo było imienin i innych okazji do wypicia. Tłumaczyłem solenizantom, że biorę lekarstwo, które bardzo źle reaguje z alkoholem i chcąc się wyleczyć nie pije.

Wtedy też postanowiłem. W okresie postu nie piję żadnego alkoholu, nawet piwa. Gdy zdarzy
się wielka uroczystość udzielam sobie dyspensy, zezwalam sobie na jeden, góra dwa kieliszki. Ten post utrzymuję się od lat. Minus sprawy - straciłem dwie postne solenizantki.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto