Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak okrada się ponad trzysta osób

Jolanta Paczkowska
Jolanta Paczkowska
Potrafiła wzbudzać zaufanie, znała imiona chyba wszystkich członków kasy. Pocieszała, sugestywnie uspokajała, sięgając jednocześnie po pieniądze swoich rozmówców. Wybudowała dom. Przyznała się do „wzięcia na życie” jedynie 50 tys. zł… Zaś z kasy znikło około 400 tys. zł. Już w czwartek kolejna rozprawa, na której prawdopodobnie usłyszymy wyrok.

Metody szybkiego wzbogacenia się cudzym kosztem opracowała Elżbieta S. - kasjerka i księgowa (w jednej osobie) Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej Pracowników Oświaty w Nowej Soli. Jedna polegała na księgowaniu udzielania fikcyjnych pożyczek na konto osób, które ich nie uzyskały. Pieniądze na reperowanie domowego budżetu księgowa pobierała z banku podpisanym przez członków zarządu czekiem in blanco, który zawsze miała w zapasie na wypadek omyłki przy wypisywaniu. Druga metoda to brak ewidencjonowania faktycznych wpływów i wypłat z kasy. Działania te spowodowały znaczące uszczuplenie konta - o minimum 380 tys. zł.

Członkowie kasy - głównie nauczyciele, ale także pracownicy obsługi nowosolskich placówek (około 700 osób) - co miesiąc od wielu lat odprowadzali składki. Zgromadzili w ten sposób niemałe wkłady. Byli pewni, że ktoś działalność kasy nadzoruje, więc spali spokojnie. Nieuczciwość księgowej wyszła na jaw, gdy nie mogli otrzymać pieniędzy, choć mieli przyznane pożyczki albo zgodę na wycofanie wkładów. A nie mogli ich dostać, bo konto w banku było puste.

Bałagan zaczął się chyba z chwilą rozwiązania Miejskiego Zespołu Ekonomiczno-Administracyjnego Szkół, który przez wiele lat prowadził obsługę Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej Pracowników Oświaty. Od tej pory nikt nie poczuwał się do odpowiedzialności i nadzoru nad kasą z urzędu. Dyrektorka szkoły, w której mieściła się siedziba kasy twierdziła, że ona tylko udostępniała pomieszczenie, nadzoru nad działalnością księgowej-kasjerki nie sprawując.

Totalny brak kontroli

Na domiar złego zarząd kasy, tłumacząc się ograniczoną ilością etatów, powierzył dwie funkcje (kasjerki i księgowej) jednej osobie. A potem nie kontrolował. Nie kontrolowała też komisja rewizyjna. Kiedy jedna z nauczycielek poprosiła w siedzibie kasy o protokoły komisji rewizyjnej, z niemałym zdziwieniem odkryła, że ostatnie protokołowane posiedzenie odbyło się… przed kilkoma laty (choć zapis w Rozporządzeniu Rady Ministrów z 1992 r. w sprawie pracowniczych kas zapomogowo-pożyczkowych zobowiązuje komisję do przeprowadzania kontroli działalności PKZP i sporządzenia protokołu co najmniej raz na kwartał). Pasywne były też związki zawodowe, mimo że szef ZNP też miał wkład w kasie. Ale nikt nie czuje się winny, bo… wszyscy swoje funkcje pełnili społecznie. Sama księgowa, dziś oskarżona, rozbrajająco przyznała, że być może tak by się nie działo, gdyby… była nad nią większa kontrola.

Akt oskarżenia przeciwko przewodniczącemu zarządu PKZP

Dziś nikogo nie dziwi, że zarząd nie kontrolował, skoro przewodniczący tegoż, Zbigniew D., też został oskarżony - o przywłaszczenie 7,5 tys. zł. Okres działania kasy, jaki został objęty zarzutem przywłaszczenia powierzonego mienia znacznej wartości obejmuje czas od listopada 1998 r. do października 2002 r. Pod koniec czerwca 2002 (tuż przed wakacjami) przewodniczący zarządu poinformował na piśmie wszystkich dyrektorów szkół, a za ich pośrednictwem poszkodowanych, że planowane zebranie sprawozdawczo-wyborcze przekłada na wrzesień. Odbyło się, z małym poślizgiem - 7 stycznia 2003 r.

A co na to członkowie kasy?

Wśród członków kasy wielkie niedowierzanie i oburzenie - wszyscy byli przekonani, że jednak ktoś jak dawniej nadzór sprawuje, że bilanse są przedkładane w urzędzie miasta, który zatrudnia księgową. 7 stycznia 2003 r., na walnym zgromadzeniu członków kasy, okazało się, że stan konta kasy to… 870 zł, a księgowa od dawna jest na zwolnieniu lekarskim. Przewodniczący zarządu PKZP przedstawił propozycję... do odrzucenia. Chciał zlikwidować kasę. Taka decyzja mogłaby skutkować tym, że nie byłoby do kogo zwrócić się o zwrot pieniędzy.

Kasa została, choć pusta. Ma jednak zdolność sądową i jest podmiotem, który będzie mógł rozdysponować odzyskane środki. Pozostają tylko pytania: kiedy, jak i czy w ogóle zostaną one odzyskane?

Poirytowani członkowie kasy postanowili w końcu działać. Jeszcze na tymże walnym zgromadzeniu sporządzono zbiorowy pozew do prokuratury o wszczęcie postępowania. Niezależnie od tego niektórzy członkowie kasy wręczyli prezesowi zarządu indywidualne wezwania do wypłaty wkładów członkowskich. A po 14 dniach zaczęli składać indywidualne pozwy do sądu. Została powołana komisja księgowych, która stwierdziła, że już na koniec 1998 r. był znaczny niedobór w kasie, a ostatni bilans był sporządzony rok wcześniej. Powiadomiono policję. Po przeszło półrocznym śledztwie do sądu trafił akt oskarżenia przeciw Elżbiecie S.

Proces trwa - od 2003 r.

Sąd Rejonowy w Nowej Soli dwukrotnie już rozpatrywał sprawę przeciwko księgowej Pracowniczej Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej Pracowników Oświaty. Pierwszy raz w lutym 2004 r. Została wówczas skazana na trzy lata pozbawienia wolności oraz otrzymała pięcioletni zakaz zajmowania stanowisk związanych z księgowością i odpowiedzialnością materialną. Od wyroku odwołała się do Zielonej Góry, gdzie Wydział Karny Odwoławczy zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia z powodu uchybień proceduralnych.

Zanim w październiku 2006 r. Sąd Rejonowy w Nowej Soli zasądził Elżbecie S. identyczny wyrok jak w 2004r., odczytano zeznania wszystkich świadków. Przedstawiono też opinię biegłych psychiatrów i psychologa stwierdzającą poczytalność oskarżonej w czasie, gdy przywłaszczała cudze pieniądze. Była księgowa poinformowała bowiem sąd, że leczy się psychiatrycznie.

Ciekawe wnioski można było wyciągnąć, przysłuchując się odczytywanym w sądzie zeznaniom świadków. Były prośby kierowane do księgowej o przyspieszony zwrot wkładów z uwagi na zaleganie z opłatami za czynsz, koszty związane z operacją w klinice… Nie działało. Podziałały za to sugestywne groźby: zgłoszenia sprawy do prokuratury, na policję i do sądu. W tych przypadkach członkowie otrzymali swoje wkłady.

Oskarżona ponownie odwołała się do Sądu Okręgowego w Zielonej Górze.
W najbliższy czwartek kolejna rozprawa.

Nosił wilk razy kilka… I co dalej?

Na przechowywanych przez jedną z pokrzywdzonych dokumentach chichoczą dzisiaj dopisane rękoma oskarżonych - Elżbiety S. i Zbigniewa D.- notatki: „ prośba o przyspieszenie”, „uregulować resztę”, „otrzyma swoje wkłady do końca listopada jako 5. w kolejce”. Kiedyś wydawało się, że mają dużą wartość. Podobnie jak oświadczenie podpisane przez oskarżoną na temat jednej z członkiń kasy: „nie jest poręczycielem żadnej pożyczki, nie ma żadnych zadłużeń w kasie”, „stan wkładów wynosi 2.055 zł”, które przed dwoma laty zostało odczytane w sądzie w obecności obu zainteresowanych - oskarżonej i pokrzywdzonej. I potwierdzone przez tę pierwszą przed sądem, że zgodne z prawdą. I tyle.

Czy nowosolscy nauczyciele znajdą w końcu sprawiedliwość w sądzie? Takie przewlekanie sprawy jest niezrozumiałe dla przeciętnego obywatela. Cierpliwość to nauczycielska cnota, ale czy polskie sądy jej nie przeceniają?

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto