Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak przez lekarza nie zostałam królową balu

Anna Winczakiewicz
Anna Winczakiewicz
- Mamo, którą sukienkę mam w końcu założyć? - Aniu, włóż tą niebieską, wyglądasz w niej tak dziewczęco. - Ale ja nie mam wyglądać dziewczęco, tylko mam się podobać chłopakom!

Do uroczystego balu kończącego edukację w szkole podstawowej zostało już tylko kilka godzin, a ja wciąż przebierałam w stercie ubrań jak pijany DJ w płytotece. W końcu stanęło na czerwonej w kwiatki. Jeszcze tylko obiad, fryzjer i cały parkiet mój. Punktem programu miał być "filmowy" pocałunek w świetle stroboskopa z kolegą z równoległej klasy. Szanse miałam spore, bo ów kolega non stop ciągnął mnie za włosy i chował mój plecak w męskiej łazience – w wieku lat dwunastu było to wręcz wyznaniem miłości.

- Chodź bo zupa ci wystygnie. - wołała mama. Pomidorowa, moja ulubiona. Nie mogłam się jednak skupić na jedzeniu, bo coś mi nie pasowało. Czułam się tak, jakby górne zęby zahaczały o dolne, a cała szczęka przesuwała się na bok. No i bolała mnie trochę szyja – Może za intensywnie żułam gumę? Albo to od tego zamieszania? – pomyślałam. Nie zamierzałam pisnąć ani słówka w obawie, że coś stanie na przeszkodzie w wieczornej zabawie. Jednak z minuty na minutę ból przybierał na sile, a głowa dziwnie odchylała się do tyłu, także po chwili straciłam talerz z pola widzenia.

- Michał, proszę, powiedz co mam zrobić, Ania ma cały sztywny kark i nie może zginać szyi, co to może być? - zadzwonili do znajomego pediatry. - Alusia, nie denerwuj sie, pewnie jej coś przeskoczyło. Napuść gorącej wody do wanny, niech tak poleży pół godziny. Rozluźni się i jej przejdzie.

Tak też się stało i kolejną godzinę spędziłam zanurzona we wrzątku. W tym samym czasie na sali gimnastycznej popłynęły pierwsze dźwięki gorących rytmów. Czerwona sukienka leżała w kącie a ja dostałam tików nerwowych i na przemian podskakiwał mi lewy i prawy policzek. Wyglądając jak wcinający trawę królik zostałam zapakowana do samochodu i w tempie ekspresowym znalazłam się w zatłoczonej poczekalni szpitala.

Przypominam – miałam wtedy lat 12 i byłam słodka i niewinną dziewczynką. Minęła dobra chwila nim ktoś się mną zajął. Pielęgniarka spokojnie zakwalifikowałaby się do wagi ciężkiej, a na dodatek pachniała naftaliną. Od niechcenia spojrzała na mnie, poświeciła mi w oczy, i nie przestając żuć gumy spytała: „Co brałaś?”. Waga tego pytania dosłownie wgniotła mnie w krzesło. Nigdy nie zapomnę wyrazu oczu mojej mamy, które były gdzieś pomiędzy „ale to niemożliwe!” a „może jednak?”.

- Lepiej powiedz co brałaś, albo zostaniesz na tej ławce całą noc. Rozumiesz? - naftalinowy potwór nie dawał za wygraną i potrząsał mną rytmicznie.
- Ale ona ma dwanaście lat, to przecież niedorzeczne, żeby... - tłumaczyła mama.
- Co pani głupia jest? Seriali pani nie ogląda? Nie wie pani co się w szkołach dzieje?

Po tych słowach straciłam jakąkolwiek nadzieję. Rozgoryczona brakiem tytułu królowej balu szykowałam się na skomplikowane testy na obecność narkotyków. Wyobrażałam sobie nawet rozczarowane miny nauczycieli pt.: „a to takie grzeczne dziecko było”. Nie wiedząc co zrobić - rozpłakałam się, a zaraz potem zjawił się mój tata z bombonierką. Wypadkowa tych dwóch sytuacji umiejscowiła mnie w upragnionym szpitalnym łóżku. Ciało sztywniało dalej, do tego stopnia że dziewczyna ze wspólnej sali wzięła mnie za nieboszczyka. Co do sali – to nie była to byle jaka sala. „Nówka sztuka” – jak zachwalali wszyscy pracownicy. Może i seledynowa zieleń cieszyła oko, ale każdego dnia marzyłam o tym, by pooddychać świeżym powietrzem a nie rozcieńczalnikiem.

Traumatycznych przeżyć było jeszcze trochę, głównie dotyczyły skrępowania podczas kąpieli (w tych słynnych odremontowanych łazienkach nie było drzwi do kabin) albo wstrętu do kleikowatego jedzenia. Z radością przyjęłam wiadomość, że nie jestem już diagnozowana jako patologiczna dziewczynka. Powód mojego pobytu był zupełnie inny, co więcej, można powiedzieć że sami lekarze mnie tu przysłali. Otóż, kilka dni przed balem bolał mnie brzuch i dostałam niegroźnie brzmiący lek, torecan – najogólniej mówiąc przeciwwymiotny. Dawkowanie ustalił lekarz, 3 razy dziennie łykałam tabletkę i cieszyłam się że wracam do formy. Sytuacja komplikuje się, gdy wczytamy się w ulotkę: „Nie podaje się dzieciom poniżej 15 roku życia, ze względu na zwiększone ryzyko wystąpienia w tej grupie wiekowej działań niepożądanych”.

Wraz z odstawieniem leku chwilowy parkinsonizm ustał. Wróciłam do szkoły a nauczyciele „pieszczotliwie” szarpali moje policzki współczując przeżyć. Znalazło to odbicie w mojej średniej końcoworocznej, za co im dziękuje. Szkolna zabawa wcale nie była taka wspaniała, za to kolega awansował na mojego chłopaka jeszcze tego samego miesiąca. A pani doktor, od której dostałam receptę, gorąco się wypierała, jakoby kiedykolwiek mi ją wypisywała...

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto