Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak rodzi się w Japonii. Okiem Europejki

Jolanta Paczkowska
Jolanta Paczkowska
Jeszcze w szpitalu.
Jeszcze w szpitalu.
– Japonki nie powinny przytyć w ciąży więcej niż 8 kg. Rozbawiło mnie, kiedy w ósmym miesiącu ciąży okazało się, że od ostatniego ważenia schudłam pół kilograma, a położna pogratulowała mi samozaparcia i rzekomej walki z nadwagą - mówi rodowita nowosolanka, Małgorzata Kondracka, obecnie mieszkanka Ichihary w Japonii.

Małgosiu, pozwolisz, że tak się będę do Ciebie zwracać? Pamiętam Cię jako uczennicę zdolną, rezolutną, ambitną, ciekawą świata. No właśnie, z tą ciekawością świata chyba jest coś na rzeczy? Najpierw Niemcy, teraz Japonia… Kraj, który dla przeciętnego Europejczyka jest dość egzotyczny, a dla Polaków, którzy na większą skalę właściwie od niedawna świat poznają, tym bardziej. Ale po kolei…Wiem, że skończyłaś chemię środowiskową na Uniwersytecie Wrocławskim, a potem?

Po skończeniu studiów wyjechaliśmy z mężem do Niemiec. Tam na uniwersytecie Martina Lutra w Halle-Wittenberdze zrobiliśmy doktorat z chemii. Po doktoracie przeprowadziliśmy się do Aachen pod belgijsko-holenderską granicę. Przez dwa lata pracowaliśmy jako pracownicy naukowi na RWTH Aachen (Politechnika). Łącznie w Niemczech spędziliśmy 6 lat.

Męża poznałaś na studiach?
– Tak, z Marcinem Konkolem, moim mężem, razem studiowaliśmy we Wrocławiu. Marcin jest rodowitym wrocławianinem. Razem też zrobiliśmy doktorat. Zatem w domu przy kolacji nie da się uniknąć rozmów o pracy, ale nie chciałabym, aby nasz syn był chemikiem (śmiech). W Japonii jesteśmy od siedmiu miesięcy. Przyjechaliśmy tutaj, ponieważ mój mąż dostał propozycję pracy z japońskiej firmy Sumitomo Chemicals jako pracownik badawczy. Jest to jedna z największych chemicznych firm w Japonii. Kontrakt jest maksymalnie na 3 lata, ale nie wiem, czy tak długo wytrzymamy tutaj (śmiech). Ja nie pracuję, świadomie zrezygnowałam na jakiś czas z "robienia kariery" i na razie zajmuję się naszym dwumiesięcznym synkiem Jasiem.

No właśnie, a jak rodzi się w Japonii? Jak wygląda życie ciężarnych kobiet?
– Na początek muszę się poskarżyć, że w Japonii los ciężarnych kobiet w środkach komunikacji miejskiej jest nieciekawy, tu nie ustępuje się miejsca. Choć w każdym autobusie, czy pociągu, są miejsca uprzywilejowane, co zadziwiające, w Japonii, kraju zakazów i nakazów, nikt tego nie przestrzega. Kiedyś zdarzyła mi się sytuacja, że w autobusie na miejscach uprzywilejowanych siedziało dwóch młodych sararimanów ew. salarymanów (Japończycy nie odróżniają w wymowie l i r, jest to japoński neologizm nieistniejący w języku angielskim, oznaczający pracownika korporacji, czyli kaishy) i dwóch uczniów w strojach sportowych, a obok stałam ja, wtedy w 9 miesiącu ciąży, młoda kobieta z dzieckiem na ręku i para staruszków. Dla odmiany mogę opowiedzieć podobną sytuację z Niemiec, gdzie do prawie pustego tramwaju wsiadła starsza pani i od razu ruszyła w kierunku miejsca uprzywilejowanego, na którym siedział młody człowiek, należący do jakiejś subkultury młodzieżowej. Po zwróceniu uwagi chłopak grzecznie wstał i przesiadł się na inne miejsce.

A opieka nad kobietą ciężarną?
– Przed porodem chodziłam do japońskiej szkoły rodzenia. Zajęcia były organizowane przez urząd miasta, bezpłatnie (organizowane przez szpitale są płatne). Mnie dodatkowo przysługiwał tłumacz. Była to starsza pani, nauczycielka języka angielskiego ze szkoły podstawowej, która czasami była lekko zażenowana tym, że musi używać takich słów jak macica, czy pochwa i to jeszcze w obecności mojego męża. A trzeba dodać, że mój mąż był jedynym mężczyzną w szkole rodzenia. Zajęcia głównie dotyczyły opieki nad dzieckiem. Stosunkowo mało było ćwiczeń dotyczących porodu. Za to przez ponad godzinę tłumaczono nam, jak dbać o… higienę jamy ustnej i używać nici dentystycznej. Na moje pytanie dlaczego, pani prowadząca odpowiedziała, że w Japonii dużym problemem jest próchnica u małych dzieci.

Jaki jest koszt opieki lekarskiej?
– Ciąża i poród są w Japonii dość dużym obciążeniem finansowym dla rodziców. Państwowe ubezpieczenie zdrowotne, które pokrywa 70 proc. kosztów leczenia, nie obejmuje opieki prenatalnej i porodu. W Japonii koszt porodu to 3 do 10 tys. euro, w zależności od szpitala. Za to 3 tys. euro wynosi tutejsze becikowe, wiec część kosztów się zwraca. Ponadto przez rok dziecko ma również darmowe szczepienia i pełną opiekę medyczną.

I jak wygląda ta opieka?
– Pod opieką japońskiego lekarza byłam od połowy ciąży. W zasadzie japońskie i niemieckie szpitale niczym się nie różnią, poza tym, że przed wejściem do japońskiego zdejmuje się buty (śmiech). Tak naprawdę Japonia i Niemcy mają dokładnie ten sam schemat opieki nad ciężarną, tzn. ten sam grafik i przebieg wizyt. To bardzo ułatwiło mi sprawę, ponieważ największym problemem w Japonii jest - niestety - nieznajomość japońskiego i to, że bardzo mało osób tutaj mówi po angielsku. Kiedy przyjechaliśmy do Japonii, zauważyliśmy, że najbliższa klinika ginekologiczno-położniczo-pediatryczna jest naprzeciwko naszego miejsca zamieszkania. Pomyśleliśmy, że dobrze się składa, ponieważ nie mamy samochodu, a tutaj na prowincji odległości pomiędzy szpitalami, centrami handlowymi, itp. są dosyć spore. Niestety, okazało się, że na dwóch lekarzy pracujących w klinice tylko jeden mówił po angielsku i to bardzo słabo. Po którymś z kolei badaniu skwitowanym jednym angielskim zdaniem "Your baby is OK" postanowiliśmy jednak zmienić szpital. W drugiej klinice, do której się zgłosiliśmy, też nie było lekarza mówiącego w stopniu komunikatywnym po angielsku.
To ciekawe…
– Generalnie istnieje w Japonii problem z nauką angielskiego i języków obcych. Język japoński zaadoptował masę angielskich słów na skalę niespotykaną w innych językach, które to słowa zostały zjaponizowane poprzez nowe, kaleczące wymowę: "hambaga" to hamburger, "terebi" to television, "pureya" to player, "makudonarudo" to McDonald's, "fairu" to file itp. Naukę angielskiego dzieci zaczynają stosunkowo wcześnie, ale chyba system jest zły, bo niewiele osób potrafi się w tym języku porozumiewać. Dochodzi do tego paniczna nieśmiałość Japończyków, która powoduje, że nawet jak ktoś trochę po angielsku mówi, to boi się usta otworzyć ze strachu przed błędami językowymi. Japończycy, którzy rzadko przyznają się do błędów lub do tego, że czegoś nie potrafią zrobić, zawsze wynajdują jakieś absurdalne dla nas wytłumaczenie. W przypadku języka angielskiego oficjalne stanowisko jest takie, że Japończycy mają inaczej zbudowany aparat mowy i dlatego ciężko im się nauczyć tego języka. Fakt, że inne, bądź co bądź azjatyckie nacje, jak Koreańczycy, czy Tajowie w większości mówią po angielsku bez problemu, nie ma żadnego znaczenia. To tyle dygresji na temat języka angielskiego.

No właśnie, wróćmy do japońskiej służby zdrowia…
– Koniec końców przy pomocy znajomych znaleźliśmy szpital uniwersytecki, gdzie jeden z lekarzy był na stażu w USA i mówił w miarę swobodnie po angielsku. Jak to w Japonii bywa, musieliśmy napisać list do pierwszej kliniki wyjaśniający, dlaczego zdecydowaliśmy się na zmianę i oczywiście z przeprosinami. W Japonii raczej nie ma oddzielnych praktyk ginekologicznych. Ciężarna ma zazwyczaj do wyboru małe kliniki (małe tutaj na prowincji, w Tokio mogą być całkiem duże) lub regularne szpitale. Taka klinika zajmuje się wszystkim, tzn. badaniami ginekologicznymi, opieką prenatalną, porodem, opieką poporodową i wreszcie pediatrią. Zadziwiające jest, że z reguły jest to interes rodzinny i pracuje tam maksymalnie 2-3 lekarzy. Później, po porodzie i przeprowadzeniu wywiadu ze znajomymi Japonkami, zorientowałam się, ze kobiety preferują raczej małe kliniki ze względu na atmosferę, komfort, kuchnię (bardzo ważne kryterium wyboru dla Japończyka). Do szpitala odsyłane są przypadki specjalne i trudne ciąże. Lekarz w Japonii nazywany jest senseiem, czyli mistrzem. Znaczenie tego słowa doskonale odzwierciedla dystans, jaki dzieli lekarza i resztę świata, czyli pacjentów i niższy personel szpitala. Japończycy nie zadają lekarzowi pytań, spijają każde słowo z jego ust bez cienia kontestacji, więc nasza postawa musiała być dla naszego senseia nie lada wyzwaniem. Czasami też widziałam zakłopotanie na jego twarzy, gdy pytałam się o sprawy niezwiązane bezpośrednio z ciążą. Większość problemów, takich jak samopoczucie w ciąży, nietypowe objawy, co robić jak się zacznie poród, sprawy administracyjne, czy opłaty powinnam przedyskutowywać z położną. Niestety, ponieważ położne w ogóle nie mówiły po angielsku, musiałam się pytać o to mojego senseia, który z japońską cierpliwością odpowiadał jednak na wszystkie pytania. Każda wizyta rozpoczynała się "rozmową" z położną, na której m.in. były dyskutowane moje postępy w przybieraniu na wadze.
Podobno Japończycy bardzo dbają o linię i wszelkie diety?
– Tak, preparaty odchudzające, trafiają tutaj na podatny grunt. Kiedy po rutynowej kontroli lekarskiej w pracy mojego męża okazało się, że jego BMI nieznacznie przekracza 25, musiał przedstawić pisemny plan (sport, dieta), jak to zmienić. Wartości kaloryczne są tu wypisane na wszystkim, nawet, co mnie zaskoczyło, na gotowych zestawach obiadowych o-bento. Japonki mają ograniczenie, by nie przytyć w ciąży więcej niż 8 kg. Dlatego niektóre z nich dwa tygodnie po porodzie wyglądają tak, jakby nigdy nie były w ciąży. Kiedy w ósmym miesiącu ciąży okazało się, że od ostatniego ważenia schudłam pół kilograma położna mi pogratulowała samozaparcia i rzekomej walki z nadwagą (śmiech). Czasami widziałam przerażone spojrzenia przechodzących ludzi rzucane na mój brzuch, którzy przypuszczali pewnie, że będę miała trojaczki, a w ciąży przytyłam w sumie tylko 12 kilogramów.

No a sam poród?
– Wiem, że same warunki porodu jak i opieki poporodowej różnią się w zależności od szpitala, czy kliniki i mogą być jednym z kryteriów wyboru. My niestety go nie mieliśmy. W szpitalu, w którym rodziłam, mąż mógł być obecny przy porodzie, ale za to niestety nie było możliwości otrzymania znieczulenia (Japonki rodzą w milczeniu, jak mnie poinformowano). Ogólnie w Japonii promuje się "poród naturalny", co mniej więcej znaczy - żadnych medykamentów. Podczas porodu personel był bardzo miły. Położne przychodziły zrobić masaż pleców podczas skurczu, czy podnieść zagłówek. Myślę jednak, że jest to standardowe zachowanie wynikające z japońskiego podejścia do wykonania powierzonego zadania. Inna rzecz to moje dodatkowe życzenia, które, jak sądzę, nie mieszczą się w zakresie obowiązków położnych. Przypuszczam, że zostały one spełnione tylko dlatego, że nikt nie miał odwagi odmówić tak bezpośrednio sformułowanej prośbie.

Na przykład?
– Po kilku godzinach porodu poprosiłam o odłączenie mnie od ktg, ponieważ chciałam mieć możliwość spacerowania. Po konsultacji z lekarzem odłączono, a położna przychodziła co pół godziny z przenośnym ktg. Podobnie rzecz się miała ze znieczuleniem. Szpital nie przewidywał znieczulenia zewnątrzoponowego, czy jakichkolwiek środków przeciwbólowych, ale na "łagodną perswazję" mojego męża dostałam Pethidine. Myślę, że po prostu uległa i podporządkowana Japonka nigdy by nie wystąpiła tak jasno i otwarcie ze swoimi życzeniami, jak my to zrobiliśmy.
A opieka poporodowa?
– Po porodzie opieka nade mną i Jasiem była bez zarzutu. Jaś przebywał na specjalnej sali obok dyżurki pielęgniarek, a ja na oddziale ginekologicznym. Jaś oczywiście jako białe dziecko został gwiazdą oddziału i ulubieńcem wszystkich położnych. Normalnie w tym szpitalu kobiety po porodzie leżą na oddziale ginekologicznym w salach sześcioosobowych. My skorzystaliśmy z możliwości wykupienia sali jednoosobowej, by nie drażnić naszym gajdzińskim (gajdzin = spolszczony gaikokujin, czyli po japońsku obcokrajowiec, dosłownie outsider) zachowaniem innych, w większości starszych pań, leżących na ginekologii. Dzieci znajdowały się na sali obok dyżurki położnych, na którą mamy miały wolny wstęp, by karmić (oczywiście o wyznaczonych porach), czy kąpać. Mam wrażenie, że Japonki raczej chwalą sobie ten system odseparowania dziecka po porodzie. Chcą wykorzystać czas w szpitalu na odpoczynek. W moim szpitalu jedno karmienie wypadało o 3 w nocy. Normalnie położne karmiły dzieci o tej porze butelką. Ja, bojąc się o moją laktację, spytałam, czy mogę przychodzić karmić piersią. Były zdziwione, ale oczywiście nie było problemu. Byłam jedyną mamą karmiącą piersią o tej porze. Wszystko, co robiłam z Jasiem, odbywało się pod czujnym wzrokiem położnych, które nie tylko sprawdzały mnie jako matkę, ale także testowały, czy gajdzinka da sobie radę (śmiech).

Jak długo zostaje się w szpitalu?
– Przez pięć dni. W tym czasie kobieta ma odpocząć po trudach porodu. Wtedy też organizowana jest uroczysta kolacja dla matki, jako rodzaj wyróżnienia. Pozostały czas spędza się na przystosowaniu do życia w pozaszpitalnej rzeczywistości. Położne uczą, jak opiekować się maluchem, przystawiać do piersi, kąpać, itd. Co do karmienia piersią oczywiście, jak to w Japonii bywa, nic nie może być spontaniczne, czy nieuporządkowane. Karmienie odbywało się w ściśle wyznaczonych godzinach. Wszystkie matki zjawiały się w specjalnym pokoju, gdzie znajdowała się waga, przewijak, termostat z przygotowanym mlekiem modyfikowanym, a w tle leciała z magnetofonu muzyka. Dziecko należało zważyć przed i po karmieniu piersią, a ewentualną różnicę w przewidzianej dawce dopoić mlekiem modyfikowanym. Oczywiście nie byłaby to Japonia, gdyby po karmieniu nie trzeba było wypełnić specjalnej tabelki dotyczącej wagi i fizjologii i tak 6 razy dziennie. Po pięciu dniach treningu pod czujnym okiem położnych (w moim przypadku podwójnie czujnym) zostaliśmy wypisani do domu.

Kobieta z dzieckiem wraca do domu…
– Po piecio- lub sześciodniowym pobycie w szpitalu można w końcu zabrać dziecko do domu. Taka ciekawostka. W Tajlandii i Japonii po porodzie dostaje się na pamiątkę zaschnięty kikut pępowiny, który normalnie odpada po kilku tygodniach. Zwyczaj "heso no o" w Japonii wiąże się z przekonaniem, że pępowina będzie odstraszać złe moce. Zasuszoną pępowinę przechowuje się w pudelku z drewna paulowni. My nie zdecydowaliśmy się na to, ale dostaliśmy w prezencie od szpitala zdjęcie Jasia zrobione zaraz po porodzie, nagranie jego pierwszego krzyku i odbicie małych stópek na papierze. To również przyjęte tu zwyczaje.

A jak wygląda opieka nad niemowlakami?
– Po porodzie Japonka może liczyć na pomoc swojej mamy. Przyjęte jest, że kobieta po porodzie przeprowadza się na jakiś czas do rodziców lub też dziadkowie wprowadzają się do świeżo upieczonych rodziców. Pierwszy miesiąc po porodzie jest ustalony jako odpoczynek dla mamy. Wszelkie obowiązki domowe przejmuje babcia. My niestety, z wiadomych względów, nie mogliśmy liczyć na taką pomoc. Dodatkowo musieliśmy zaraz po porodzie załatwić masę formalności, jak wyrobienie Jasiowi paszportu, wystąpienie o wizę, rejestracja w urzędzie miejskim, itp. Podanie o paszport… Jaś musiał złożyć osobiście, dlatego też wybraliśmy się z naszym dwutygodniowym synkiem do Tokio. A co ciekawe, w Japonii do trzeciego miesiąca życia praktycznie nie wychodzi się z dzieckiem na spacer. Japończycy uważają, że zachodnie dzieci są słodkie, dlatego kiedy spacerujemy z Jasiem, co chwilę słyszymy: kawaii, czyli cute, sweet, lovely. Po 100 dniach od porodu organizuje się dziecku pierwszy "dorosły" posiłek Okui-hajime - "początkowy posiłek". Jest to świętowanie tego, że dziecko zaczyna jeść samo. Co oczywiście jest dużą przenośnią.

Rodziny z dziećmi można tu spotkać praktycznie wszędzie, w restauracjach, parkach rozrywki, na zakupach, czy po prostu w parku. Nikogo nie dziwi obecność dzieci i nikomu nie przeszkadza płacz, czy głośne zachowywanie się dziecka. Inną charakterystyczną cechą jest to, że Japończycy noszą swoje dzieci. W sklepach wybór nosidełek jest ogromny, a i tak widziałam dzieci noszone w zwykłej chuście przewiązanej w pasie. Dzieci są noszone niezależnie od wieku, na plecach i z przodu, w nosidełku i bez.
Co prawda publiczne karmienie piersią nie jest przyjęte, ale niemal w każdym domu handlowym znajdują się miejsca, gdzie oprócz przewijaka jest też termostat z ciepłą wodą do przygotowania mleka modyfikowanego, waga, czy wreszcie mały pokoik, w którym można nakarmić piersią. Przewijaki są praktycznie wszędzie, w każdej restauracji, na dworcach, w toaletach publicznych. Dodatkowo wszystkie chodniki są obniżane, więc jazda wózkiem nie stanowi problemu. Na dworcach, w sklepach wszędzie są windy. Widać, że dzieci tutaj są lubiane i akceptowane w życiu publicznym. Ogólnie jest to kraj przyjazny dla matki z dzieckiem.

Dziękuję i życzę całej Rodzince zdrowia, dalszych sukcesów i ciekawych znajomości, także Jasiowi.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto